piątek, 6 listopada 2015

10

Patrząc prosto w jego oczy powoli pokręciłam głową.
-Dlaczego?- wyszeptał.
-Jesteśmy pijani- odpowiedziałam, próbując trzeźwo myśleć- To nie jest dobry pomysł...
-Nie kocham już Aśki- wypalił.
-To nic nie zmienia- powiedziałam, kładąc dłoń na jego policzku.
-Jestem głupi...- westchnął po dłuższej chwili, po czym natychmiast zerwał się z łóżka siadając na jego skraju i opierając przedramiona o kolana.
-Przestań, nie jesteś głupi- powiedziałam, klękając tuż za nim. Zapadło milczenie, które dla mnie trwało wieczność. Delikatnie położyłam dłoń na szerokich plecach Bartka.
-Nie gniewaj się na mnie- poprosił.
-Nie gniewam się- szepnęłam- Chodź, idziemy na dół- pociągnęłam go za rękę w stronę drzwi, po drodze zakładając buty.

W poniedziałek przed południem byliśmy już z powrotem w Bełchatowie.
Jeśli chodzi o to, co wydarzyło się w sobotni wieczór... Cóż, nie rozmawialiśmy o tym i udawaliśmy, że nie miało miejsca. Tak, chowaliśmy głowę w piasek, ale szczerze mówiąc- nie było czego roztrząsać.
Po powrocie do domu Karola wzięłam szybki prysznic i wstawiłam pranie. Następnie zrobiłam sobie kawę, chwyciłam jakieś modowe czasopismo i z zamiarem lekkiego odmóżdżenia się, wygodnie rozsiadłam się w miękkim fotelu. Moja sielanka nie trwała jednak długo, ponieważ już po chwili do salonu wparadował Karol z szerokim uśmiechem na ustach.
-Hej!- powiedział dziarsko i zajął miejsce na pufie naprzeciwko mnie.
-Heeej?- bardziej zapytałam niż odpowiedziałam- Dlaczego jesteś w takim dobrym humorze? Bartek wpadł pod autobus?- uniosłam jedną brew, przyglądając mu się uważnie.
-Nie. Choć nie ukrywam, że bardzo ułatwiłoby mi to życie- przeniósł wzrok w bok i uśmiechnął się lekko, jakby bardzo spodobało mu się to, co właśnie powiedziałam.
-Do rzeczy- ponagliłam go.
-A tak... Doszedłem do wniosku, że mimo tego że mieszkamy razem, to prawie się nie znamy. Dlatego pomyślałem, że moglibyśmy...- Karol jednak nie zdążył dokończyć, co byśmy mogli, bo rozległ się głośny sygnał mojego telefonu.
-Przepraszam, zaraz wracam- odrzuciłam gazetę na stół i zerwałam się, biegnąc w stronę kuchni, gdzie na stole leżał aparat. Spojrzałam na wyświetlacz: ''Bartuś''. Sam się tak zapisał, żeby nie było.
-Halo?- rzuciłam do słuchawki.
-Hej, Natka, jak leci?- usłyszałam jego wesoły głos.
-Hej, no jakoś... A u ciebie?- odpowiedziałam niepewnie. Coś się kroiło.
-Robisz coś?- zapytał, ignorując moje pytanie.
-Ee, no aktualnie to nic szczególnego- odrzekłam zgodnie z prawdą.
-To może masz ochotę na obiad? Czy coś takiego...
-Tak. W sumie dlaczego nie- odpowiedziałam wesoło.
-Świetnie!- wydawał się być bardzo zadowolony- To moglibyśmy coś ugotować razem... Znaczy ja dla ciebie- dodał szybko, a ja mimowolnie szeroko się uśmiechnęłam.
-Brzmi super- uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
-Będę musiał wykorzystać twoje auto- westchnął.
-Masz pustą lodówkę, prawda?- zapytałam rzeczowo.
-Nie, wcale nie- natychmiast zaprzeczył- Jest kostka masła i światło- oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha. Zaśmiałam się cicho.
-Dobra, to przyjeżdżaj, czekam- rzuciłam i zerwałam połączenie- Przepraszam, już jestem- powiedziałam, ponownie wkraczając do salonu- O czym my to...?
-Właśnie miałem zaproponować ci wypad na jakiś fajny obiad, a potem może kino...
-Eee- zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy on właśnie proponował mi randkę? -Kurczę, Karol, gdybyś zapytał minutę wcześniej... Właśnie się umówiłam- westchnęłam, pokazując mu trzymany w dłoni telefon.
-Z Bartkiem?- zapytał, mrużąc oczy, a ja niepewnie pokiwałam głową- Nie przejmuj się... Innym razem...- wstał z pufy i nogą podsunął ją pod ścianę.
-Karol, ja przepraszam...- powiedziałam,  również wstając. Nie wiedziałam dlaczego go przeprosiłam. Przecież niczym nie zawiniłam...
-Daj spokój- odpowiedział, a przez jego twarz przemknął cień uśmiechu- Wiem, że nie powstrzymam cię od spotykania się z nim... I życzę wam wszystkiego dobrego, naprawdę- nie wiedzieć czemu zabrzmiało to bardzo szczerze- Tylko błagam, uważaj- złapał moje dłonie i przesadnie długo patrzył w moje oczy.
-Jasne, jasne- burknęłam, odwracając spojrzenie. W końcu ile można słuchać tej samej śpiewki?
-I dla ścisłości- to nie była propozycja randki- spojrzał na mnie wymownie- Spotykam się z Zosią... No wiesz, tą dziewczyną, z którą byłem na weselu Pita...
Pokiwałam głową.
-W takim razie cieszę się, że nie muszę dawać ci kosza- uśmiechnęłam się szeroko.

Pół godziny później razem z Bartkiem byliśmy już w pobliskim supermarkecie. Ja musiałam pchać wózek, ponieważ gdyby Kurek chciał to robić, musiałby iść zgięty w pół. Siatkarz szedł parę kroków przede mną i co chwila dorzucał coś do koszyka, ja jednak nie zwracałam na to większej uwagi.
Gdy w końcu stanęliśmy przy kasie, wózek był pełen i kasjerce zajęło trochę czasu, nim nabiła ceny wszystkich produktów.
-Natalka, wiesz co... Ja przyprowadzę bliżej auto, a ty zapłać, dobrze?- wyjął z tylnej kieszeni spodni czarny skórzany portfel i podał mi go z uśmiechem. Lekko pokiwałam głową, zdziwiona faktem, że tak mi ufa; zobaczyłam bowiem, że znajdują się w nim wszystkie dokumenty.
-Sto czternaście złotych i siedemnaście gorszy- wyrecytowała kasjerka. Zapłaciłam i zapakowałam zakupy z powrotem do wózka, po czym z niemałym trudem wypchnęłam go przed sklep. Bartek stał oparty o bagażnik mojego auta i ze zbolałą miną trzymał się za łydkę.
-Co się stało?- zapytałam zostawiając wózek i biegnąc w jego stronę.
-Nic, nic. Źle stanąłem, gdy biegłem...- odpowiedział, prostując się.
-Co? Gdzieś ty biegł?- zapytałam zdziwiona i jednocześnie przerażona. Ojciec udusi mnie za kontuzjowanie jego zawodnika. Klęknęłam przy nim i niezbyt wiedziałam, co ze sobą zrobić.
-No po kwiatki dla ciebie...- dopiero teraz zauważyłam bukiet pięknych czerwonych tulipanów w jego dłoni, którą wskazywał na mężczyznę z naręczem takowych.
-Ojej...- wyrwało mi się- Bardzo dziękuję- odpowiedziałam wstając.
-Bardzo proszę- podał mi je z uśmiechem- Nie pytaj, jaka była jego mina, gdy płaciłem dwuzłotówkami wydobytymi z kieszeni płaszcza...
-O właśnie, proszę- podałam mu jego portfel, po czym powąchałam kwiatki przymykając powieki. Pachniały przepięknie. Poczułam piekące spojrzenie Bartka i natychmiast przeniosłam na niego wzrok. Ten uśmiechnął się lekko, po czym powiedział:
-Przyprowadzę ten wózek- i udał się w stronę wejścia do marketu. Otworzyłam bagażnik i przysiadłam na nim, nie przestając wąchać tulipanów. Kurek zdobył się na naprawdę piękny gest. Zdziwiłam się, gdy po upływie dłuższej chwili siatkarz nadal nie nadchodził. Podniosłam głowę i wodziłam wzrokiem w jego poszukiwaniu. Stał przed wejściem do sklepu wesoło rozmawiając z jakimś mężczyzną. Facet wyglądał na zaniedbanego. Miał na sobie grube warstwy brudnych ciuchów, na głowie wysłużoną czapkę, spod której wystawały długie i sklejone włosy, a na twarzy potężny zarost. Bartek przyjacielsko się do niego uśmiechnął, powiedział coś i ruszył w moją stronę.
-Natalka, możesz to zapakować?- zapytał- Ja zaraz wrócę- bez słowa skinęłam głową i położyłam kwiatki na tylnym siedzeniu samochodu, nie spuszczając jednak wzroku z siatkarza. Ponownie wrócił pod sklep, do którego następnie wszedł wraz z mężczyzną. Posłusznie zapakowałam zakupy i czekałam oparta o bagażnik. Poprawiłam gruby szal, gdyż strasznie wiało i właśnie wtedy ujrzałam Bartka wychodzącego z supermarketu w towarzystwie owego zaniedbanego mężczyzny, który teraz dzierżył w rękach dwie, po brzegi wypełnione jedzeniem, duże reklamówki. Serce zabiło mi jak młotem, gdy dostrzegłam jak wesoło z nim gawędzi, a następnie przyjaźnie żegna. Szczerze mówiąc nie mogłam opanować wzruszenia i ukryłam twarz w szalu, widząc zmierzającego w moją stronę siatkarza.
-Coś się stało?- Kurek położył dłonie na moich ramionach. Lekko pokręciłam głową i wtuliłam twarz w jego kratkowaną koszulę, wystającą spod do połowy rozpiętego płaszcza.
-Natalka, dlaczego płaczesz?- chwycił moją buzię w swoje wielkie dłonie i ze szczerą troską malującą się na twarzy spojrzał w moje oczy tak, jakby chciał przez nie zajrzeć w moje myśli.
-N... Nie wiem- odpowiedziałam zgodnie z prawdą- Po prostu jesteś bardzo dobrym człowiekiem i cieszę się, że cię poznałam- wyszeptałam. Bartek lekko ucałował moje czoło, po czym przyciągnął mnie do siebie, zamykając w niedźwiedzim uścisku.
-Tak mnie wychowano. Mam więcej, więc muszę pomagać tym, którzy mają mniej...- powiedział w moje włosy- A teraz wsiądźmy już do samochodu, bo jest okropnie zimno.

Dwadzieścia minut później wypakowywaliśmy już zakupy w mieszkaniu Bartka.
-Już jestem- oznajmił, wkraczając do kuchni w okularach z czarnymi oprawkami na nosie.
-Od kiedy ty nosisz okulary?- zapytałam zdziwiona.
-Od jakichś dziesięciu lat...- odpowiedział, biorąc ode mnie naręcze warzyw- Zazwyczaj noszę soczewki. Są wygodniejsze, ale bardzo podrażniają oczy...
-Uroczo wyglądasz w tych okularach- wypaliłam i już po chwili poczułam jak się czerwienię- Masz jakiś wazon?- zapytałam wskazując na kwiaty, usilnie próbując zmienić temat- Nie chcę żeby zwiędły.
-Jasne- uśmiechnięty od ucha do ucha siatkarz bez trudu sięgnął flakon stojący na najwyższej kuchennej półce.
-Super- mruknęłam, wstawiając kwiaty do wody. Postawiłam je na stole, bo idealnie tam pasowały- Co jemy?- stanęłam za Bartkiem i wychyliłam głowę zza jego ramienia.
-Lubisz krewetki?- zapytał, obracając się w moją stronę.
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami- Jadłam je tylko raz i w dodatku przygotowała ja moja mama- skrzywiłam się na samą myśl o tym paskudnym posiłku.
-W takim razie mam nadzieję, że cię do nich przekonam- uśmiechnął się szeroko i zajął krojeniem czegoś na drewnianej desce. Usiadłam na blacie tuż obok niego, co chwila podskubując mu coś do przekąszenia. Przyglądałam się uważnie jego ruchom. Był wielki, a mimo to poruszał się po kuchni z niewymuszoną gracją, dokładnie wiedząc, kiedy schylić głowę, by nie uderzyć w okap.
-Powiedz mi coś o sobie. Tak mało wiem...- powiedziałam nagle.
-A co chcesz wiedzieć?- zapytał, podnosząc na mnie wzrok.
-Wszystko- wzruszyłam ramionami.
Bartek przez chwilę zamyślił się, następnie pokiwał głową i zaczął mówić:
-Urodziłem się w Wałbrzychu. Jestem od ciebie dwa lata starszy... Mój tata był siatkarzem i to dzięki niemu jestem tu gdzie jestem, bo to on od najmłodszych lat oswajał mnie z halą... No co tam jeszcze...- wrzucił parę produktów na patelnię, aż wszystko zaskwierczało- Jestem strasznym bałaganiarzem. Poważnie- spojrzał na mnie- Zapytaj Pita ile razy chciał mnie wywalić z pokoju na zgrupowaniu. Zachichotałam. Słuchając go z uwagą, spijałam każde słowo z jego ust- Często krzyczę i przeklinam...
-Co?- zapytałam zdziwiona, zatrzymując szczyptę parmezanu w połowie drogi do ust.
-Ja wiem, że ty tego nie widzisz...- chyba lekko się zarumienił- Ale naprawdę często się wściekam i dość łatwo wyprowadzić mnie z równowagi. Szczególnie, gdy coś mi nie wychodzi...- kilkakrotnie zamrugał powiekami- Uwielbiam czekoladę, lody truskawkowe, colę i frytki.
Przewróciłam oczami.
-Czy wy przypadkiem nie powinniście odżywiać się zdrowo?- zapytałam.
-Kto o to dba- wzruszył ramionami- Ważne żeby za dużo masy nie weszło- pieszczotliwie poklepał się po brzuchu, a ja cicho się zaśmiałam- Jestem strasznym leniem... No i boję się latać samolotami- skwitował- Wystarczy tyle?
-Wystarczy- zapewniłam go, przechylając głowę w prawo i przyglądając mu się z uwagą- Ile ty masz wzrostu?
-Dwieście siedem- oznajmił takim tonem, jakby mówił o pogodzie. Ze zdziwienia aż otworzyłam usta- A ty?
-Metr sześćdziesiąt osiem- z zakłopotaniem wzruszyłam ramionami.
-Liliputek- zaśmiał się, a ja żartobliwie uderzyłam go w ramię- Zgadniesz jaki mam rozmiar buta?
Wychyliłam się lekko, by spojrzeć na ziemię.
-Buta?- zapytałam kpiącym tonem- To są kajaki, a nie buty!- prychnęłam- Pięćdziesiąt- w końcu powiedziałam dumnie.
-Skąd wiesz?- spojrzał na mnie zdziwiony.
-Kupowałeś przy mnie buty w Manufakturze, pamiętasz? Ekspedientka o mało nie padła jak to powiedziałeś- uśmiechnęłam się na wspomnienie tego dnia- Dziwne, że w ogóle mieli takie giganty.
-Generalnie to wychodzę z założenia, że rozmiar nie ma znaczenia- spojrzał znacząco na mój dekolt.
-Kurek, zboku!- pisnęłam, zakrywając się swetrem.
-A było tak miło...- westchnął.
-Generalnie, Bartek, to ja bardzo cię lubię- zapewniłam go.
-Wiem- odpowiedział pewnie i uśmiechnął się szeroko.
-Tak? A skąd?- zapytałam podejrzliwie.
-Bo ja wiem- wzruszył ramionami- Wszyscy mnie lubią.
-Generalnie to ja bardzo cię lubię, ale nie dla psa kiełbasa- dokończyłam, wytykając mu język.

-I jak? Smakowało?- zapytał Bartek, gdy po godzinie siedzieliśmy na kanapie w salonie.
-Pyszne było. Naprawdę potrafisz gotować- uśmiechnęłam się szeroko- I przekonałeś mnie do krewetek.
-Bardzo się cieszę- odwzajemnił mój uśmiech i podał mi kieliszek z czerwonym winem, stojący na szklanym stoliczku przed nami. Upiłam łyk, stale czując piekące spojrzenie Bartka na policzku.
-Stało się coś?- zapytałam, zerkając na niego. Wyglądał na zmartwionego. Pokiwał głową i zagryzł dolną wargę. Wyglądał tak pociągająco, że nieświadomie lekko uchyliłam usta i wpatrywałam się w niego, jak w najpiękniejszy obrazek. Po chwili jednak lekko potrząsnęłam głową, sprowadzając się na ziemię.
-Chciałem porozmawiać o tym, co stało się w sobotę... Na weselu Pita- powiedział nieśmiało.
-Nie ma o czym mówić, serio...- stwierdziłam stanowczo- Byliśmy pijani. Do niczego nie doszło.
-Ale wstyd mi...- powiedział cicho, spuszczając wzrok.
-Nie ma sprawy, daj spokój- położyłam dłoń na jego ramieniu, uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. Bartek kiwnął głową.
-Może coś obejrzymy?- zaproponował.
-O, super!- ucieszyłam się. Podciągnęłam kolana pod brodę i patrzyłam jak wstaje i podchodzi do półki pełnej płyt.
-Hmm... Egzorcyzmy Emily Rose?- zaproponował.
-Nie ma mowy, będę się bała- upiłam kolejny łyk wina.
-Nietykalni?
-Świetnie! Pasuje- uśmiechnęłam się szeroko. Po chwili Bartek ponownie usiadł obok z wielką michą popcornu. Położyłam głowę na jaśku znajdującym się na krańcu sofy, nogi ułożyłam na udach chłopaka, który siedział bardzo blisko i usadowiłam miskę na swoim brzuchu.
-Idealnie- mruknęłam.
-Ta jaka wygodnicka- prychnął, splatając dłonie na piersiach.
-Mogę ci się posunąć- zaproponowałam z ustami pełnymi kukurydzy.
-No to ju- rzucił, wpychając się między mnie, a oparcie kanapy.
-Zaraz spadnę- oznajmiłam, czując jak się rozpycha.
-Wcale nie jestem taki gruby!- pisnął cienkim głosikiem, a ja zaśmiałam się cicho.
Film się zaczął, ale jakoś nie mogliśmy skupić się na oglądaniu. Popcorn ciągle nam gdzieś upadał, kilka razy o mało co nie spadłam z sofy, a Bartek stale narzekał na moje wszechobecne włosy.
Westchnęłam, wrzucając do ust kolejną porcję kukurydzy i wbijając wzrok w sufit.
-Okej, jest niewygodnie- stwierdził Kurek, podpierając się na łokciu.
-Mnej masy, wencej łeźby- stwierdziłam, z trudem przełykając popcorn.
-Coś ty powiedziała?- spojrzał na mnie poważnie i już po chwili jego dłonie błądziły po moim brzuchu niemiłosiernie mnie łaskocząc. Z moich ust stale wypływały salwy głośnego śmiechu, przerywane tylko krótkimi przerwami na zachłanne zaczerpnięcie oddechu.
-Już nie mogę, przestań!- pisnęłam, a miska z popcornem wylądowała na ziemi.
-No pięknie, jeszcze bałagan mi narobiłaś- burknął, udając nadąsanego.
-Przepraszam- szepnęłam z udaną skruchą, stale próbując uspokoić oddech, jednak już po chwili na mojej twarzy wykwitł zdradziecki uśmiech.
-A potrafisz ładniej przepraszać?- zapytał chytrze,a jego twarz powoli zbliżała się do mojej.
-Chyba potrafię- wymruczałam, chwytając jego buzię w swoje dłonie i składając na jego miękkich ustach delikatny pocałunek- Czujesz się ułaskawiony?
Bartek nie odpowiedział, tylko ponownie przywarł do moich ust. Jęknęłam cicho czując jego ciepły język rozchylający moje wargi. Czułam jego okulary wbijające się w moje policzki, więc szybko je zdjęłam i odwzajemniłam namiętny pocałunek jakim mnie obdarzył. Po chwili lekko się odsunął i kilkakrotnie zamrugał.
-Teraz owszem- przyznał, a na moich policzkach wykwitł pąsowy rumieniec.
-Ładnie wyglądam?- zapytałam, zakładając jego szkiełka.
-Nie wiem, bo nie widzę zbyt ostro, ale pewnie tak. Jak we wszystkim- uśmiechnął się, ukazując rządek białych zębów- Chodź, pójdziemy lepiej na spacer- zaproponował, wyciągając dłoń po swoje okulary.
-Trzeba posprzątać- wskazałam na leżący na białym dywanie popcorn.
-Później- machnął ręką, wstając, uważając przy tym, by nie wdepnąć w żadne ziarno.


Wieczór był wyjątkowo zimny i choć byłam naprawdę ciepło ubrana, a pod płaszczem miałam dodatkowo bluzę Kurka, było mi dość chłodno.
W milczeniu szliśmy przez parkową uliczkę. W okolicy było na tyle cicho, że słychać było jedynie szelest naszych kurtek. Chyba nieszczególnie przeszkadzał nam brak rozmowy, bo żadne z nas nie paliło się, by ją rozpocząć. Po prostu upajaliśmy się swoim towarzystwem i miałam wrażenie, że oboje czerpaliśmy z tego przyjemność.
-Natalka, wiesz, że nie zaprosiłem cię na to wesele tylko dlatego, że nie miałem z kim iść?- zapytał w końcu, a ja spojrzałam na niego niepewnie. Zatrzymał się przede mną, torując mi dalszą drogę. Zawahał się i przez chwilę znowu panowała cisza- Zaprosiłem cię, ponieważ uwielbiam spędzać z tobą czas. Wiem jak to brzmi, przecież tak krótko się znamy...- na moment obrócił głowę w drugą stronę i uśmiechnął się pod nosem- Kocham patrzeć jak się śmiejesz, jak się na mnie złościsz i kiedy masz ochotę mnie pobić za moje głupkowate wybryki- mówił cicho i powoli, a ja miałam wrażenie, że z każdym kolejnym słowem rosnę o kilka centymetrów - Uwielbiam twój cięty język, riposty... To, że nie umiesz grać w siatkówkę. To, że jesteś liliputem... Całą cię ubóstwiam- ostatnie zdanie wyszeptał. Zupełnie mnie tym rozbroił. Zabrakło mi słów. Nie wiedziałam co powiedzieć. Ze zdziwienia aż otworzyłam usta, ale nie wypłynęło z nich ani jedno słowo. To, co powiedział, było najpiękniejszym wyznaniem, jakie w życiu usłyszałam. Wyznaniem. Ale właściwie czego? W mojej głowie tłukło się coraz więcej niewiadomych.
-Przepraszam, nie umiem mówić o uczuciach... Pewnie zabrzmiało to jak jakaś słaba hiszpańska telenowela- westchnął, przykładając dłoń do swojego czoła i poprawiając szarą czapkę w stylu beanie, która lekko zsunęła się na oprawki okularów.
-Nie, nieprawda- zaprzeczyłam cicho. Nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Zupełnie mnie zniszczył. Wbiłam wzrok w swoje buty, przez chwilę próbując zebrać myśli.
-Lubię cię, Bartek- wydusiłam w końcu. Starałam się, aby zabrzmiało to wiarygodnie, bo przecież było to prawdą. Zadarłam głowę, by spojrzeć prosto w jego oczy- Jesteś wyjątkowy, naprawdę... Uwielbiam twoje poczucie humoru, twoje odstające uszka, twoje wielkie kajaki, twoje krewetki, to, że jesteś nieprzewidywalny, a nawet to, że tak bardzo mnie denerwujesz...  Ale przede wszystkim jesteś dobrym człowiekiem i tym kupiłeś mnie w stu procentach- powiedziałam niepewnie, po czym zapadła dłuższa chwila milczenia.
-Jesteś cudowna, wiesz?- wyszeptał, zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku. Wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam pragnąc, by ta chwila trwała wiecznie. Chyba pomyślałam o tym w złą godzinę, bo już po chwili została przerwana przez donośny dźwięk telefonu siatkarza.
-Odbierz- powiedziałam, odsuwając się nieco. Bartek wzniósł oczy do nieba, dając do zrozumienia, że ten, kto telefonował nie mógł wybrać bardziej nieodpowiedniego momentu.
-Twój tata- powiedział zdziwiony, patrząc na wyświetlacz- Halo?- rzucił do aparatu i zamilkł. Przez tę długą minutę mojego oczekiwania z jego twarzy zniknęły resztki radości, które zostały zastąpione cieniem przerażenia, a następnie smutkiem i rozgoryczeniem- Rozumiem, dziękuję- powiedział w końcu, a ton miał co najmniej dobijający. Wrzucił telefon do kieszeni kurtki.
-Wszystko w porządku?- zapytałam, ale ten nic nie odpowiedział. Odwrócił twarz w bok, a jego szczęki zacisnęły się tak mocno, że mogłam zobaczyć ich dokładny zarys- Bartek, co się stało?!




Dam dam dam dam dam!
Jest 10!
Zdaje się, że wyszedł mi kolejny grubasek i że po raz kolejny będziecie chciały mnie biczować za zakończenie w takim momencie :D

No cóż, niecierpliwie czekam na wasze opinie.

Buziaki, kochane!


14 komentarzy:

  1. Rewelka :) fajne, że ten rozdział wyszedł ci taki długi :D Masz rację mam ochotę cię zabić za to w jakim momencie skonczylas.
    Ciekawe przez co Bartek i Karol nie przepadają za sobą....
    Natka i Bratek świetnie się dogadują. Czekam na moment, w którym zostaną parą.
    Jeśli chodzi o telefon do Bartka... to spodziewam się, że Bartek nie będzie grał w Skrze, albo, że po prosty chcę nabrać Nat.
    Czekam na następny rozdział :*
    Dużo wenki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Świetny i jeszcze raz świetny!

    Kochana, akcję rozwinęłaś wspaniale. Jestem po prostu zachwycona :)
    Czyżby Bartuś dostał telefon od pana prezesa z informacją, że nie może zostać w Bełchatowie? Coś mi się tak wydaję, ale jak jest naprawdę? To wiesz tylko ty! :* Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Całuję i Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem!
    Kurczę, ale dzisiaj długaśny rozdział :D Ale bardzo mi się to podoba ^^
    Fajnie rozwinęłaś akcję. I wiesz co? Tak, mam ochotę zrobić ci krzywdę za przerwanie w takim momencie. Serca nie masz? xD
    Hmm... jakoś Bartek i Karol nie pałają do siebie zbytną sympatią. Dlaczego? Coś chyba musiało się w przeszłości wydarzyć. Bez powodu by tak pewnie nie było...
    Ale Natka i Bartek za to bardzo się lubią :) Może kiedyś będzie między nimi coś więcej?
    Czekam na nowości ♥
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. http://you-and-me-forever.blog.pl/ - Przenosimy akcję do Spały :) Zapraszam na rozdział 17 :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć. Nie wstawiłaś buttonu/linku do Recenzowiska (recenzowisko-blogow.blogspot.com). Jeśli chciałabys ocenę, powinnaś to uzupełnić.
    Pozdrawiam, Asu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj!
    Jestem, już jestem!
    'Lubię cię'? Serio? Naprawdę Natalia powiedziała takie coś po takim wyznaniu? Ja wiem, że Bartek wprost nie powiedział, że ją kocha czy coś, ale mogłaby chociaż odpowiedzieć: zależy mi na tobie. Ja też lubię wiele rzeczy, np. gruszki. A Bartek nie jest jakąś tam gruszką, tylko facetem, na którym jej zależy.
    Jejka, Karol Stalkar zyskał moje jakieś współczucie. Chciał być miły, poznać Natalię bliżej, może nawet spróbować wyrwać Natkę ( Może Bartek bez pozwolenia wyrwał mu coś przedten, np. też natkę, ale pietruszki. No już mi się pomysły kończą, kurde no). To było takie smutne, ale jakby Karol naprawdę nie miał z kim iść na obiad to ja pójdę! A jeśli to naprawdę musi być ktoś ze świata opowiadań naszych to Anastazja z nim pójdzie. Tak mi się przykro zrobiło..

    Tylko nie mów, że Bartek nie zostaje w Bełchatowie. No ej żal, zią. Ale ja mam plan, on nie zostaje na początku, Natka wpada w rozpacz, błaga ojca, on zmienia zdanie i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Albo Bartek jedzie do Rosji, Natka rzuca wszystko i jedzie z nim, a Karol porywa ich samolot i zawraca do Polski, a pomaga mu Wrona, który ląduje bez kół. Idealnie.

    Czekam na następny i zapraszam do siebie: my--niepokonani.blogspot.com

    Zuzek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jesteś! :3
      I niestety znowu nie trafiłaś odnośnie tego, dlaczego chłopaki tak bardzo się nie lubią. Szczerze mówiąc nie sądzę, by ktokolwiek kiedykolwiek odgadł :-D Tak, jestem prawdziwą mistrzynią zła.
      Twoja wizja porwania samolotu przez Karola i Andrzeja rozwaliła mnie na łopatki :P
      Natka odstępuje Karolka Nastce :-D
      I proszę nie osądzać jej wyznań XD

      Usuń
    2. Będę! Będą osądzać! Ja mogę WSZYSTKO!
      Nastka przedstawiam Ci twojego narzeczonego! Żadne Kurki i Kubiaki, Winiarskie czy inne! Proszę, oto Karol Stalker!
      Zastanów się nad tym samolotem.
      No i czekam u siebie na ciebie, no dalej!

      Zuziek.

      Usuń
    3. Nie wiem, ludziu.
      Może jutro lub w sobotę. Od razu Cię poinformuję :)

      Usuń
  7. Jeśli nadal zależy Ci na zamieszczeniu recenzji Twojego bloga na stronie Recenzowisko, prosimy o dodanie zalinkowanego buttonu.
    Oceniająca, May

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam i ja! :)
    Zauważyłam, że Karol chyba już powoli sobie odpuścił pouczanie Natalii, myślę, że stwierdził, że chyba nic jej nie odciągnie od Bartka... No z wyjątkiem jej ojca, bo jak przypuszczam to jest związane z telefonem do Kurka.
    W końcu oni sobie TO powiedzieli! Zapowiadało się na fajną sielankę, a tu bum! No cóż, zostaje czekać do następnego rozdziału :)
    Pozdrawiam, oraz zapraszam do siebie na chore-ambicje.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Karol chyba stwierdził że doładowanie o złym Kurku Natalie nie poskutkuje i sobie powoli odpuszcza. Ale jeśli chciał Ją chronić, to może powinien powiedzieć Jej dlaczego tak Go nie lubi i wtedy pewnie by zrozumiała Jego troskę. Szkoda, że obiad dwójki przyjaciół nie wypalił, ale możliwe że w przyszłości będzie miał miejsce,bo topór wojenny chyba zażegnany :P
    Tej scenki z dobroczynnym Bartusiem nie kupuję.
    Powiedzieli sobie jak są dla siebie nawzajem ważni, ale chyba wciąż nie wiedzą kim dla siebie są.
    Chyba prezes Piechocki ma jakiś scenariusz, który pokrywa się z marzeniami Karola i Bartek zniknie z Ich życia...nie dostając pracy w Bełchatowie lecz będzie pewnie musiał wyjechać do innego klubu
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń