sobota, 19 grudnia 2015

14

Minęły już dwa tygodnie odkąd Bartek wyjechał. Codziennie dzwonił do mnie, wymienialiśmy dziesiątki (jeśli nie setki) wiadomości i rozmawialiśmy przez skype'a. Żadna z tych rzeczy nie była jednak w stanie zastąpić mi jego bliskości. Spałam po jego stronie łóżka wtulając twarz w Kurkową koszulkę, którą znalazłam pod poduszką. Mówił, że Włochy są piękne i koniecznie już niedługo muszę go odwiedzić. Ja tylko się uśmiechałam, nie bardzo wiedząc co na to odrzec.
Przez owe dwa tygodnie próbowałam zając myśli wszystkim, co tylko mogłam wymyślić. Stałam się codziennym gościem w domu Winiarskich, gdzie zawsze witana byłam z największą radością. Zbliżyłam się również z chłopakami z zespołu. Teraz już wiedziałam, że w razie potrzeby szczerej rozmowy powinnam udać się do Miśka lub Facu, raczej unikać bliższych spotkań z Wlazłym, który przy bliższym poznaniu zaczął działać mi na nerwy, a gdybym chciała się pośmiać definitywnie dzwonić po Andrzeja lub Karola. Nie łączyć- grozi stratami w mieniu. Co do tego drugiego- po wyjeździe Kurka definitywnie wrócił mu dobry humor. Zaczęłam uczyć się gotować i po kilku nieudanych eksperymentach jak za słona zupa- krem z dyni czy totalnie rozgotowane pierogi, moje potrawy stały się całkiem jadalne, więc ci z chłopaków, którzy nie mieli dziewczyn ani żon często gościli w moich skromnych progach. Zostałam również wolontariuszką w dziecięcym hospicjum.
Pracowałam normalnie i starałam się zachowywać tak, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Często czułam na sobie badawcze spojrzenia chłopaków, którzy pewnie chcieli wiedzieć jak mi biegnie życie. Michał był jedynym z nich, przed którym się uzewnętrzniałam. Poza tym prowadziłam częste i długie rozmowy z Olą Nowakowską, która chyba stała się moją najbliższą przyjaciółką.
Z ojcem na prywatne tematy nie rozmawiałam już od miesiąca. W jego gabinecie gościłam wyłącznie wtedy, gdy musiałam podpisać jakiś dokument lub omówić coś w temacie drużyny. Gdy jednak ten zaczynał pytać mnie o sprawy osobiste, z ostentacyjnie wysoko podniesioną głową szybko wychodziłam z gabinetu. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim i szczerze powątpiewałam, by miało mi to szybko minąć.
Czułam się źle- zarówno psychicznie jak i fizycznie- co tłumaczyłam tęsknotą za Bartkiem, jednak wiedziałam, że coś jest nie tak z moim zdrowiem. Kręciło mi się w głowie, było mi słabo, miałam częste wahania nastroju, a podczas jednego treningu musiałam nawet trzykrotnie wyjść do toalety. Wiedziałam, że powinnam umówić wizytę do lekarza, ale jakoś w głębi siebie nie mogłam się do tego zmusić.

W sobotę z łóżka wygrzebałam się dopiero o dziesiątej. Zawsze miałam skłonność do długiego leżakowania, zresztą dokładnie tak samo jak Bartek, który był wybitnym leniem. Ogarnęłam mieszkanie, które po pracowitym tygodniu wyglądało niczym stajnia Augiasza, ugotowałam sobie mały obiad, upiekłam ciasto i zrobiłam zakupy przygotowując się na popołudniową wizytę wielkoludów- postanowiłam bowiem zorganizować małą imprezę.
Dagmara i Michał stanęli w moich drzwiach punktualnie o szesnastej obdarowując mnie butelką czerwonego wina. Załatwili opiekunkę dla trójki urwisów i tylko dlatego udało im się wyrwać z domu.
-Napijecie się czegoś?- zawołałam przez ramię w stronę korytarza, gdzie ci jeszcze się rozbierali.
-A co masz, kochana?- zapytała Daga, ze śmiechem wbiegając do kuchni.
-Do wyboru, do koloru, moja droga- wskazałam na barek, który wypełniony był trunkami. Michał zerkając na kolekcję alkoholi uniósł wysoko jedną brew.
-No tak, tak, alkoholizuj mi żonę- prychnął. Wysłałam mu buziaka w powietrzu i nalałam trzy kieliszki białego wina.
-Tak w ogóle to przepraszam cię, Nati, za tą głupią sytuację tego dnia, kiedy Daga rodziła...- nerwowo przeczesał dłonią włosy.
-Daj spokój- machnęłam ręką udając, że nie ma o czym mówić, choć zapiekły mnie policzki na samo wspomnienie tamtej chwili.
-O co chodzi?- zapytała zaciekawiona Dagmara.
-O nic takiego, głupota- odparłam szybko i na szczęście usłyszałam wybawiający dźwięk dzwonka do drzwi -Siadajcie i czujcie się jak u siebie- wskazałam na spory biały stół i pobiegłam w stronę korytarza.
-No witam witam- o futrynę stał oparty Cichy Pit ze swoim uśmieszkiem Mona Lisy, a koło niego Ola.
-Aaa!- pisnęłam, rzucając się na szyję młodej Nowakowskiej- Jak dobrze was widzieć!- stanęłam na palcach i obdarowałam Piotrka buziakiem w policzek- Miało was nie być!
-Nie cieszysz się?- zapytał chłopak- Okej, Ola, wracamy- złapał żonę za rękaw i pociągnął w stronę windy.
-Nie wygłupiajcie się, zapraszam- przesunęłam się, by ich wpuścić.
Później przyszedł jeszcze Krzysiek z żoną Iwoną oraz Karol i w taki właśnie sposób całe Kurkowe- moje mieszkanie wypełniło się ludźmi.
-I co? Jak sobie radzisz?- zapytała młoda Nowakowska, gdy stałyśmy pomiędzy kuchnią a salonem opróżniając kolejny kieliszek wina.
Lekko wzruszyłam ramionami.
-Przepraszam, głupio pytam- czule pogłaskała moje ramię- Ja wariuję, gdy Piotrek wyjeżdża na trzy dni, a co dopiero...
-No tęsknię za nim, ale taką ma pracę...-westchnęłam- Chętnie pojechałabym tam z nim, ale wiesz... ojciec...
-Przestań, dasz radę. Minie jak z bicza strzelił- przytuliła mnie do siebie. Wtuliłam twarz w jej włosy i nagle poczułam, że zrobiło mi się przeraźliwie niedobrze. Oddałam Oli kieliszek i wybiegłam do toalety zamykając za sobą drzwi. Klęknęłam na chłodnej posadzce, a moim ciałem targnęły torsje. Zrobiło mi się gorąco i poczułam strużki potu spływające po moich plecach.
Po kilku minutach zrobiło mi się trochę lepiej.  Z trudem wyciągnęłam rękę by spuścić wodę, po czym oparłam się plecami o chłodną ścianę i głośno wypuściłam powietrze. Musiałam zjeść coś nieświeżego, przecież nigdy po alkoholu nie miałam takich rewelacji.
-Natka, żyjesz?- usłyszałam pukanie do drzwi i głos Oli. Nie miałam nawet siły, by jej odpowiedzieć- Natka?!- pukanie nasiliło się- Natalia, do cholery!
-Co się stało?- usłyszałam męski głos i na chwilę zaległa cisza, podczas której Ola musiała coś szeptać- Przesuń się, kochanie- po chwili zamek pyknął, a drzwi się otworzyły. Zakryłam twarz dłońmi, musiałam wyglądać strasznie.
-Jezu, Natalia, co się stało?- Ola podbiegła do mnie i klęknęła na zimnej posadzce.
-Ola, coś...- poznałam głos Piotrka, lecz żona nie dała mu dokończyć.
-Pit, proszę cię, idź tam i zajmij się gośćmi, dobrze?- jej ton brzmiał raczej rozkazująco niż prosząco i po chwili usłyszałam szczęk zamykanych drzwi. Powoli odsunęłam dłonie od twarzy.
-Przepraszam...- wyszeptałam.
-Zwariowałaś? Za co ty mnie przepraszasz?- Ola położyła dłoń na moim policzku- Zatrułaś się czymś?- spojrzałam na nią i głośno przełknęłam ślinę.
-Tak myślałam...- wbiłam wzrok w swoje czerwone paznokcie i mocno zagryzłam wargi.
-Co to znaczy?- dziewczyna patrzyła na mnie wyczekująco.
-Boję się, Ola- wyszeptałam.
-Czego?
-Od dłuższego czasu źle się czuję... Kręci mi się w głowie, ciągle muszę chodzić siku, słabo się czuję i sama nie wiem...- poczułam jak moje oczy napełniają się łzami.
-Myślisz, że to...- Nowakowska nie dokończyła. Patrzyła tylko na mnie swoimi wielkimi niebieskimi oczami i po chwili położyła dłoń na ustach.
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami. Ola usiadła po turecku wbijając wzrok w kafelki nad moją głową.
-Musisz to sprawdzić- powiedziała nagle- Zaraz pójdę do apteki i...
-Nie- powiedziałam stanowczo- Nie chcę wiedzieć...
-Zwariowałaś, Natalia?- Nowakowska chwyciła moją twarz w swoje dłonie i patrzyła na mnie uważnie- Właśnie wypiłaś pół butelki wina! Jeśli jesteś w ciąży to nie wolno ci czegoś takiego robić, rozumiesz?- niemal krzyknęła. Wzięła kilka głębokich uspokajających oddechów- Sorki.
-Daj spokój- machnęłam ręką- Wiem przecież, że masz rację...
-Dobra, czekaj. Musimy pomyśleć- Ola przyłożyła dłonie do skroni i przymknęła oczy- Robiliście to bez zabezpieczenia?- zapytała prosto z mostu. Czułam jak robi mi się gorąco i jest mi po prostu wstyd, że muszę odpowiadać na takie pytania.
-Dwa razy- wyszeptałam, niemal nie ruszając ustami. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo to było nieodpowiedzialne i jakie konsekwencje mogą z tego wyniknąć.
-Nie ma co się zastanawiać, idę do apteki, dobra?- wstała- Poprosić Dagmarę, by tu do ciebie przyszła?
-Nie- odpowiedziałam szybko- Chcę być sama- dodałam już spokojniej. Ola lekko pokiwała głową i wyszła z toalety, szybko i cicho zamykając za sobą drzwi.
-Co teraz?- zapytałam sama siebie, podciągając nogi pod brodę. Co jeśli okaże się, że jestem w ciąży? Bartek będzie wściekły. Pomyśli, że zrobiłam to celowo, by zatrzymać go w Polsce i zakończy naszą relację, którą chyba nawet nie do końca było można nazwać związkiem. Dobrze nam było razem- dogadywaliśmy się, lubiliśmy swoje towarzystwo, sypialiśmy ze sobą... A co jeśli wróci do Polski rzucając pracę we Włoszech, tym samym na jakiś czas rezygnując z siatkówki? Albo pomyśli, że chciałam złapać go na dziecko, by zapewnić sobie jakąś przyszłość?
Myśli tłukły się o ściany mojej głowy, a ja miałam ochotę powyrywać sobie wszystkie włosy. Byłam tak zdenerwowana, że cała się trzęsłam. Nie mogłam nawet podnieść się z podłogi i udawać przed moimi gośćmi, że wszystko jest w porządku.
Po kilku minutach Ola ponownie zjawiła się w toalecie wręczając mi dwa niewielkie pudełka.
-Zaczekam na zewnątrz- powiedziała, pomagając mi wstać.
-Ola?- zapytałam cichutko- A co jeśli okaże się, że jestem w ciąży?
-To myślę, że Bartek będzie nieziemsko z tego faktu zadowolony- przytuliła mnie i wyszła z toalety.

Siedziałam na wannie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Cała dygotałam ze stresu. Nie wyobrażałam sobie siebie jako matki, a co dopiero Bartka jako ojca. Był taki wielki, czasami niezgrabny i często sam zachowywał się jak dziecko. A co jeśli wkrótce uznamy, że jest nam nie po drodze i zostanę samotną matką?
-Nie myśl tyle- Nowakowska usiadła obok i objęła mnie ramieniem.
-Łatwo ci mówić- westchnęłam- Wszyscy poszli?- zapytałam, zauważając, że zrobiło się bardzo cicho.
-Tak. Stwierdzili, że jeśli źle się czujesz to nie będą dodatkowo przeszkadzać ci hałasując. Został tylko Piotrek, sprząta.
-Bez potrzeby...- powiedziałam cicho, wstając, by podejść do zlewu, na którym leżały dwa niewielkie patyczki.
-I co?- Olę zżerała ciekawość. Wbijałam wzrok w dwie czerwone kreseczki widniejące na obu testach nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Nowakowska podeszła do mnie i zajrzała przez ramię. Kątem oka widziałam, że zagryzła wargę, a później mocno mnie przytuliła.
-Wszystko jest dobrze, kochana, będziesz wspaniałą matką- wyszeptała, ale ja wcale nie byłam tego taka pewna.

Rano obudził mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Zaspana spojrzałam na wyświetlacz- Bartuś. Odrzuciłam telefon i wbiłam wzrok w sufit. Miałam za sobą nieprzespaną noc, udało mi się przysnąć dopiero o siódmej. Nie wiedziałam jak mam przekazać Kurkowi, że będzie ojcem, ale wiedziałam, że nie powinien dowiadywać się o tak ważnych sprawach przez telefon. To dziecko przecież miało zmienić całe jego- jak dotąd dość hulaszcze- życie.
Przypomniało mi się to, co wydarzyło się na lodowisku- sytuacja z blondynką, z którą niemal nie umówił się na kawę, choć ja byłam obok. Co jeśli tak samo będzie zachowywał się po urodzeniu dziecka? Jeśli oczywiście nie ucieknie, kiedy się o tym dowie. Wiedziałam, że muszę być przygotowana na każdą ewentualność.
Cholera, nie planowałam tego dziecka, ale w głębi siebie byłam pełna radości i niedowierzania, że właśnie w tej chwili coś we mnie rozkwita. Podniosłam się do pozycji siedzącej, podwinęłam koszulkę i delikatnie gładziłam dłońmi swój brzuch.
-Cześć, maleństwo- wyszeptałam- Cieszę się, że tam jesteś, wiesz?- uśmiechnęłam się sama do siebie i poczułam łzy pod powiekami. Nagle drzwi do sypialni otworzyły się i stanęła w nich Ola, trzymająca w ręce małą karteczkę.
-Dzień dobry, przepraszam, mogłam zapukać- wydawała się zawstydzona.
-Coś ty, chodź- uśmiechnęłam się zachęcająco i szybko opuściłam koszulkę. Dziewczyna usiadła na łóżku i podała mi kartkę.
-Umówiłam cię do ginekologa na dziś. Chyba, że masz już jakiegoś innego upatrzonego to...
-Nie- przerwałam jej- Nie mam. Dziękuję- po raz kolejny się do niej uśmiechnęłam.
-Widzę, że dzisiaj trochę lepiej z humorem. Dobrze spałaś?
-Właściwie w ogóle. Dużo myślałam- przyznałam zgodnie z prawdą.
-I co wymyśliłaś?
-Będzie co ma być- wzruszyłam ramionami- Ale wiesz co? Mimo że to dziecko było nieplanowane, to bardzo się z niego cieszę... Zobacz jaki to dar... Niektóre kobiety tak bardzo pragną dziecka, a nie mogą go mieć... Poza tym mam już te swoje dwadzieścia sześć lat i to już chyba odpowiedni wiek, hmm? Jeszcze by mnie klimakterium dopadło- zachichotałam cicho, nieco wymuszenie.


 Oczami Bartka

Nie miałem pojęcia co się dzieje. Natalia już od tygodnia nie odbierała telefonów ode mnie i nie odpisywała na żadne wiadomości. Bałem się, że stało się coś złego, a moje obawy potwierdził
Piotrek.
-Pit, stary, co się tam dzieje?- zapytałem poważnie. Postanowiłem wykonać do niego telefon, bo wiedziałem, że Ola przyjaźni się z Natalią, więc powinna wiedzieć wszystko.
-Cześć, Bartek, ciebie też miło słyszeć- powiedział radośnie, ale po chwili odchrząknął, co oznaczało zupełną zmianę tonu- Tam? To znaczy gdzie?- zapytał poważnie.
-No w Polsce, w Bełchatowie. Nie wiesz co się dzieje z Natalią? Od tygodnia nie mogę się do nie dodzwonić.
-No to trudne jest, Bartek...- Pit głośno wypuścił powietrze.
-O co chodzi? Ona kogoś ma, tak?- zapytałem dość ostro- Cholera, wiedziałem, że tak będzie! Jak mogłem myśleć, że taka ładna dziewczyna będzie na mnie czekać...- usiadłem w skórzanym fotelu i przesunąłem palcami między włosami.
-Bartek...- Pit zaczął, ale nie dałem mu skończyć.
-Dasz mi Olę? Proszę...- w moim głosie słychać było rozpacz. Jak to było możliwe, że sama myśl o tym, że Natalia mogła bez słowa mnie zostawić wywołała u mnie taki smutek? Kiedyś przebierałem w dziewczynach i to ja zmieniałem je jak rękawiczki, a teraz...
-Oli nie ma- odpowiedział.
-A kiedy będzie?- zapytałem siląc się, by nie wyjść na nadgorliwego.
-Nie wiem, jest w Bełchatowie- wyrzucił z siebie.
-Jak to? Coś się stało? Natalia miała jakiś wypadek?- wstałem i nerwowo zacząłem krążyć po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem.
-Nie wiem jak to określić... Po prostu powinieneś przyjechać.
-Dobrze. Dzięki, Pit, do usłyszenia- rozłączyłem się i natychmiast wybrałem numer do trenera. Co takiego się stało, że Natalia nie odbierała, Piotrek nie chciał mi nic powiedzieć, a Ola została w Bełchatowie? W głowie miałem same najgorsze myśli...
W pracy siatkarza nie ma czegoś takiego jak urlop na żądanie. Musiałem nieźle nakręcić, by wziąć tygodniowy urlop, ale na szczęście udało się i po siedmiu godzinach wylądowałem na lotnisku w Łodzi.
Siedziałem w taksówce prowadzonej przez naburmuszonego kierowcę. Doskonale wiedział kim jestem i zdaje się, że chciał wymieniać poglądy na temat siatkówki, jednak za każdym razem odpowiadała mu głucha cisza. Byłem zupełnie nieobecny duchem i może wyszedłem na nadętego bufona, ale w tamtej chwili zupełnie mnie to nie interesowało. Wgapiając się w zachodzące słońce i myśląc co takiego mogło się wydarzyć, że nikt nie chciał mi nic powiedzieć, co chwila prosiłem kierowcę, by przyspieszył. Po dwóch godzinach byłem już pod moim mieszkaniem w Bełchatowie. Byłem spięty, spociły mi się ręce i bałem się tego, co mogę zastać.
Drzwi otworzyła mi Ola, która nie mogła wydobyć z siebie ani słowa, zaskoczona moim widokiem.
-Cześć- powiedziałem niepewnie- Nikt nie chciał mi powiedzieć, co się dzieje z Natalią, więc przyjechałem...
-Wejdź- przesunęła się, by robić mi przejście- Dobrze, że jesteś. Ona teraz bardzo cię potrzebuje...
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi? Coś się stało?
Nowakowska zacisnęła usta w cienką linię i już wiedziałem, że nie powie nic więcej.
-Natka jest w sypialni, śpi- powiedziała, chwytając swoją kurtkę- Pojadę do Winiara na jakiś czas żebyście mogli sobie pogadać- położyła dłoń na moim przedramieniu, uśmiechnęła się lekko i wyszła.
Bałem się. Tak, ja, Bartek Kurek, bałem się jak małe dziecko, gdy powoli przekraczałem próg sypialni. Natalia leżała tyłem do drzwi, okryta czerwonym kocem i skulona w kłębek. Powoli obszedłem pokój i stanąłem po przeciwnej stronie łóżka. Spała spokojnym snem. Na jej ciele nie zauważyłem żadnych zmian, więc mogłem wnioskować, że chyba nie miała żadnego wypadku. Położyłem się obok niej choć wiedziałem, że po długiej podróży, która szkodziła moim kolanom, które i tak były w nie najlepszym stanie powinienem dużo chodzić. Przyglądałem się jej około dziesięciu minut, gdy zaczęła się ruszać i powoli otwierać oczy. Spojrzała na mnie przez chwilę i uśmiechnęła się lekko.
-Hej- powiedziałem cicho i pogłaskałem ją po policzku.
-Ale mam porąbane sny- mruknęła, po czym obróciła się na drugi bok.
-Natka, to nie sen- szepnąłem do jej ucha- Naprawdę tu jestem.
Usiadła tak szybko, że ledwo zdążyłem zabrać głowę, by mnie nie uderzyła.
-Co ty tu robisz?- zapytała przestraszona.
-Nie cieszysz się?- zapytałem z nutką zawodu w głosie. Jednak coś było nie tak.
-Ja... Nie spodziewałam się- przetarła zaspane oczy.
-Dlaczego nie odbierałaś telefonu?- rzuciłem rzeczowo. Nie było czasu na ceregiele. Jeśli coś było na rzeczy to ponownie mogłem pakować się w samolot. Diewczyna tylko wzruszyła ramionami- O co chodzi?- spojrzałem na nią wyczekująco- Dlaczego nikt mi nie chciał powiedzieć co się dzieje?
Zerwała się z łóżka i zdenerwowana zaczęła przechadzać się po pokoju.
-To nie jest proste...- powiedziała- Nie miałam pojęcia, że przyjedziesz, nie przygotowałam się...
-Na co?- zdziwiłem się.
-Bo ty w ogóle nie powinieneś był tu przyjeżdżać!- wyrzuciła z siebie- Teraz nie będziesz chciał wrócić, zniszczysz sobie karierę i będziesz mnie o to obwiniał!- ukryła twarz w dłoniach.
-Czyś ty zwariowała?- zaśmiałem się gardłowo i stanąłem naprzeciw niej- Mów mi natychmiast co się dzieje- chwyciłem jej nadgarstki i odciągnąłem od twarzy.
-No nie wiem...- wyszeptała.
-Natalia, błagam cię, nie po to leciałem tutaj z Włoch żeby...
-Dobra!- podniosła głos- Dobra, powiem ci- dodała już ciszej i zagryzła dolną wargę. Wyglądała tak seksownie, że nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Miałem ochotę chwycić ją w ramiona i nie wypuszczać przez cały tydzień.
-Więc?- ponagliłem ją.
-Ale nie będziesz zły?- zapytała cicho. Zacisnąłem dłonie w pięści. Już wiedziałem, co usłyszę. ''Przykro mi, mam kogoś innego, to koniec. Było fajnie, ale zostawiłeś mnie tu samą''.
-Nie będę, obiecuję- powiedziałem, choć wcale nie byłem tego taki pewien.
-Bartek, bo... No bo...- zmrużyłem oczy. Drżała jej dolna warga, jakby bała się tego, co miała powiedzieć. Splotła dłonie na wysokości brzucha i wbiła wzrok w dywan- Będziesz tatą- wyszeptała.
-Co? Co takiego?- zrobiło mi się duszno. Cofnąłem się i usiadłem na łóżku ukrywając twarz w dłoniach. O cholera, ale mi ulżyło. Nie chce mnie zostawić i jeszcze będę mieć z nią dziecko. Przez dłuższą chwilę zaległa zupełna cisza. Uśmiechałem się do swoich dłoni, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
-Wiedziałam, że to będzie problem, dlatego nie...- zaczęła, ale nie mogłem tego słuchać.
-Natalia, ja myślałem, że ty chcesz ze mną zerwać!- wstałem i szybkim krokiem ruszyłem w jej stronę- A ty mówisz mi najcudowniejszą rzecz jaką w życiu mogłem usłyszeć!- z szerokim uśmiechem mocno ją objąłem i uniosłem nad ziemię, kilkukrotnie obracając się wokół własnej osi- Kurwa, nie rób mi tak już nigdy więcej rozumiesz?- zapytałem, gdy bezpiecznie stanęła na ziemi- Kurna, teraz będę musiał oduczyć się przeklinania- przyłożyłem dłoń do ust. Natalia uśmiechała się szeroko i chyba z ulgą.
-Cieszysz się?- zapytała.
-Czy się cieszę? Ja jestem wniebowzięty, pękam z radości!- rzuciłem się na kolana i podniosłem do góry jej koszulkę- Halo, tu tatuś- powiedziałem do jej pępka i delikatnie ucałowałem jej brzuch- Czekam na ciebie, kochanie- podniosłem wzrok i zobaczyłem, że Natalia hamuje łzy i śmiech zarazem.
-Jesteś stuknięty- stwierdziła.
-I tak mnie kochasz- wzruszyłem ramionami, wstając.
-Kocham- pokiwała głową, a ja mocno ją pocałowałem.
Nie mogłem uwierzyć, że zostanę ojcem.
Wszystko będę musiał przeorganizować.
Zmienić całe życie dla małej fasolki.




Witam Was, moje drogie!
Pewnie jesteście w szoku, hę? Mam jednak nadzieję, że w pozytywnym tego słowa znaczeniu :)
Bardzo dobrze pisało mi się ten rozdział, szczególnie ostatnią część z perspektywy Bartka. Mam nadzieję, że równie dobrze się go czytało ;) 

Przy okazji też chciałabym życzyć Wam wesołych, spędzonych w gronie najbliższych, pełnych miłości i radości, magicznych świąt Bożego Narodzenia. Liczmy na to, że spadnie trochę śniegu, by święta te nie przypominały Wielkanocy :D

P.S. Proszę o skomentowanie rozdziału po przeczytaniu, niesamowicie to karmi Panią Wenę c:

~Domi







piątek, 11 grudnia 2015

13

-Mam sobie iść?- zapytał Bartek.
Stałam patrząc na niego dość tępym wzrokiem. Zdobyłam się jedynie na lekkie pokręcenie głową, po czym obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę swojego pokoju, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
-Kiedy wyjeżdżasz?- zapytałam cicho czując, że okropnie zaschło mi w gardle.
-Za dwa tygodnie- Kurek rozpiął kurtkę- Dopiero wczoraj się dowiedziałem i nawet nie miałem kiedy ci powiedzieć... Nie chcę żebyś była na mnie zła i myślała, że cię wykorzystałem, bo to nie jest prawdą... I tak wiele złego ostatnio między nami się wydarzyło, bardzo mi...
-Rozumiem- przerwałam mu nagle. Bartek patrzył na mnie pytającym wzrokiem- Rozumiem, że musisz wyjechać. Taką masz pracę...- tak mocno zagryzłam dolną wargę, że poczułam na języku metaliczny posmak krwi. Z całej siły próbowałam się nie rozpłakać- Na długo?
-Mam kontrakt na pół roku. Jeśli dostanę powołanie do reprezentacji to wracam...- powiedział ochrypłym głosem. Pokiwałam głową i usiadłam na parapecie, opierając stopy na ciepłym kaloryferze. Ukryłam twarz w dłoniach. Czułam się tak, jakbym rozpadła się na setki małych kawałeczków, a każdy z nich umiejscowiony był w innym miejscu. Już niedługo kolejny kawałek mnie miał wyjechać do Włoch, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
-Przepraszam...- usłyszałam jego cichy głos tuż nad swoim uchem. Odsunęłam dłonie od twarzy i spojrzałam na niego. Stał centralnie naprzeciw mnie z rękami opartymi o parapet, tym samym zmuszając mnie do patrzenia wprost w jego oczy. Uśmiechnęłam się blado- Kurwa, przepraszam. Po raz kolejny cię rozczarowuję i po raz kolejny nie wiesz na czym stoisz- jęknął, a w jego głosie słychać było prawdziwą żałość. Wyciągnęłam rękę i lekko pogładziłam jego szorstki od kilkudniowego zarostu policzek- Nie zasłużyłem na ciebie...- szepnął, zamykając oczy i wtulając policzek w moją dłoń. Był tak blisko, że z łatwością mogłam dojrzeć kilka zmarszczek wokół jego oczu- Powinnaś mieć kogoś lepszego, kto by cię nie zawodził.
-Przestań się nad sobą użalać- mruknęłam- Chcę ciebie, takiego jaki jesteś, rozumiesz? Nie żadnego innego, lepszego- drugą dłoń ułożyłam po przeciwnej stronie jego twarzy i lekko przesunęłam kciukami w stronę uszu.
-Kocham cię, Natalka- wyszeptał siatkarz, a mnie owionął słodki zapach i ciepło jego oddechu.
-Ja ciebie też, Bartek- odpowiedziałam również szeptem i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.

Leżałam wtulona w ciepłe ciało Bartka. Delikatnie sunęłam paznokciami po jego klatce piersiowej, w górę i w dół, co chwila słysząc jego zadowolone pomrukiwania. Oparłam się na łokciu i nie przerywając wcześniejszej czynności podziwiałam jego oblicze. Kiedyś nie zwróciłabym na niego najmniejszej uwagi, bo denerwowało mnie w nim wszystko- od głupkowatego uśmiechu po te odstające czerwone uszy. Teraz wszystko w nim kochałam i nie zmieniłabym nawet najmniejszego szczegółu. Nawet jego wady przestały być dla mnie widoczne.
-Dlaczego tak na mnie patrzysz?- zapytał.
-Podobasz mi się- wzruszyłam ramionami, a on zaśmiał się cicho.
-Fajnie, bo ty mi też- wymruczał, wciągając mnie na siebie. Pisnęłam, zaskoczona jego siłą- Jedź ze mną- powiedział nagle.
-Co? Gdzie?- zapytałam zaskoczona.
-No do Włoch- zagryzł dolną wargę patrząc na mnie wyczekująco- Chcesz?
Chciałam. Bardzo chciałam.
-Ja...- nie zdążyłam jednak dokończyć, bo usłyszałam pukanie do drzwi i wesoły głos.
-Natka, bo ja mam do ciebie sprawę...- do pokoju bezpardonowo wparował Igła, a za nim Ola, która miała minę jakby chciała go udusić. Przylgnęłam ciałem do Bartka czując, jak moja twarz płonie ze wstydu. Ten chwycił kołdrę i naciągnął tak, że było widać nam same głowy. Przytulił mnie mocno do siebie i pocałował w czubek głowy.
-Przepraszam, nie mogłam go powstrzymać- zaczęła tłumaczenia młoda Nowakowska. Lekko uniosłam rękę na znak, że wszystko jest w porządku, jednak nie patrzyłam na nich. Krzysiek zaczął chichotać, a ja poczułam, że klatka piersiowa Kurka również zaczyna falować. Lekko uniosłam głowę, by wzrokiem zbadać sytuację.
-Piliście?- zapytał Bartek, szczerząc się jak wariat.
-Troszeczkę- Ignaczak chwycił drewniane krzesło, postawił je przy łóżku i usiadł na nim, przedramiona układając na oparciu.
-Słuchajcie, ja to wam powiem, że wy się w sumie dobrze dobraliście- zaczął rzeczowym tonem, jednak w jego oczach iskrzyły wesołe ogniki.
-Krzysiek, wychodzimy- Ola chwyciła go z tyłu za koszulkę i bezskutecznie próbowała ściągnąć z krzesła, patrząc na mnie przepraszająco. Myślałam, że spłonę ze wstydu. Było mi głupio, jak chyba jeszcze nigdy w życiu.
-Poczekaj- Ignaczak uniósł jedną rękę- Ty jesteś Pinky- wskazał na Bartka- A ty Mózg- pokazał na mnie. Kurek dostał takiego ataku śmiechu, że leżąc na nim rytmicznie podskakiwałam.
-Co?- wydusił z siebie i jeszcze mocniej przytulił mnie do siebie.
Krzysiek nie zdążył odpowiedzieć, bo do pokoju wpadł Michał trzymając się za głowę i targając włosy, które i tak zazwyczaj były w nieładzie.
-Daga rodzi!- krzyknął- Musimy po nią jechać! Jezus Maria, jestem nieodpowiedzialny!- uderzył pięścią w ścianę- Moja żona jest w dziewiątym miesiącu ciąży, a mnie zabawy się zachciało...
-Spokojnie, Michał- Ola położyła dłoń na jego ramieniu.
-Ja jestem trzeźwa, zawiozę cię, ale daj mi minutę- powiedziałam- Tylko wyjdźcie stąd- spojrzałam na nich błagalnie. Michał wykonując polecenie Oli chwycił Krzyśka i wyprowadził go z pokoju, po drodze wpadając z nim na szafę. Wydawało mi się, że Winiar był tak przejęty, że nawet nie spostrzegł tego jak głupiej i krępującej sytuacji był świadkiem.
Gdy tylko drzwi pokoju się zamknęły wyskoczyłam z łóżka i w pośpiechu zaczęłam się ubierać. Jak obiecałam minutę później staliśmy już przy samochodzie. Jednak to Bartek zajął miejsce na fotelu kierowcy, bo znał drogę, ja usiadłam obok niego, a Piotrek, Ola (którzy mieli zaopiekować się Antkiem i Olim) i Winiar z tyłu. Na szczęście nie było korków i pod mieszkanie Winiarskich dojechaliśmy w kilka minut. Wszyscy prócz mnie wysiedli z auta. Po dwóch minutach Bartek i Michał wrócili prowadząc czerwoną i spoconą Dagmarę, która ledwo co trzymała się na nogach.
-Chryste- wyrwało mi się. Wysiadłam z auta i otworzyłam tylne drzwi, przez które wepchnęłam się tuż po Dadze, a Michał zajął miejsce z przodu.
-Bartek, błagam cię, jedź już!- pisnęła kobieta mocno ściskają jedną moją dłoń.
-Kurrrrrde, ja zaraz stracę czucie- jęknęłam, próbując rozluźnić jej uścisk.
-Piechocka, świeci ci się rezerwa! Przysięgam ci, że jeśli nie dojedziemy do tego szpitala to cię uduszę- rzucił Bartek, w pośpiechu zapinając pasy. Zamarłam spodziewając się zdziwienia ze strony pozostałych pasażerów na dźwięk mojego nazwiska, ale oni nawet nie zareagowali, jakby w ogóle nie zwrócili uwagi na to, co powiedział Kurek. Cóż, sytuacja była tak kuriozalna, że nikt raczej nie zamierzał przejmować się tym, jak właściwie się nazywam.
-Spokojnie, oddychaj- poradziłam, głaszcząc Dagmarę po włosach w tej sposób próbując ukryć swoje zmieszanie. Kurek, który nie wiadomo jakim cudem zmieścił nogi na fotelu z niedostosowaną do jego wzrostu odległością między siedzeniem a pedałami ruszył z piskiem opon. Daga tak mocno ściskała moją dłoń, że myślałam, że zaraz połamie mi wszystkie kości, jednak stale ją uspokajałam i mówiłam, że do szpitala już coraz bliżej.

Minęła już godzina odkąd Winiarscy zniknęli za drzwiami prowadzącymi na blok operacyjny. Siedziałam wtulona w Bartka na białym niewygodnym krześle. Byłam zupełnie pogrążona we własnych myślach, zresztą tak jak Kurek, który mechanicznie gładził moje włosy. Czułam, że myśli o tym samym, co ja. Jak będzie, kiedy wyjedzie. Co będzie z nami i z tym, co udało nam się stworzyć. Otworzyłam oczy, które do tej pory były zamknięte i spojrzałam na okno. Było już zupełnie ciemno. Nagle zza drzwi wyłonił się Michał. Wyglądał tak jakby właśnie zszedł z boiska po wygranym tie breaku.
-Córka!- krzyknął, a my zerwaliśmy się z krzeseł- Mam córkę!- złapał się za głowę jakby sam nie mógł w to uwierzyć.
-Gratuluję, stary!- Bartek poklepał go po plecach, gdy ja rzuciłam się na jego szyję.
-Świetnie!- pisnęłam- Jak Daga?
-Zmęczona jak nie wiem, ale ogromnie się cieszy- uśmiechnął się szeroko- Bardzo wam dziękuję za to, że ze mną przyjechaliście, ale już nie będę was zatrzymywać. Pewnie jesteście zmęczeni- położył dłoń na moim ramieniu. Lekko skinęłam głową. Rozumiałam, że to był ich rodzinny czas.

Następnego dnia po treningu udałam się do gabinetu ojca, by porozmawiać z nim o sprawie, która od wczoraj nie dawała mi spokoju. Bartek chciał, bym jechała z nim do Włoch. Z jednej strony czułam się cudownie, bo był to dowód na to, że zależy mu na mnie, a z drugiej byłam pełna obaw i niepewności co się stanie, jeśli jednak nie będę mogła z nim jechać. Czy to będzie równoznaczne z końcem naszej znajomości? Nawet nie chciałam o tym myśleć. Lekko zapukałam do drzwi, a słysząc pozwolenie na wejście, niepewnie je uchyliłam.
-O, Natalka! Dobrze cię w końcu widzieć- z rozłożonymi ramionami podszedł do mnie i zamknął w niedźwiedzim uścisku, do którego nie byłam przyzwyczajona. Nigdy nie okazywał mi uczuć. Być może dlatego, że tak naprawdę nigdy dobrze go nie znałam, a nasze relacje można było określić jako poprawne. Stosunki między nami były takie jakie być powinny między ojcem a córką, ale widać było, że są nienaturalne i nieco wymuszone.
-Można wiedzieć dlaczego tak długo unikałaś starego ojca?- zaśmiał się ze swoich słów i zajął miejsce w skórzanym fotelu, wskazując mi miejsce po przeciwnej stronie biurka.
-Miałam parę spraw, które musiałam rozwiązać...- mruknęłam po nosem i usiadłam.
-Ale już wszystko dobrze, tak?- lekko skinęłam głową- Wiesz, że jeśli miałabyś jakiś problem to zawsze możesz do mnie przyjść, prawda? Razem zawsze coś zaradzimy- uśmiechnął się.
-Wiem- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Słyszałem, że Michałowi urodziła się córka- zadowolony klasnął w dłonie- Mam jednak nadzieję, że jednak już niedługo wróci do gry- zamyślił się na chwilę, podczas której coś mi się przypomniało.
-Możesz mi powiedzieć w jaki sposób chłopaki dowiedzieli się, że jestem twoją córką?- zapytałam.
-To są okropnie ciekawskie stworzenia- pokręcił głową- Kiedy byłaś tu już około tygodnia, dorwali się do twoich dokumentów...- uśmiechnął się pod nosem jakby właśnie przypomniało mu się coś bardzo zabawnego- A tak poza tym to zginęło mi gdzieś twoje zdjęcie- gestem brody wskazał na pustą ramkę stojącą na białej szafce. Wzruszyłam ramionami i udałam zdziwienie, choć przecież doskonale widziałam, że owa fotografia spoczywała w portfelu Bartka- Ale chyba nie przyszłaś tu, by o to zapytać, prawda?- spojrzał na mnie wyczekująco.
-Nie- przyznałam i na chwilę zapadła martwa cisza.
Ojciec spojrzał na mnie z największą ciekawością.
-Słucham więc- łożył palce w piramidkę i patrzył na mnie badawczym wzrokiem.
-Zdaję sobie sprawę, że mam umowę na rok, ale zastanawiam się czy...- zawiesiłam głos.
-Czy co?- ponaglił mnie ojciec.
-Czy nie moglibyśmy jej wcześniej rozwiązać- szybko wypaliłam.
-Mhm...- ojciec powoli pokiwał głową- Na jakiej podstawie i w jakim celu?- lekko zmrużył oczy i palcem wskazującym potarł brodę.
-Sprawy osobiste- wyszeptałam nie patrząc na niego.
-Chcesz jechać z Bartkiem do Włoch, zgadza się?- zapytał. Niepewnie podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Wydawał się lekko zdenerwowany, choć próbował to ukryć. Pokiwałam głową- Obawiam się, że rozwiązanie kontraktu jest niemożliwe- oznajmił sucho.
-Ale jesteś prezesem, przecież możesz coś z tym zrobić, prawda?- zapytałam cichutko i pokornie.
-Przede wszystkim jestem twoim ojcem i właśnie dlatego tego nie zrobię- udał, że bardzo interesują go paskudne obrazy zawieszone na ścianach gabinetu- Musisz uczyć się odpowiedzialności i wypełniania do końca tego, czego się podjęłaś.
-Obawiam się, że na gadki umoralniające jest już za późno o co najmniej piętnaście lat- syknęłam, wstając z krzesła.
-Natalia, usiądź- powiedział surowo Piechocki i wskazał na fotel. Widząc jednak, że nie mam zamiaru tego uczynić również wstał- Bartek nie jest towarzystwem dla ciebie. Nie wiem ile o nim wiesz, ale chyba niedostatecznie dużo... Potrafi solidnie namieszać... Dziecko, ja się po prostu o ciebie martwię...
-Martwisz się o mnie?- zaśmiałam się rozpaczliwie- Nie. Ty po prostu chcesz by było tak, jak sobie życzysz. Chcesz mojego szczęścia? To pozwól mi z nim wyjechać- spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie, Natalia. Nie mogę.
Po krótkiej chwili już wychodziłam z gabinetu mocno trzaskając za sobą drzwiami.

Szczerze mówiąc Bartek nawet nie wydawał się szczególnie zdziwiony, gdy powiedziałam mu, że ojciec nie pozwolił mi zerwać kontraktu ze Skrą. Uśmiechnął się ironicznie i rzucił tylko: ''wiedziałem''.
 Czas, który nam pozostał postanowiliśmy wykorzystać w jak najlepszy sposób. Przez owe dwa tygodnie praktycznie zamieszkałam w mieszkaniu Bartka. Codziennie jeździł ze mną na treningi, popołudniami odwiedzaliśmy wszystkie miejsca w Bełchatowie i w Łodzi, gdzie można było zażyć nieco rozrywki, a późnymi wieczorami udawałam, że śpię, by ten mógł w spokoju dopakowywać swoje walizki. Kręciłam się po łóżku odwracając się tyłem, by ukryć łzy niekontrolowanie spływające po moich policzkach.
Dwa dni przed wyjazdem Kurka zorganizowaliśmy małą imprezę pożegnalną, na którą przyszedł nawet Karol. Nie słyszałam, by z ust któregokolwiek z nich padło słowo przepraszam, ale starali się normalnie rozmawiać, co bardzo mnie cieszyło. Stałam oparta o szafę z lampką wina w dłoni i po prostu się uśmiechałam. Wierzyłam, że jednak nie będzie tak źle.

W końcu nadszedł poniedziałek. Od tego momentu miałam jeszcze jeden powód, by nie cierpieć tego dnia. Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Powoli wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam za roznoszącym się po całym mieszkaniu zapachem. Na początku, jeszcze nie do końca rozbudzona, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to już dziś będę musiała rozstać się z Bartkiem. Przypomniały mi o tym dopiero czekające w przedpokoju walizki.
-Dzień dobry- powiedziałam zaspanym głosem, wchodząc do kuchni- Co ty tak hałasujesz od rana?- mimo wszystko starałam się brzmieć pozytywnie, by jak najlepiej wykorzystać te ostatnie chwile, które nam pozostały.
-Przepraszam, że cię obudziłem, skarbie- siatkarz ubrany jedynie w jeansy podszedł do mnie i delikatnie pocałował w czoło, jak miał w zwyczaju robić każdego poranka- Miałem zrobić ci śniadanie do łóżka, ale oczywiście musiałem cię z niego wygonić- wzniósł oczy do nieba.
-Nic się nie stało- uśmiechnęłam się lekko i przetarłam oczy. Wychyliłam się i zobaczyłam szczątki talerza porozrzucane po całej posadzce. Sięgnęłam po szufelkę i zaczęłam zbierać co większe kawałki.
-Natalka, proszę cię, zostaw to. Później posprzątam- Bartek chwycił nadgarstek ręki, w której trzymałam resztki talerza. Spojrzałam na niego i poczułam jak szkło wysuwa się z moich palców i boleśnie przesuwa wzdłuż dłoni.
-Ałć- syknęłam, puszczając je.
-Oj, prosiłem, tak?- westchnął Kurek i przysunął dłoń blisko swojej twarzy. Bez okularów czy soczewek był niemalże ślepy. Uśmiechnęłam się lekko widząc skupienie na jego twarzy, gdy sprawdzał, czy w ranie nie ma okruchów szkła- Chodź, opatrzymy to- pociągnął mnie za sobą uważając na to, bym bosą stopą nie nadepnęła na żaden odłamek. Założył okulary po czym wyciągnął z apteczki wodę utlenioną i sporą jej ilością polał ranę oraz nakleił duży plaster.
-Boli?- zapytał troskliwie. Lekko pokiwałam głową robiąc minę zbitego psa- Moja mała oferma- zaśmiał się pod nosem, po czym delikatnie pocałował mą dłoń. Czując Kurkowy zarost na ręce uśmiechnęłam się lekko.
-Mam coś dla ciebie- powiedział nagle, wstając. Uniosłam brwi w geście zdziwienia i patrzyłam jak z kieszeni jeansów wyciąga małe zielone pudełeczko. Wstrzymałam oddech zaniepokojona jego zawartością- Spokojnie, jeszcze nie chcę ci się oświadczyć- zaśmiał się i podał mi je. Otworzyłam pudełko i na znajdującej się w środku białej poduszeczce, ujrzałam złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie dwóch splecionych serc wysadzanych kryształkami.
-Jest przepiękny- powiedziałam, zakrywając usta dłonią.
-Chciałbym żeby przypominał ci o mnie, gdy nie będzie mnie przy tobie- mruknął wyciągając go i zapinając na mojej szyi.
-Będzie, na pewno będzie- zapewniłam go i zarzuciłam ręce na jego szyję, wtulając się w niego całym ciałem. Zamknął mnie w mocnym uścisku i delikatnie pocałował moją głowę- Też mam coś dla ciebie- wyszeptałam i wybiegłam do jego sypialni, skąd już po chwili wróciłam- Może nie jest wartościowe, ale będziesz mógł mieć to przy sobie aż będziesz miał mnie dosyć- uśmiechnęłam się szeroko i wyjęłam zza pleców ramkę. Ze zdjęcia śmiała się do mnie brunetka w biało czerwonej koszulce z numerem sześć i napisem Kurek. Stała tyłem, kciukami wskazując na napis na swoich plecach. Tylko jej roześmiana twarz była zwrócona w stronę fotografa. Wyszłam tak dobrze, że niemal nie byłam w stanie sama siebie rozpoznać. Ola była prawdziwą cudotwórczynią.
Spojrzałam na Bartka. Stał wpatrzony w zdjęcie jakby właśnie dostał prezent, o którym zawsze marzył.
-Dziękuję ci- wyszeptał i mocno mnie pocałował.
-A tutaj masz pomniejszone, żebyś mógł wsadzić je do portfela- podałam mu nieco mniejszą, lecz przedstawiającą dokładnie to samo, fotografię- Pe es, mój ojciec zorientował się, że zdjęcie uleciało z jego gabinetu.
Kurek uniósł ręce w obronnym geście.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz- uśmiechnął się szelmowsko.

Kilka godzin później siedziałam już za kierownicą swego auta, w lusterku wstecznym obserwując jak Bartek kończy pakować swoje rzeczy do bagażnika. Nie zaprzestając podglądania go rozpięłam płaszcz i drżącymi rękami delikatnie chwyciłam przywieszkę od łańcuszka wiszącego na mojej szyi. Było mi zimno i trzęsłam się, choć ogrzewanie w samochodzie było podkręcone na maksa. Oparłam głowę o kierownicę, a łzy niekontrolowanie zaczęły spływać po moich policzkach.
-Oesu, jak tu gorąco- usłyszałam głos Bartka i trzask drzwiczek. Szybko uniosłam głowę i obróciłam ją w drugą stronę, by nie zobaczył mych łez- Jedziemy?
Pokiwałam głową i nie patrząc na niego skierowałam drżące ręce ku stacyjce. Samochód nie odpalił. Spróbowałam jeszcze raz. Nic. I jeszcze raz. Znowu nic. Wiedziałam, że to nie wina samochodu, lecz moja.
-Kochanie, co się dzieje?- zapytał Kurek, kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Nic- wyszeptałam i wzięłam głęboki oddech- Już jedziemy, przepraszam- po raz wtóry przekręciłam kluczyk- tym razem samochód odpalił.
Dwie godziny później byliśmy już na lotnisku Reymonta w Łodzi. Bartek wysiadł, by wypakować walizki, a ja nadal tkwiłam na siedzeniu kierowcy. Byłam tak roztrzęsiona, że cudem było, że po drodze nie spowodowałam żadnego wypadku. Słysząc pukanie w szybę lekko podskoczyłam. Kurek uśmiechał się zachęcająco i otworzył mi drzwi.
-No chyba się ze mną pożegnasz, co?- położył dłoń na moim policzku. Za nim stał wózek pełen walizek.
-Nie chcę żebyś jechał- wyrzuciłam z siebie, nie patrząc na niego.
-Ja też wolałbym zostać tu z tobą. Naprawdę, Natalko...- siatkarz zamknął mnie w mocnym uścisku- Ale za dwa miesiące przyjadę tutaj, a jeśli ty będziesz chciała to wcześniej możesz mnie odwiedzić- odsunął mnie od siebie i oparł dłonie na moich ramionach- Włochy to nie jest koniec świata. Wsiadasz w samolot i po kilku godzinach już jesteś przy mnie- uśmiechnął się pocieszająco i mocno mnie pocałował. Uwielbiałam kiedy to robił, a przez te dwa tygodnie spędzaliśmy na tym godziny. Wtuliłam twarz w jego szyję po raz ostatni upajając się zapachem jego perfum. Łzy wielkie jak grochy płynęły po moich policzkach i nie mogłam ich powstrzymać. Bartek nawet nie próbował i zdawało mi się, że kilka razy również słyszałam, jak pociągał nosem. Nie wiem ile tak staliśmy. Kilkanaście sekund, a może minut.
-Muszę już iść- powiedział w końcu- Wywołują mój lot do odprawy.
Odsunęłam się od niego dynamicznie kiwając głową.
-Tutaj są klucze od mojego mieszkania- podał mi ciężkawy pęk- Gadałem z twoim tatą, na razie możesz w nim mieszkać- uśmiechnął się lekko.
-Dobrze- wsunęłam klucze do kieszeni płaszcza- Wziąłeś wszystko? Masz paszport?- spojrzałam na niego z troską.
-Mam, kochanie- spojrzał na swój plecak.
-Ładowarkę do telefonu?
-Też.
-Moje zdjęcie?
-Oczywiście.
-A szczoteczkę do zębów?
-Natka... Nie przedłużajmy tego w nieskończoność, bo będzie jeszcze ciężej...- pogładził moje włosy.
-Zadzwoń do mnie jak już dolecisz- poleciłam,zagryzając wargę- W ogóle dzwoń do mnie często i pisz.
-Obiecuję, że będę- pochylił się i po raz kolejny tego dnia ucałował moje czoło- Nie daj się zwariować, maleńka. Niedługo się widzimy- po raz ostatni mocno go przytuliłam i już po chwili patrzyłam przez szklane drzwi jak oddala się w stronę terminala.
Faktem było, że miał przyjechać już za dwa miesiące na chrzciny córki Winiarskich, ale w tamtej chwili było to dla mnie wiecznością.





No. W końcu jest. Miał być na tygodniu, ale jakoś nie mogłam się zmotywować do napisania go, poza tym chyba też nie miałam dostatecznie dużo czasu. Ale ważne, że w ogóle jest, prawda? :D

No zrobiło się troszkę smutno... :c
Aż nie wiem, co napisać. W zasadzie to często nie wiem, co tu napisać, bo najlepsze, co mogłam przelać z siebie jest powyżej.

Tak, wymyśliłam sobie inny czas trwania rozgrywek ligowych, wiem, wiem, ale who cares? :D 

Kochana Annie!
Wiem jak bardzo ostatnio zaniedbałam Twojego wspaniałego bloga i obiecuję jak najszybciej nadrobić zaległości, ale jak już wiesz mam tyle pracy, że nawet nie mogę w pełni skupić się na własnym :c Nie gniewaj się, poprawię się! :*



poniedziałek, 30 listopada 2015

12

Zaczynało świtać, a ja nadal siedziałam na podłodze w Kurkowej kuchni. Nie płakałam i sama się sobie dziwiłam, ponieważ zazwyczaj wszystko przyjmowałam bardzo emocjonalnie. Wlepiałam wzrok w drewnianą nogę stołu, nie mogąc odnaleźć się w swoich uczuciach. Byłam zła, roztrzęsiona, rozgoryczona, smutna. Było mi żal samej siebie. Wszystko powoli zaczynało układać się w całość.
Mała torebeczka jak gdyby nigdy nic leżała obok. Raz po raz zerkałam w tamto miejsce w nadziei, że zniknie, a ja się obudzę. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a ja byłam tym coraz bardziej wściekła.Do głowy przychodziły mi różne pomysły włącznie z przeszukaniem mieszkania w poszukiwaniu większej ilości tego świństwa i telefonem na policję. Na nic jednak się nie decydowałam.
Na zegarze wybiła siódma. Zgięłam nogi w kolanach, coś chrupnęło w nich złowrogo. Nie zważając na to powoli wstałam, zaciskając palce na torebeczce. Stawiając powolne kroki bosymi stopami ruszyłam w stronę sypialni. Bartek spał spokojnym snem, obrócony twarzą w moją stronę. Położyłam dłoń na jego nagim ramieniu dotykając wyrysowanego czarnym tuszem wilka, ale natychmiast ją cofnęłam. Chodząc na palcach pozbierałam wszystkie swoje rzeczy i ubrałam się. Byłam już przy drzwiach oddzielających sypialnię z korytarzem, gdy usłyszałam jego głęboki głos:
-Nie uważasz, że powinnaś zostawić chociaż jakąś karteczkę, uciekinierko?-podskoczyłam lekko przestraszona i obróciłam się w jego stronę z uśmiechem, co zapewne wziął za dobry znak- Zobaczymy się jeszcze dziś?- przeciągnął się.
-Nie spotykam się z ćpunami- rzuciłam szorstko.
Kurek zamarł w bezruchu z rękami nad głową i przez dłuższą chwilę patrzył na mnie beznamiętnym wzrokiem.
-Słucham?- powiedział w końcu. Westchnęłam cicho i wyjęłam z kieszeni niewielką foliówkę. 
-Nie grzebałam ci w portfelu- mruknęłam- Po prostu wystawało z niego moje zdjęcie, a kiedy chciałam je odłożyć wypadło to- mój ton był spokojny i rzeczowy.
- Natalka, to nie tak, przysięgam!- Bartek wyskoczył z łóżka i stanął naprzeciw mnie. Wyciągnął ręce w moją stronę, a ja odruchowo wykonałam krok w tył.
-Nic dziwnego, że jesteś agresywny i często się denerwujesz. Po amfie to się zdarza- uśmiechnęłam się ironicznie- Ja jednak w ogóle cię nie znam, Bartek...- westchnęłam. Zapadła dłuższa cisza, podczas której staliśmy nieruchomo naprzeciw siebie. Gdy w końcu odzyskałam głos, był on chrapliwy i nieprzyjemny- Nic tu po mnie...- rzuciłam, po czym udałam się w stronę korytarza.
-Natalia, proszę cię...- Kurek przyodziany wyłącznie w slipki wybiegł za mną. Udając, że go nie słyszę założyłam płaszcz i zawiesiłam szal na szyi- Wczoraj powiedziałaś, że mnie kochasz! To już nieaktualne?
-Wczoraj jeszcze myślałam, że cię znam, a teraz okazuje się, że jesteś zupełnie obcym mi człowiekiem- wychrypiałam.
-Proszę, nie mów tak- odrzekł śmiertelnie poważnym tonem- Przecież wiesz, że to nie prawda. Spodziewałam się potoku słów, tłumaczeń, nawet tych najbardziej bezsensownych. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Bartek spokojnie stał naprzeciw mnie i powoli kręcił głową. Już nic więcej nie dodał.
-To twoje?- zapytałam szorstko.
-Nie- odpowiedział natychmiast. Z rozpaczą wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi, jeszcze zaspanymi oczami.
-Więc czyje?
 -Nie mogę ci powiedzieć.
-Tak właśnie myślałam- prychnęłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi, które otworzyłam z impetem. Na progu stała blondynka z dłonią zawieszoną na wysokości klamki.  Od razu ją poznałam. Była to Ola- była dziewczyna Karola.
-Co ty tutaj robisz?- warknęłam na nią. Mimo że byłam wściekła na Kurka, nie wiedziałam, co myśleć o całej tej sytuacji to nie chciałam, by ona tu była. Nie chciałam tu żadnej obcej kobiety. Nie chciałam, by go pocieszała i spędzała z nim czas. Miałam ochotę zamknąć jej drzwi przed nosem i czekać w tym mieszkaniu aż Bartek powie mi prawdę, chociażby najgorszą.
Blondynka mierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu i uśmiechała się złośliwie. Ja nie pozostawałam jej dłużna- przyjrzałam się jej uważnie- spod rozpiętej kurtki wystawały idealnie dopasowane ubrania, miała nienaganny makijaż i ładne, duże oczy.
-Dokładnie to, co ty robiłaś u mojego chłopaka. Zajmuję twoje miejsce- wyszeptała jadowicie. Ze zdziwienia aż wybałuszyłam oczy, co wywołało jeszcze szerszy uśmiech na twarzy dziewczyny. Bezceremonialnie mnie wyminęła i zarzuciła ręce na szyję Bartka. Nie mogłam na to patrzeć. Wyszłam z mieszkania, z całej siły zatrzaskując za sobą drzwi. Gdy tylko weszłam do windy na moich policzkach pojawiły się łzy. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie- potargane włosy, blada, w niektórych miejscach zaczerwieniona, cera, niedbale zarzucony szal. W niczym nie mogłam równać się z Olką.
Wysiadłam z windy nie wiedząc czy byłam bardziej smutna czy też wściekła. Łzy cały czas spływały strugami po mojej twarzy ograniczając widoczność. Wyciągnęłam z kieszeni płaszcza kluczyki i zasiadłam za kierownicą samochodu. Chciałam otrzeć mokre policzki, gdy zorientowałam się, że nie mam torebki. Została w mieszkaniu Bartka. Pod żadnym względem nie chciałam tam wracać i pomyślałam, że poproszę któregoś z chłopaków żeby ją dla mnie odebrał.
W domu byłam po trzydziestu minutach. Jechałam powoli, bo łzy ograniczały mi pole widzenia, a na drodze było ślisko. Od razu po wejściu do budynku poczułam słodki zapach dochodzący z kuchni. Rzuciłam płaszcz na półkę i ruszyłam w stronę łazienki celem doprowadzenia się do porządku przed porannym treningiem. Drogę jednak zagrodził mi Karol. Od razu spuściłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę.
-A gdzie to się było?- zapytał wesołym tonem- Jesteś głodna? Zrobiłem racuchy, jeszcze kilka zostało- lekko pokręciłam głową i wykonałam gest ręką, niemo prosząc go, by się przesunął- Co się stało?- zapytał.
-Nic- wyszeptałam. Wiedziałam, że i tak łatwo wszystko ze mnie wyciągnie. Jeśli nie teraz, to po treningu. Byłam w kompletnej rozsypce i bardzo potrzebowałam z kimś porozmawiać. Nie byłam jednak przekonana czy Karol był odpowiednią osobą. Nie mogłam przecież powiedzieć mu, że jego była dziewczyna złożyła jego ''serdecznemu przyjacielowi'' poranną wizytę.
-Przecież widzę...- Kłos chwycił moją brodę i uniósł ją, bym na niego spojrzała- No i czego ryczysz, głupia?- westchnął ciężko i przyciągnął mnie do siebie, mocno przytulając. Po chwili odsunęłam się od niego i bez słowa udałam w stronę łazienki. Tym razem już nie próbował mnie zatrzymać. Prysznic podziałał na mnie orzeźwiająco. Miałam wrażenie, że wraz z gorącą wodą spływa ze mnie część napięcia, wściekłości i bezsilności. Nadal czułam na ciele dotyk Bartka, a stojąc przed lustrem bezwiednie dotykałam ust i przyglądałam się lekko zaczerwienionej po prawej stronie szyi. Gdy wyszłam z łazienki było za kwadrans dziewiąta. Miałam piętnaście minut, by dojechać na halę.
Na miejsce dotarłam z piętnastominutowym spóźnieniem czując, jak burczy mi w brzuchu. Mimo to nie byłam głodna i czułam, że każda próba wepchnięcia w siebie czegokolwiek skończyłaby się fiaskiem, bo nie miałam siły, by mówić, a co dopiero połykać. Byłam wrakiem siebie, co nie uszło uwadze trenera ani chłopaków, a moje czerwone oczy tylko potwierdzały ich przypuszczenia, że działo się coś złego.
-Natalia, ty chyba jesteś chora- rzekł Falasca, gdy słabym głosem próbowałam przetłumaczyć to, co powiedział, jeszcze nim zaczęła się rozgrzewka- Chyba przydałoby ci się kilka dni wolnego.
-Nie- pokręciłam stanowczo głową- Dam radę. Przepraszam, już się ogarniam- spróbowałam się uśmiechnąć, ale chyba nie wyszło mi to najlepiej, bo chłopaki mimo że przecież nic nie rozumieli, to patrzyli na mnie krzywo. Żaden jednak się nie odezwał.
-Gdybyś jednak doszła do wniosku, że potrzebujesz to pamiętaj, że dam sobie radę. Jestem całkiem niezły z pantomimy- udał, że jest zamknięty w pudle, co wywołało mój szczery śmiech.
-Będę pamiętać, dziękuję- uśmiechnęłam się do niego serdecznie- A wy, chłopaki, do roboty!- krzyknęłam, klaskając w ręce. Doszłam do wniosku, że nie mogę swoich problemów osobistych przenosić do pracy i za wszelką cenę muszę być twarda choć kosztowało mnie to bardo wiele wysiłku. Nie chciałam przecież tłumaczyć wielkoludom, co się stało. Nie chciałam mieszać ich w tą brudną sprawę. Nie miałam pojęcia czy coś o tym wiedzą, a nie chciałam pytać.
Dwie godziny później wyszłam z hali. Zatrzymałam się i uniosłam głowę ku niebu, zamykając oczy. Chłodny wiatr muskał moją twarz i zapuchnięte powieki. Mocno wciągnęłam do płuc zimne powietrze czując, jak drapie moje gardło.
-Natalka...- usłyszałam spokojny głos za mną. Od razu go poznałam. Szybko otworzyłam oczy i opuściłam głowę.
-Idź stąd- powiedziałam stanowczo, nawet się nie odwracając. Ruszyłam w stronę auta.
-Proszę cię, daj mi dwie minuty- dopadł mnie, gdy już ciągnęłam za klamkę drzwiczek. Stanowczo je przytrzymał, uniemożliwiając otworzenie ich. Podał mi torebkę, w której rozpoznałam swoją własność. Chwyciłam ją stanowczo i wydusiłam:
-Z największą uwagą słucham twoje pierdolenia. Może w końcu powiesz coś sensownego- spojrzałam na niego wyzywająco i oparłam się o auto, udając ogromne zainteresowanie swoimi paznokciami.
-Ja nie mogę powiedzieć ci skąd to miałem, ale zapewniam cię, że to nie moje...- zaczął powoli- Musisz dać mi trochę czasu na poukładanie tego, ale jeżeli nadal ci na mnie zależy to chyba to zrozumiesz, prawda?- zza pleców wyjął duży bukiet czerwonych róż i niemal na siłę wcisnął mi go w ręce.
-Co Olka robiła w twoim mieszkaniu?- zapytałam stanowczo, odkładając kwiaty na dach samochodu.
-Ja... Ona... To jest skomplikowane...- westchnął- Tutaj też musisz mi zaufać...
-Bartek, próbujesz robić ze mnie idiotkę?- warknęłam- Co ty sobie wyobrażasz? Że ja głupia jestem?- zaśmiałam się rozpaczliwie- Mam nadzieję, że dobrze bawiłeś się moim kosztem. Ale słów kocham cię nie rzuca się na wiatr, zapamiętaj to sobie.
-Przecież to nie tak!- rozłożył ręce.
-Dobra, weź, Kurek... Bzyknęliśmy się, fajnie było, a teraz spadaj- uśmiechnęłam się słodko i szarpnęłam za klamkę, wymuszając jego odsunięcie się.
-Przestań, nie mów tak... Proszę cię...
-Daj mi już spokój!- krzyknęłam- Najpierw zatruwałeś mi życie, potem przeleciałeś, a teraz okazałeś się ćpunem. Masz jeszcze coś do powiedzenia?- syknęłam i nie czekając na odpowiedź, dodałam: - A tego wiechcia to możesz sobie wiesz gdzie wsadzić- cisnęłam kwiatki pod jego nogi i szybko wsiadłam do samochodu.

Kolejne trzy dni minęły względnie spokojnie. Względnie, ponieważ gdy tylko miałam wolną chwilę popadałam w otępienie i zanurzałam się w swoich myślach, po raz kolejny rozpamiętując to, co niedawno miało miejsce. A tych chwil miałam całkiem sporo, ponieważ tak jak radził Falasca wzięłam kilka dni wolnego. Jednak nie dałam sobie rady. Czułam się okropnie, cały czas siedziałam w domu zamykając się w swoim pokoju, po raz tysięczny wszystko analizując. Nie chciałam słyszeć o jakimkolwiek wyjściu, ignorowałam telefony od Winiarskich, Nowakowskich i mojego ojca, który każdego dnia próbował zaprosić mnie do siebie. Czułam, że wiedział, że coś jest nie tak, ale chyba nie chciał głębiej w to wnikać, dlatego pokazywał mi, że się interesuje, ale nic na siłę. Byłam mu za to naprawdę wdzięczna.
Karolowi, który posiadał niezwykły dar przekonywania, na całe szczęście tym razem nie udało się wyciągnąć ze mnie tego, co leży mi na sercu. Unikałam go na tyle, na ile było to możliwe podczas mieszkania w jednym domu. Jednak już w sobotę odkryłam, że Kłos nie dał wyprowadzić się w maliny i wezwał posiłki. Obudziłam się około dziesiątej i resztkami silnej woli zmusiłam do wygramolenia z łóżka. Spięłam włosy w niedbały kok i w pomiętej piżamie wyszłam do kuchni, by przyrządzić napój czyniący cuda- kawę. Trąc oczy weszłam do pomieszczenia, skąd dobiegały odgłosy rozmowy i tłumiony śmiech. Jak ogromne było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam siedzącą przy stole Olę Nowakowską.
-Eee, hej, dzień dobry- powiedziałam nieśmiało.
-Oo, Natka! Dzień dobry!- Ola podbiegła do mnie i mocno uściskała- Jak się masz?- obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem.
-Bywało lepiej- odburknęłam wzruszając ramionami i wstawiając wodę na kawę.
-O nie. Nic z tych rzeczy- Nowakowska szybko pobiegła do mnie i wyłączyła czajnik- Ubieraj się, wychodzimy- powiedziała dziarskim tonem.
-Nie obraź się, ale jakoś nie mam ochoty- westchnęłam, opierając się o szafkę.
-Uważam, że to świetny pomysł- przemówił Karol, który do tej pory siedział zupełnie cicho.
-Uważam, że to babska sprawa- Ola wytknęła mu język, ale już po chwili szeroko się do siebie uśmiechali- To jak?- spojrzała na mnie wyczekująco. Lekko skinęłam głową. Doszłam do wniosku, że muszę to w końcu z siebie wyrzucić. Tak więc niecałą godzinę później siedziałyśmy już na miękkich fotelach w przytulnej kawiarni nad dwoma ogromnymi filiżankami parującej kawy.
-Mów- zachęciła mnie Ola i naprawdę nie musiała dwa razy powtarzać. Otworzyłam się przed nią jak drzwi do Hell's Kitchen.
Opowiedziałam o tym, co znalazłam w portfelu Bartka i o tym, że nie chciał się z tego tłumaczyć. Wspomniałam także o tym, że nadal nie wiem, co takiego wydarzyło się kiedyś między Kurkiem a Kłosem, że pałają do siebie tak ogromną niechęcią i że stale mnie to nurtuje. Gdy skończyłam dziewczyna nawet nie wydawała się zaskoczona. Powoli mieszała łyżeczką w swojej filiżance, uparcie patrząc w wiszący na ścianie brzydki obraz.
-Powiesz coś?- zapytałam w końcu.
-Słuchaj, Natalia- Ola z głośnym brzękiem odłożyła łyżeczkę na spodek- Żaden z nich nie powie ci dlaczego tak się nie lubią, więc wydaje mi się, że ta niechlubna rola musi przypaść mnie, choć wiem, że Piotrek mnie zatłucze...- westchnęła cicho.
-Mówże!- jęknęłam, czując dreszczyk ekscytacji.
-Eh, okej...- otoczyła dłońmi niewielką filiżankę- To jest tak, że Ola zna się z Bartkiem już od bardzo, bardzo dawna. W zasadzie do Kurek poznał ją z Karolem... nieważne. Ona zawsze lubiła się bawić, eksperymentować i próbować nowych rzeczy. Bartek, jasne, też lubił się zabawić, wiadomo jak to jest, kiedy jest się młodym. Tyle, że on w przeciwieństwie do niej znał umiar i wiedział, kiedy powinien przestać. Przyjaźnili się, więc wiele rzeczy robili razem, wiesz, pierwszy papieros, pierwsza trawka. I to wszystko było okej, dopóki Ola nie zaczęła bawić się z poważniejszymi używkami, z którymi Bartek nie chciał, a jako początkujący siatkarz- sportowiec- przede wszystkim nie mógł mieć kontaktu- spojrzałam na nią pytająco- No zaczęła wciągać. Głównie koka i amfa. Bartek próbował ją z tego wyciągnąć wszelkimi siłami. Powiedział o tym jej rodzicom, którzy załatwili jej odwyk i to pomogło na jakiś czas, ale w końcu i tak do tego wróciła. Wiesz... ćpun za zawsze pozostanie ćpunem- Ola narysowała w powietrzu cudzysłów- Dopiero kiedy poznała Karola wszyscy mieli wrażenie, że zupełnie się z tego otrząsnęła. Wiesz, jakby zamieniła amfę na oksytocynę... I wszystko było świetnie przez jakieś sześć lat... Wtedy poszła z Bartkiem na jakąś imprezę i tam Kurek poznał ją z jakimś chłopakiem... Strasznie spodobał jej się jego sposób bycia i imponowało jej..- westchnęła i na chwilę zamilkła- To, że jest dilerem... I już na maksa wciągnął ją w ten syf do tego stopnia, że sama zaczęła dilować. I wpadła- po tych słowach zaległa dłuższa cisza- Z tego co wiem, to był niezły raban. Policja w środku nocy, przeszukanie domu, ich samych... Oczywiście znaleźli to świństwo, a Karol, by pokazać jaki jest wielki i wspaniałomyślny, wziął to wszystko na siebie...- zakryłam usta dłonią- Nie wiem, on chyba nie do końca przemyślał konsekwencje jakie mogły z tego wypłynąć... Na szczęście udało się ich uniknąć. Wiesz, to Polska.  Prezes sypnął parę złotych tu, parę tu i wszystko można załatwić... Przecież nie można dopuścić do takiego skandalu z udziałem reprezentanta kraju... Sprawa została wyciszona i nikt poza reprezentacją tego nie wie- położyła swoją dłoń na mojej- I tak też musi pozostać.
Lekko skinęłam głową, w której miałam ogromny mętlik.
-Olka nadal utrzymuje kontakt z tym typem i nikt, dosłownie nikt, nie jest w stanie jej tego wyperswadować. Nawet Bartek, który tak wiele dla niej zrobił i wyciągnął ją już z niejednego bagna w tej sytuacji chyba jest bezsilny...
-Ona dalej diluje?- zapytałam cicho. Z tego wszystkiego aż zaschło mi w ustach. Ola wzruszyła ramionami.
-Nie mam bladego pojęcia- przyznała- Wiem, tylko, że Karol winą za to wszystko obarcza Bartka. Za wszystko od poznania jej z tym typem, po ich rozstanie, choć tak naprawdę on nic celowo przecież nie zrobił...
-Ola, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie...- powiedziałam nieśmiało.
-No słucham cię- dziewczyna uśmiechnęła się zachęcająco.
-Czy... Tylko się ze mnie nie śmiej i nie weź mnie za wariatkę, dobrze?- zagryzłam wargi, a Ola lekko skinęła głową- Czy między Olką, a Bartkiem kiedykolwiek coś było?- niemalże wyszeptałam to pytanie.
-Dlaczego pytasz?- zdziwiona Nowakowska potrząsnęła głową.
-Bo... tego poranka, kiedy pokłóciłam się z Bartkiem o to, co znalazłam ona przyszła do jego mieszkania i rzuciła takie dwuznaczne zdanie, które mogłoby mi to sugerować...- powiedziałam cichutko, z oczami wbitymi w resztki kawy na dnie filiżanki.
-Chyba ogłupiałaś- Ola wyglądała na bardzo rozbawioną- Jeśli Kurek kogoś uważa za przyjaciela to jest to równoznaczne z friendzonem głębokim jak jezioro Hańcza- zachichotała, a i na mojej twarzy wykwitł uśmiech.
W domu Karola byłyśmy koło piętnastej. Chłopaków nie było, mieli popołudniową siłownię. Okazało się, że Ola przyjechała ze swoim mężem, którego już od rana nie było w domu, bo ''nadrabiał zaległości towarzyskie''.
-Jakkolwiek by to nie brzmiało- mruknęła Ola i z udawaną irytacją przewróciła oczami. Zrobiłyśmy dość spory obiad, nie wiedząc ile tak naprawdę nasze głodomory zjedzą.
Godzinę później rozległ się dzwonek do drzwi. Jako, że Ola przyprawiała właśnie sos do spaghetti, ja poszłam otworzyć. Nade mną stała cała zgraja wielkoludów.
-Łołołoło, co za blask tam strzelił z drzwi?- Igła stojący najbliżej, chwycił mnie w ramiona udając, że coś bardzo razi go w oczy- Jak się czuje nasza najlepsza na świecie tłumaczka?- uniósł mnie nad ziemię.
-Igła, nie przez drzwi!- pisnęłam i już po chwili poczułam jak robi duży krok w stronę wnętrza domu. Postawił mnie na ziemi, potargał moje włosy i już po chwili ruszył w stronę kuchni mrucząc coś o tym, że młoda pani Nowakowska powinna iść do jakiegoś ''Mam talenta''.
-Dobrze cię widzieć nawet taką krzyczącą- Winiar przytulił mnie mocno i pocałował w czubek głowy- Kiedy do nas wracasz, co?- zapytał z troską.
-Już w poniedziałek- uśmiechnęłam się do jego szarej bluzy- Wejdź dalej, zapraszam- wskazałam dłonią na dalsze wnętrza.
-Mnie też tak ładnie przywitasz?- zapytał Karol, rzucając torbę pod nogi.
-Właź ty mi tu, bo ja tu widzę mojego ukochanego Piotrusia!- pisnęłam, rzucając się na szyję Nowakowskiemu.
-Ohohoho, jaka ożywiona! Wystarczył jej tylko Pit- zaśmiał się Kłos, a ja odwróciłam się tylko po to, by wypiąć mu język.
-Wchodźcie dalej- zachęciłam ich, a sama pobiegłam do kuchni, by zastąpić Olę.
Okazało się, że mimo i tak dużej ilości jedzenia jaką przygotowałyśmy, było go zdecydowanie za mało. Zamówiliśmy jeszcze trzy pizze i siedząc w salonie zajadaliśmy, co chwila śmiejąc się z kolejnego żartu Ignaczaka. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Otworzę- zasygnalizowałam i ruszyłam w stronę korytarza, po drodze potykając się o wyciągnięte nogi Winiara. Zaśmiewając się z komentarza Igły powlokłam się holem i trzymając się za bolącą przeponę otworzyłam drzwi. Stał w nich Bartek. Przełknęłam głośno ślinę i patrzyłam na niego czując, jak chłodny wiatr z zewnątrz domu smaga całe moje ciało.
-Cześć...- powiedział nieśmiało.
-Cześć- odpowiedziałam wyzywającym tonem.
-Mogę wejść?- zapytał, a ja miałam wrażenie, że w salonie nagle zrobiło się podejrzanie cicho. Wzruszyłam ramionami i przepuściłam Kurka, by w końcu móc zamknąć drzwi.
-Chyba musimy porozmawiać- powiedział cicho, zdejmując kaptur.
-Och, doprawdy? W końcu dojrzałeś do tego, by powiedzieć mi prawdę? Nie musisz się wysilać. Ja wszystko wiem. I nie rozumiem dlaczego nie chciałeś mi tego od razu wytłumaczyć, tylko czekałeś aż pomyślę sobie nie wiadomo co.
Kurek obrzucił wzrokiem kurtki i wielkie buty stojące w korytarzu.
-Możemy wejść do twojego pokoju?- zapytał.
-A czego się wstydzisz?- niemalże krzyknęłam- Przecież wszyscy o tym wiedzą! Reprezentacyjna tajemnica, tak?- warknęłam, a Bartek spojrzał na mnie przerażony.
-N... nie rozumiem- wyszeptał, niemal nie ruszając wargami.
-Nie udawaj Greka!- spojrzałam na niego z wyrzutem- Dlaczego nie powiedziałeś mi o Olce?! Ja myślałam, że ty jesteś ćpunem...- po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy- Dlaczego mi nie wytłumaczyłeś?
-Kurwa, Natalia...- Bartek głośno wypuścił powietrze i wsunął palce we włosy kilkukrotnie je przeczesując- Słuchaj, powiedziałaś, że mnie kochasz, a odwróciłaś się od razu, gdy zaszło prawdopodobieństwo, że jednak nie wszystko jest ze mną okej...- uśmiechnął się blado.
-Aha, czyli to wszystko moja wina, tak?!- pisnęłam- Moja wina, że nie chciałeś mi niczego wytłumaczyć? Co innego mogłam sobie pomyśleć?!
-Nie zamierzałem mówić nikomu o problemach Oli, bo jest moją przyjaciółką i prosiła mnie o to. Nie jest idealna, ale stara się. Nawet nie wiesz jak ciężko jest zerwać z tak poważnym nałogiem, jakim jest narkomania...
-Ja to wszystko rozumiem, tylko zastanawiam się dlaczego postawiłeś ją przede mną. Ty też powiedziałeś, że mnie kochasz, a nie zrobiłeś nic żeby uratować to, co było... chyba było...
-Przepraszam cię, Natalia. Wiem, że nawaliłem... Cholernie spieprzyłem sprawę- ukrył twarz w dłoniach- Nawet nie wiesz jak było mi ciężko, ale dobrze wiesz, że przyjaźń i miłość to dwie różne sprawy i czasami trzeba skrzywdzić jedną osobę, by ratować drugą... Wiem jak to brzmi, ale wcale nie postawiłem Oli ponad tobą. Po prostu nie chciałem, by ktoś jeszcze dowiedział się o jej przeszłości i patrzył na nią przez pryzmat ćpunki- wyszeptał- A ona po prostu jest chora...- dodał po dłuższej pauzie i westchnął cicho- Przepraszam...
Łzy wielkie jak grochy płynęły po moich policzkach i nie mogłam ich powstrzymać. Tak bardzo chciałam wierzyć w tłumaczenia Bartka, które wydawały mi się całkiem logiczne. Kochałam go. Tego byłam pewna. Nie potrafiłam żyć bez niego i wybaczyłabym mu wszystko.
Wspięłam się na palce, zarzuciłam ręce na jego szyję i wtuliłam się w niego najmocniej jak tylko potrafiłam.
-Błagam cię, tylko mów mi wszystko...- wyszeptałam do jego ucha. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Kurek nie odwzajemnił uścisku. Odsunęłam się, a on stał nieruchomo, z rękoma opuszczonymi wzdłuż ciała. Lekko pokręcił głową uśmiechając się tak, jakby nie wierzył w to, co właśnie ma się zdarzyć.
-Mówić ci wszystko...- przetarł oczy- Wyjeżdżam do Włoch- rzucił nie patrząc na mnie.
-C...Co?- w jednej chwili po raz kolejny zawalił się cały mój świat. Dopiero co go odzyskałam, a wszystko wskazywało na to, że po raz kolejny mam stracić.



   


Cześć. Przede wszystkim chciałabym przeprosić Was za dość długą jak na mnie nieobecność.
Mam nadzieję, że nie pomyśleliście sobie, że Was opuściłam :D
Ten rozdział pisało mi się naprawdę ciężko i dlatego zajęło mi to aż tyle czasu.
Ale cóż, opinię jak zwykle pozostawiam Wam.


Tylko nie bijcie, nie bijcie mnie :c



Do Annie:
Przepraszam, Kochana, za zaniedbania w czytaniu Twojego bloga, ale ostatnio nie mam na nic czasu! Obiecuję poprawę, na pewno przeczytam i dam Ci znać jak wrażenia :)

sobota, 14 listopada 2015

11

-Bartek, o co chodzi?- zapytałam po raz wtóry, ale znowu odpowiedziała mi głucha cisza. Kurek stał odwrócony do mnie bokiem i udawał ogromne zainteresowanie strugą światła płynącą ze stojącej nieopodal latarni.
-Wszystko okej- odpowiedział niespodziewanie i obrócił twarz w moją stronę. Już nie było na niej ani śladu zmartwienia czy innego negatywnego uczucia.
-Dlaczego się tak zdenerwowałeś?- zapytałam rzeczowo.
-Nieważne, chodź- wyciągnął w moją stronę dłoń, którą zignorowałam- No jak dziecko- westchnął Bartek, unosząc oczy ku niebu i już po chwili dyndałam głową w dół, przewieszona przez jego ramię.
-Kurek, puszczaj mnie!- pisnęłam, bijąc pięściami w jego pośladki.
-Piechocka, jaki z ciebie mały zbereźnik- zarechotał, ruszając w bliżej nieokreślonym kierunku- Zaraz wsadzę cię w taxę i będę miał spokój- lekko uderzył mnie w pośladek.
-Spróbuj zrobić tak raz jeszcze, a narobię takie rabanu, że będziesz tłumaczył się w prokuraturze!- syknęłam.
-Ale jak?- zapytał Bartek z udawanym zaskoczeniem- Aaa, że tak?- dłoń Kurka z głośnym plaskiem opadła na mój tyłek.
-No i się doigrałeś- mruknęłam- AAAAA, POMOCY, POMOCY! ZBOCZENIEC! RATUNKU!!!- zaczęłam krzyczeć najgłośniej jak tylko potrafiłam. Siatkarz szybko postawił mnie na ziemi i przyłożył dłoń do moich ust.
-Zgłupiałaś?- syknął.
-Ale że co? Ostrzegałam- wypięłam mu język.
-Spływajmy stąd nim podjedzie tu patrol policji- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i chwytając moją dłoń, pociągnął mnie za sobą.

Gdy następnego dnia rano otworzyłam oczy, pierwszą rzeczą którą ujrzałam był wazon z tulipanami od Bartka. Na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru uśmiechnęłam się pod nosem i szczelniej okryłam kołdrą, chowając twarz w jej fałdach.
-O, już jest- wskazałam palcem na podjeżdżającą pod blok taksówkę.
-Szkoda- westchnął Bartek, łapiąc oba końce mojego szalika- Ach, zapomniałbym, czekaj!- rzucił i już go nie było. Po krótkiej chwili wyłonił się zza drzwi klatki z naręczem tulipanów.
-Zupełnie o nich zapomniałam- przyznałam, przejmując je i zatapiając w nich nos.
-Wsiadaj już, bo zimno jest- otworzył przede mną tylne drzwi samochodu- Jutro odstawię ci auto.
Lekko kiwnęłam głową i wspięłam się na palce, składając pocałunek na jego ustach.

-To do jutra- rzekłam, po czym obróciłam się na pięcie i wsiadłam do taksówki.
Bartek popukał w szybę od strony kierowcy, a gdy ten ją odsunął, powiedział:

-Proszę jechać ostrożnie. Wiezie pan prawdziwy skarb- puścił mi oczko, a ja czułam jak robi mi się przyjemnie ciepło.
Tak, zdecydowanie, wczoraj było bardzo miło. Zastanawiało mnie tylko wyznanie, które wypłynęło z ust Bartka; nie do końca je rozumiałam i istniało prawdopodobieństwo, że wygłupiłam się tym Lubię cię, Bartek. Może on oczekiwał ode mnie zupełnie czegoś innego? A z drugiej strony sam jasno nie sprecyzował swojej wypowiedzi. Mimo to, coś w tych słowach sprawiało, że wyczuwałam w nich drugie dno. Coś chciał mi przekazać, ale robił to tak niejasno, że nie byłam w stanie zrozumieć o co właściwie mu chodziło. Lubię go. Nawet bardzo. Czasami boję się, że za bardzo.
Wsunęłam dłoń pod poduszkę i sprawdziłam godzinę- dziewiąta siedem. Chłopaki od kilku minut ćwiczą na siłowni, a trening mają dopiero o szesnastej.
Czekała na mnie również wiadomość od Bartka: ''Dzień dobry! :) Masz ochotę na lodowisko? Ja i Kuba będziemy tam od jedenastej. Mam nadzieję, że dołączysz c:''. Uśmiechnęłam się lekko i zerwałam z łóżka. Postanowiłam nic nie odpisywać. Kilka minut po jedenastej byłam już pod Lodowiskiem Miejskim. Kupiłam bilet i wypożyczyłam łyżwy, których zapięcie zajęło mi kilka długich minut. Gdy w końcu stwierdziłam, że być może dam radę doczłapać się w nich do lodowej tafli, powoli wstałam i ruszyłam w jej kierunku, w razie czego nie odchodząc jednak od ściany. Weszłam na lodowisko i przywarłam do bandy, lustrując okolicę w poszukiwaniu Bartka. Miał być z jakimś Kubą, ciekawe kto to... zamyśliłam się i lekko rozluźniłam uścisk, w jakim moje palce przywarły do jednej z reklam. Szybko jednak zrozumiałam, że był to ogromny błąd, bo chwilę później leżałam już na lodowej tafli, przygwożdżona do niej czymś niewielkim i ciężkim.
-O kuuuurczę, przepraszam- usłyszałam cienki głos. Niepewnie otworzyłam oczy, które zamknęłam w trakcie upadku i ujrzałam nad sobą około dziesięcioletniego chłopca.
-Nic się nie stało- odpowiedziałam prędko, choć wcale nie byłam tego taka pewna. Bolały mnie plecy i tyłek i nie miałam bladego pojęcia jak wstać.
-Bartek, chodź tu szybko!- krzyknął chłopiec do kogoś stojącego po przeciwległej stronie lodowiska.
-Młody, prosiłem cię żebyś nie jeździł, gdzie cię wzrok poniesie, tak?- usłyszałam zbliżający się znajomy głos- Bardzo panią przepraszam, on od urodzenia taki mało rozgarnięty... Natalka?!- nade mną pochylał się Kurek w całej swej okazałości- Żyjesz?
-Chyba nie. Nie wiem- odpowiedziałam szybko, nadal się nie ruszając.
-Jezus Maria, coś ty narobił?- westchnął Bartek zwracając się w stronę chłopca- Boli cię coś? Kręgosłup? Noga? Ręka?- zapytał ze szczerą troską w głosie.
-Pupa- odpowiedziałam poważnie, ale ten tylko z uśmiechem pokręcił głową i chwycił mnie za przedramiona, szybkim ruchem podnosząc do pionu.
-Chodź no tu...- westchnął, otrzepując mój płaszcz ze szronu- Na pewno wszystko w porządku?- chwycił mnie za ramiona i spojrzał na mnie poważnie. Lekko pokiwałam głową, przenosząc wzrok na chłopczyka, który stał niepewnie przy bandzie i bawił się sznureczkiem przy niebieskiej kurtce.
-Przepraszam, nie chciałem- powiedział cichutko. Powoli odsunęłam się z zasięgu ramion Kurka i klęknęłam przy maluchu.
-Nic się nie stało. Zobacz, żyję- uśmiechnęłam się szeroko.
-Ale Bartek jest zły...- wyszeptał, wbijając wzrok w swoje łyżwy.
-Co ty mówisz?- spojrzałam oskarżycielsko w stronę siatkarza- Wcale nie jest, prawda, Bartek?- teraz w moim wzroku pojawiło się wyczekiwanie.
-Eee, no nie, nie jestem- odpowiedział Kurek, niepewnie drapiąc się po podbródku- Tak w ogóle, to jest Kuba, mój młodszy brat- pokazał na chłopczyka.
-Bardzo miło mi cię poznać- powiedziałam- Ja jestem Natalia- wyciągnęłam rękę w jego stronę, a on natychmiast ją uściskał.
-Bartek dużo mi o tobie mówił- rzekł z uśmieszkiem- Że jesteś bardzo fajna i bardzo ładna.
-Och, naprawdę?- zapytałam czując, jak pieką mnie policzki.
-Tak, tak, już wystarczy- siatkarz wkroczył między nas- Może tak dla odmiany pojeździmy trochę?
Gdy tylko Kuba ruszył w stronę środka lodowiska, gdzie znajdowało się całe zbiorowisko w wieku podobnym do jego, siatkarz chwycił moją dłoń i szybko ruszył.
-Bartek, wolniej, ja nie jeżdżę zbyt dobrze!- pisnęłam, jeszcze mocniej i bardziej kurczowo ściskając jego rękę.
-Nie peniaj- rzucił, wcale nie zwalniając tempa.
-Skąd ty masz łyżwy? Mieli twój rozmiar?- spojrzałam na jego wielkie stopy sunące po lodzie.
-No coś ty, to moje własne...
-Masz stopę jak yeti- zaśmiałam się lekko, lecz po chwili ponownie spoważniałam- Serio, Kurek, ja zaraz się... ojej!- krzyknęłam, widząc, że jedziemy wprost na młodą dziewczynę. Bartek zaczął napierać na mnie ramieniem, przesuwając mnie, byśmy mogli ją wyminąć. O ile ja zdążyłam wysunąć się na tyle, by jej nie staranować, to siatkarz z całym impetem naparł na nią sprawiając, że straciła równowagę i runęła w tył. Kurek w ostatniej chwili puścił moją dłoń, by nie pociągnąć mnie za sobą, a po chwili już leżał na lodzie przygwożdżony blondynką.
-Eee, przepraszam bardzo- zaczął się jąkać- Chyba jechałem trochę nieuważnie...
-Nic się nie stało- odpowiedziała dziewczyna śpiewnym głosem, nie zadając sobie trudu, by wstać z siatkarza. Przesunęła się tylko lekko, by móc na niego spojrzeć- Miałam bardzo miękkie lądowanie- zaśmiała się cicho.
-Cała przyjemność po mojej stronie- Bartek wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
-Hej, poczekaj, czy ty nie jesteś...- zaczęła, wskazując na niego palcem.
-Boski?- zapytał, unosząc jedną brew- Jestem, jestem...- zachichotał, a dziewczyna mu zawtórowała- Bardzo miło się leży, ale chyba czas wstać- wysunął rękę w jej stronę, by wstając mogła się podeprzeć.
-Nie miałbyś może ochoty na kawę?- zapytała nieśmiało, gdy już wstała- W ramach rekompensaty za...
Stałam obok przewracając oczami i patrząc z lekko uchylonymi ustami na tę całą sytuację. Jakaś wypudrowana lala właśnie zaprasza go na randkę? Lekko podenerwowana zmarszczyłam brwi i podjechałam bliżej, akurat wtedy, gdy Kurek otrzepywał kurtkę.
-Oj, Bartuś, jaki ty nieuważny jesteś...- westchnęłam kręcąc głową i stając przed nim- Nic ci się nie stało? Tata byłby niepocieszony...- chwyciłam jego twarz w dłonie- Och, nic się pani nie stało?- zapytałam, obracając się w stronę dziewczyny udając, że o niej zapomniałam.
-Wszystko w porządku, dziękuję- odpowiedziała nieco zażenowana i lekko uniosła dłoń- To cześć- rzuciła jeszcze i odjechała.
-Ej Natka...- zaczął Bartek kładąc dłonie na moich biodrach, podczas gdy ja odprowadzałam wzrokiem blondynkę- Natka, ty jesteś zazdrosna- prychnął z uśmiechem dzikiego zadowolenia malującym się na twarzy.
-Co? Ja?- zaśmiałam się dźwięcznie- Chyba żartujesz- spuściłam wzrok czując, że pieką mnie policzki.
-Ale to całkiem miłe jest, wiesz?- przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.
Lekko wzruszyłam ramionami.
-Pojeździjmy lepiej- rzuciłam, wyrywając się z jego uścisku i odjeżdżając, czując się coraz pewniej na lodzie.

Gdy zeszliśmy z lodowiska, pojechaliśmy na obiad i gorącą czekoladę. Już dawno nie widziałam tak rozgadanego i wesołego dziecka jak Kuba i miałam nieodparte wrażenie, że jest pomniejszoną wersją Bartka. Ciągle mówił o tym, że uwielbia siatkówkę i bardzo się cieszy za każdym razem kiedy pojechać na mecz, szczególnie jeśli gra w nim jego starszy brat. Patrzył na Bartka z uwielbieniem i uważnie chłonął każde słowo, które wypłynęło z jego ust.
Kilka minut przed szesnastą byliśmy przed halą Energia. Nie chciałam, by trener Falasca wziął mnie za spóźnialską, więc zostawiłam chłopaków w tyle, a sama szybkim krokiem ruszyłam ku wejściu.
-Natalka, zaczekaj!- krzyknął za mną Kurek.
-Bartek, zaraz zaczyna się trening, pogadamy później!- odparłam lekko zdenerwowana, ale mimo to zatrzymałam się.
-Chwilkę, okej?- spojrzał na mnie prosząco- Chciałbym żebyś kogoś poznała- podbiegł do mnie i chwycił moją dłoń. Poprowadził mnie w stronę pary stojącej przed wejściem, przy której stał już Kuba.
-Kto to?- zapytałam kątem ust.
-Moi rodzice- rzucił z szerokim uśmiechem, a mi serce podeszło do gardła. Chce mnie zapoznać ze swoimi rodzicami? Ale po co? Dlaczego? Przecież nawet nie jesteśmy parą!
-Nie wiem czy to jest...- zaczęłam niepewnie, ale siatkarz nie dał mi dokończyć.
-Mamo, tato- to jest Natalia- położył dłoń na moim ramieniu- Natalka, to są moi rodzice.
-Bardzo miło nam panią poznać- powiedziała mama Bartka uśmiechając się promiennie. Miała takie same oczy jak jej syn i identyczne zmarszczki wokół nich.
-Mnie również- odpowiedziałam niepewnie, próbując odwzajemnić gest- I proszę mówić mi po imieniu...
-Bartek bardzo dużo o tobie opowiadał- dodał pan Kurek.
-Och, mam nadzieję, że nie tylko złe rzeczy...
-Wręcz przeciwnie! Same pochlebstwa- uśmiechnął się szeroko- Jesteś tłumaczką w Skrze, tak?
-Zgadza się- kiwnęłam głową.
-To szkoda, że Bartek jednak nie zagra tutaj, prawda? Chyba bardzo się zżyliście...- zapytała jego mama, wzdychając ciężko.
Zrobiło mi się słabo. Jak to nie zagra? Dlaczego nic mi o tym nie powiedział? Wczoraj wszystko było jak gdyby nigdy nic. Ani słowem nie pisnął, tylko dalej utrzymywał, że będzie grał w Skrze, że zostanie w Bełchatowie. A ja głupia nawet nie wpadłam na pomysł, że o tym wczoraj poinformował go mój ojciec. Przez całą naszą znajomość tylko kiwam potulnie głową, przystając na wszystko, co on mówi. Cholerny drań, rozkochał mnie w sobie, a teraz tak po prostu wyjedzie? Nie miałam wątpliwości, że Bartek nie ma zamiaru pozostać w tej bełchatowskiej dziurze, skoro nie będzie mógł rozwijać swojej pasji.
-Tak, ogromna szkoda- odpowiedziałam w końcu, a mój głos drżał od nadmiaru emocji, które właśnie przeżywałam. Kątem oka zauważyłam jak Bartek niepewnie przestępuje z nogi na nogę i pewnie posyła matce mordercze spojrzenie.
-Dobrze, już was nie zatrzymujemy. Wiemy, że Natalka się spieszy- pani Kurek obdarzyła mnie mocnym uściskiem, a następnie to samo zrobiła ze swoim starszym synem. Po chwili Kuba objął mnie w pasie i wtulił twarz w mój płaszcz.
-Jesteś super, wiesz?- zapytał.
-Jej, dzięki- zachichotałam, choć wcale nie miałam na to ochoty.
-Mam nadzieję, że zostaniesz żoną Bartka- dodał teatralnym szeptem, a cała rodzina Kurków wybuchła głośnym śmiechem.
-Młody, myślę, że powinieneś już iść- odpowiedział jego starszy brat w ten sam sposób.
Gdy tylko ruszyli w stronę auta, odwróciłam się na pięcie i weszłam do hali nie oglądając się na Bartka. Weszłam na salę w obcasach, ostentacyjnie ignorując wściekłe spojrzenia osób sprzątających.
-Przepraszam za spóźnienie- powiedziałam po hiszpańsku, rzucając torbę na jedno z krzeseł- Cześć, chłopaki- dodałam po polsku.
-Nic się nie stało- odpowiedział trener, jak zwykle obdarzając mnie ciepłym uśmiechem- Zaczniemy od rozgrzewki. Bieg dookoła sali, rozgrzewanie kończyn górnych krążeniami w przód, w tył i naprzemiennie- odwzajemniłam uśmiech i podniesionym głosem przetłumaczyłam polecenie trenera.
-Natalka...- usłyszałam za sobą głos Kurka.
-Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć?- zapytałam szorstko, lecz na tyle cicho, by nikt poza nim tego nie usłyszał. Wbijałam wzrok w biegających chłopaków, nie chciałam na niego patrzeć.
-Chciałem. Już wczoraj, od razu, kiedy się dowiedziałem, ale jakoś nie mogłem się przemóc...
-Skib A- powiedział niepewnie Falasca, zapewne nie wiedząc czy może nam przeszkodzić. Natychmiast przetłumaczyłam, nadal nie odwracając twarzy w stronę Bartka.
-Natalka, proszę cię, nie gniewaj się na mnie, bo chyba tego nie zniosę...- położył dłonie na moich ramionach, ale ja natychmiast się odsunęłam.
-Daj mi spokój, co?- warknęłam.
-Wyznałem ci to, co czuję zanim zadzwonił twój ojciec! O wszystkim wiedziałaś! Przecież już wcześniej powiedziałem ci, że zarząd ma jakieś problemy, tak?!- podniósł głos- Myślisz, że ja nie chciałbym grać w Skrze, żeby być blisko ciebie?! Naprawdę?!- stanął przede mną i spojrzał na mnie z tak ogromnym wyrzutem malującym się na twarzy, że aż zrobiło mi się głupio. Winiłam go za coś, na co przecież nie miał wpływu. Lekko pokręciłam głową spuszczając wzrok. Kątem oka widziałam, że chłopaki przyglądają się nam z uwagą, a Falasca niecierpliwie krąży, nie wiedząc jak poprosić mnie o przetłumaczenie kolejnego ćwiczenia.
-Bartek, pogadamy później, jestem w pracy...- wyszeptałam i już po chwili usłyszałam jego szybko oddalające się kroki.
-Skib C- poinstruował mnie trener.

Półtorej godziny później, gdy tylko chłopaki zeszli z parkietu, wybiegłam z sali i bez pukania wparowałam do gabinetu ojca.
-Tato, dlaczego Bartek nie będzie grał w Skrze?- zapytałam bez zbędnych wstępów.
-Natalka, cześć! Też miło cię widzieć. U mnie wszystko gra, a u ciebie?- zapytał ironicznie.
-U mnie? Jakby to powiedzieć...- potarłam brodę udając, że się zastanawiam- Dość słabo! Mogę wiedzieć, dlaczego nie przyjąłeś Bartka?!- nieco podniosłam głos.
-Nie krzycz- skarcił mnie- Kurek nie zagra w Skrze, ponieważ po przeanalizowaniu jego ostatnich wyników- szczególnie tych z Dynamo- zarząd doszedł do wniosku, że nasz zespół nie potrzebuje takiego zawodnika- dodał spokojnym tonem.
-Na Boga, to jest Bartek Kurek!- krzyknęłam- Legenda polskiej siatkówki! I wiem to ja, totalny sportowy głąb! Skra powinna być dumna, że ktoś taki pragnie zagrać w jej barwach, a nie wybrzydzać! Inne kluby biłyby się o niego!- pomógł mi nieco wujek Google, którego kilka dni temu poprosiłam o kilka informacji.
-Natalia, to jest już postanowione. Żaden polski klub się o niego nie bije, ponieważ Bartek już dawno stracił pokorę, którą powinien zachować na boisku- Piechocki z kamienną twarzą odłożył na półkę opasły czerwony segregator.
-To powinniście prowadzić sobie więcej Argentyńczyków czy innych Hiszpanów!- warknęłam, nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, że moja wypowiedź nie ma większego sensu.
-Dziecko, ty się zakochałaś...- ojciec uśmiechnął się szeroko i położył dłonie na moich ramionach.
-Co ty wiesz...- prychnęłam i wybiegłam z jego gabinetu, trzaskając drzwiami.
Przebiegłam kawałek i usiadłam na jednym z żółtych krzeseł. Oparłam łokcie o kolana i ukryłam twarz w dłoniach.
-Wszystko okej?- usłyszałam znajomy głos. Uniosłam głowę i ujrzałam Winiara w czarnym dresie i sportową torbą na ramieniu. Lekko pokręciłam głową- Co jest?- rzucił torbę na ziemię i usiadł obok mnie, obejmując ramieniem.
-Bartek nie zagra w Skrze...- wyszeptałam. Michał głośno wciągnął powietrze i przytulił mnie do siebie.
-I gdzie będzie grał?- zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem. Na pewno nie tutaj...- czułam, jak łzy napływają do moich oczu.
-Ejejejej, tylko mi tu nie płacz- delikatnie pogłaskał moją głowę- Znając go poruszy ziemię i niebo żeby tu zostać. Widzę, jak na ciebie patrzy. Zależy mu...- niepewnie uniosłam głowę i spojrzałam na Winiara- Serio- dodał.
-Nie zostanie tu. Ojciec powiedział, że nie ma takiej możliwości- wstałam i nerwowo zaczęłam przechadzać się wzdłuż wąskiego korytarza.
-To wymyśli coś innego. Naprawdę, znam go bardzo długo i wiem, że rzadko odpuszcza- Michał uśmiechnął się pokrzepiająco, a ja lekko kiwnęłam głową.
-Dzięki za próbę pocieszenia, Misiek- przytuliłam wstającego chłopaka- Nie wiesz gdzie on jest?
-Siurak? Wydaje mi się, że pojechał do domu...- odpowiedział powoli.
-Super. Muszę lecieć, do zobaczenia!- rzuciłam na odchodne i pobiegłam w stronę sali, gdzie zostawiłam płaszcz. Po kwadransie byłam już przed blokiem siatkarza. Korzystając z tego, że do klatki wchodziła jakaś kobieta z dzieckiem w wózku, przytrzymałam jej drzwi i sama weszłam za nią, kierując się w stronę windy. Serce biło mi jak młotem i co chwila przestępowałam z nogi na nogę. Gdy stanęłam przed drzwiami mieszkania zawahałam się, jednak już po chwili zdecydowanym ruchem nacisnęłam dzwonek.
-Chwila!- usłyszałam odległy głos siatkarza, a wkrótce również jego ciężkie kroki. Kiedy uchyliły się drzwi, ujrzałam Bartka stojącego w samych bokserkach- Natalka? Co ty tu robisz?- zapytał zszokowany. Ja jednak nie odpowiedziałam. Zlustrowałam jego umięśnioną sylwetkę, jednak już po chwili skrępowana uniosłam wzrok na jego twarz.
-Przepraszam, gdzie moje maniery...- siatkarz uderzył się otwartą dłonią w czoło- Wejdź- przesunął się, by zrobić mi miejsce. Niepewnie przekroczyłam próg- Napijesz się czegoś?- Kurek zniknął gdzieś w salonie i już po chwili wrócił ubrany w spodnie.
-Nie, dzięki, ja tylko na chwilę...- rzuciłam, ściągając szal.
-Natalka, ja chciałem...- zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
-Nic już nie mów- powiedziałam stanowczo. Chyba podziewał się kolejnego wybuchu złości z mojej strony, bo cofnął się o krok i spuścił wzrok- Za to ja ci coś powiem. Powinnam zrobić to już wczoraj, ale jestem tchórzem i nie wiedziałam jak ubrać to w słowa, a po raz kolejny okazuje się, że najprostsze wyjścia są również najlepsze... Zakochałam się w tobie, Bartek. Nie wyobrażam sobie tego, że teraz gdzieś sobie wyjedziesz, bo pewnie tak będziesz musiał zrobić i nie wiem jak...- nie skończyłam jednak, ponieważ Kurek niespodziewanie wpił się w moje usta, stanowczo przyciągając mnie do siebie.
-Ja... w tobie... też- wymruczał między pocałunkami. Po chwili mój płaszcz znalazł się na podłodze i już nic się nie liczyło. Nawet to, że Bartek nie zagra w Skrze.

Przebudziłam się w nocy czując Saharę w ustach. Niewielka lampka stojąca na szafce koło łóżka oświetlała część pomieszczenia, w którym panował bałagan. Bartek leżąc na plecach spał spokojnym snem. Jego klatka piersiowa rytmicznie unosiła się i opadała. Siedziałam tak dłuższą chwilę przyglądając się mu. Lekki zarost, pieprzyk na prawym policzku, różowe usta, szerokie barki, umięśnione ramiona. Uśmiechnęłam się lekko na myśl, że wygląda jak grecki bóg. Sięgnęłam po jakąś koszulkę leżącą niedaleko, po czym wstałam z łóżka i na palcach udałam się do kuchni. Zapaliłam światło i nalałam sobie szklankę wody, którą wypiłam jednym duszkiem. Odłożyłam naczynie do zlewu i zauważyłam, że na kuchennym stole leżał portfel siatkarza, z którego wystawał kawałek znajomej mi fotografii. Wyjęłam zdjęcie i przyglądałam się mu uważnie, zastanawiając się, skąd mógł je mieć. Przez dłuższą chwilę jak wariatka szczerzyłam się do własnego portretu. Czując piasek pod powiekami postanowiłam wsunąć go na miejsce i udać się z powrotem do łóżka. Chwyciłam jedno skrzydełko skórzanego portfela, gdy coś z jego wnętrza wypadło na posadzkę, po drodze odbijając się o moją stopę. Spuściłam wzrok i przez dłuższą chwilę myślałam, że to tylko jakiś chory sen. Stałam nieruchomo wlepiając wzrok w małą torebeczkę z białą zawartością, nie wiedząc czy powinnam ją dotykać. W końcu schyliłam się i chwyciłam ją między dwa palce. Było mi niedobrze, a serce utknęło gdzieś w okolicach żołądka.
-Kurwa...- wyrwało się z moich ust.





 Cześć.
Nie bardzo wiem, co powinnam tu napisać.
Rozdział zostawiam Waszej ocenie.

Chciałabym podziękować Wam za wszystkie komentarze- zarówno te pozytywne, jak i za te zawierające krytykę.
Szczególe podziękowania kieruję w stronę Annie Kannie. Dziewczyno, kocham Twoje chore komentarze i zawsze czekam na nie z największym utęsknieniem! Aż nie mogę doczekać się tego, co wyskrobiesz pod tym rozdziałem :)



Tak, tak- wiem, że zaginam czasoprzestrzeń i zamieniam kolejnością różne fakty z życia Bartka, ale robię to celowo. I przypominam- to tylko FIKCJA LITERACKA.

Buziaki :*


 

piątek, 6 listopada 2015

10

Patrząc prosto w jego oczy powoli pokręciłam głową.
-Dlaczego?- wyszeptał.
-Jesteśmy pijani- odpowiedziałam, próbując trzeźwo myśleć- To nie jest dobry pomysł...
-Nie kocham już Aśki- wypalił.
-To nic nie zmienia- powiedziałam, kładąc dłoń na jego policzku.
-Jestem głupi...- westchnął po dłuższej chwili, po czym natychmiast zerwał się z łóżka siadając na jego skraju i opierając przedramiona o kolana.
-Przestań, nie jesteś głupi- powiedziałam, klękając tuż za nim. Zapadło milczenie, które dla mnie trwało wieczność. Delikatnie położyłam dłoń na szerokich plecach Bartka.
-Nie gniewaj się na mnie- poprosił.
-Nie gniewam się- szepnęłam- Chodź, idziemy na dół- pociągnęłam go za rękę w stronę drzwi, po drodze zakładając buty.

W poniedziałek przed południem byliśmy już z powrotem w Bełchatowie.
Jeśli chodzi o to, co wydarzyło się w sobotni wieczór... Cóż, nie rozmawialiśmy o tym i udawaliśmy, że nie miało miejsca. Tak, chowaliśmy głowę w piasek, ale szczerze mówiąc- nie było czego roztrząsać.
Po powrocie do domu Karola wzięłam szybki prysznic i wstawiłam pranie. Następnie zrobiłam sobie kawę, chwyciłam jakieś modowe czasopismo i z zamiarem lekkiego odmóżdżenia się, wygodnie rozsiadłam się w miękkim fotelu. Moja sielanka nie trwała jednak długo, ponieważ już po chwili do salonu wparadował Karol z szerokim uśmiechem na ustach.
-Hej!- powiedział dziarsko i zajął miejsce na pufie naprzeciwko mnie.
-Heeej?- bardziej zapytałam niż odpowiedziałam- Dlaczego jesteś w takim dobrym humorze? Bartek wpadł pod autobus?- uniosłam jedną brew, przyglądając mu się uważnie.
-Nie. Choć nie ukrywam, że bardzo ułatwiłoby mi to życie- przeniósł wzrok w bok i uśmiechnął się lekko, jakby bardzo spodobało mu się to, co właśnie powiedziałam.
-Do rzeczy- ponagliłam go.
-A tak... Doszedłem do wniosku, że mimo tego że mieszkamy razem, to prawie się nie znamy. Dlatego pomyślałem, że moglibyśmy...- Karol jednak nie zdążył dokończyć, co byśmy mogli, bo rozległ się głośny sygnał mojego telefonu.
-Przepraszam, zaraz wracam- odrzuciłam gazetę na stół i zerwałam się, biegnąc w stronę kuchni, gdzie na stole leżał aparat. Spojrzałam na wyświetlacz: ''Bartuś''. Sam się tak zapisał, żeby nie było.
-Halo?- rzuciłam do słuchawki.
-Hej, Natka, jak leci?- usłyszałam jego wesoły głos.
-Hej, no jakoś... A u ciebie?- odpowiedziałam niepewnie. Coś się kroiło.
-Robisz coś?- zapytał, ignorując moje pytanie.
-Ee, no aktualnie to nic szczególnego- odrzekłam zgodnie z prawdą.
-To może masz ochotę na obiad? Czy coś takiego...
-Tak. W sumie dlaczego nie- odpowiedziałam wesoło.
-Świetnie!- wydawał się być bardzo zadowolony- To moglibyśmy coś ugotować razem... Znaczy ja dla ciebie- dodał szybko, a ja mimowolnie szeroko się uśmiechnęłam.
-Brzmi super- uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
-Będę musiał wykorzystać twoje auto- westchnął.
-Masz pustą lodówkę, prawda?- zapytałam rzeczowo.
-Nie, wcale nie- natychmiast zaprzeczył- Jest kostka masła i światło- oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha. Zaśmiałam się cicho.
-Dobra, to przyjeżdżaj, czekam- rzuciłam i zerwałam połączenie- Przepraszam, już jestem- powiedziałam, ponownie wkraczając do salonu- O czym my to...?
-Właśnie miałem zaproponować ci wypad na jakiś fajny obiad, a potem może kino...
-Eee- zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy on właśnie proponował mi randkę? -Kurczę, Karol, gdybyś zapytał minutę wcześniej... Właśnie się umówiłam- westchnęłam, pokazując mu trzymany w dłoni telefon.
-Z Bartkiem?- zapytał, mrużąc oczy, a ja niepewnie pokiwałam głową- Nie przejmuj się... Innym razem...- wstał z pufy i nogą podsunął ją pod ścianę.
-Karol, ja przepraszam...- powiedziałam,  również wstając. Nie wiedziałam dlaczego go przeprosiłam. Przecież niczym nie zawiniłam...
-Daj spokój- odpowiedział, a przez jego twarz przemknął cień uśmiechu- Wiem, że nie powstrzymam cię od spotykania się z nim... I życzę wam wszystkiego dobrego, naprawdę- nie wiedzieć czemu zabrzmiało to bardzo szczerze- Tylko błagam, uważaj- złapał moje dłonie i przesadnie długo patrzył w moje oczy.
-Jasne, jasne- burknęłam, odwracając spojrzenie. W końcu ile można słuchać tej samej śpiewki?
-I dla ścisłości- to nie była propozycja randki- spojrzał na mnie wymownie- Spotykam się z Zosią... No wiesz, tą dziewczyną, z którą byłem na weselu Pita...
Pokiwałam głową.
-W takim razie cieszę się, że nie muszę dawać ci kosza- uśmiechnęłam się szeroko.

Pół godziny później razem z Bartkiem byliśmy już w pobliskim supermarkecie. Ja musiałam pchać wózek, ponieważ gdyby Kurek chciał to robić, musiałby iść zgięty w pół. Siatkarz szedł parę kroków przede mną i co chwila dorzucał coś do koszyka, ja jednak nie zwracałam na to większej uwagi.
Gdy w końcu stanęliśmy przy kasie, wózek był pełen i kasjerce zajęło trochę czasu, nim nabiła ceny wszystkich produktów.
-Natalka, wiesz co... Ja przyprowadzę bliżej auto, a ty zapłać, dobrze?- wyjął z tylnej kieszeni spodni czarny skórzany portfel i podał mi go z uśmiechem. Lekko pokiwałam głową, zdziwiona faktem, że tak mi ufa; zobaczyłam bowiem, że znajdują się w nim wszystkie dokumenty.
-Sto czternaście złotych i siedemnaście gorszy- wyrecytowała kasjerka. Zapłaciłam i zapakowałam zakupy z powrotem do wózka, po czym z niemałym trudem wypchnęłam go przed sklep. Bartek stał oparty o bagażnik mojego auta i ze zbolałą miną trzymał się za łydkę.
-Co się stało?- zapytałam zostawiając wózek i biegnąc w jego stronę.
-Nic, nic. Źle stanąłem, gdy biegłem...- odpowiedział, prostując się.
-Co? Gdzieś ty biegł?- zapytałam zdziwiona i jednocześnie przerażona. Ojciec udusi mnie za kontuzjowanie jego zawodnika. Klęknęłam przy nim i niezbyt wiedziałam, co ze sobą zrobić.
-No po kwiatki dla ciebie...- dopiero teraz zauważyłam bukiet pięknych czerwonych tulipanów w jego dłoni, którą wskazywał na mężczyznę z naręczem takowych.
-Ojej...- wyrwało mi się- Bardzo dziękuję- odpowiedziałam wstając.
-Bardzo proszę- podał mi je z uśmiechem- Nie pytaj, jaka była jego mina, gdy płaciłem dwuzłotówkami wydobytymi z kieszeni płaszcza...
-O właśnie, proszę- podałam mu jego portfel, po czym powąchałam kwiatki przymykając powieki. Pachniały przepięknie. Poczułam piekące spojrzenie Bartka i natychmiast przeniosłam na niego wzrok. Ten uśmiechnął się lekko, po czym powiedział:
-Przyprowadzę ten wózek- i udał się w stronę wejścia do marketu. Otworzyłam bagażnik i przysiadłam na nim, nie przestając wąchać tulipanów. Kurek zdobył się na naprawdę piękny gest. Zdziwiłam się, gdy po upływie dłuższej chwili siatkarz nadal nie nadchodził. Podniosłam głowę i wodziłam wzrokiem w jego poszukiwaniu. Stał przed wejściem do sklepu wesoło rozmawiając z jakimś mężczyzną. Facet wyglądał na zaniedbanego. Miał na sobie grube warstwy brudnych ciuchów, na głowie wysłużoną czapkę, spod której wystawały długie i sklejone włosy, a na twarzy potężny zarost. Bartek przyjacielsko się do niego uśmiechnął, powiedział coś i ruszył w moją stronę.
-Natalka, możesz to zapakować?- zapytał- Ja zaraz wrócę- bez słowa skinęłam głową i położyłam kwiatki na tylnym siedzeniu samochodu, nie spuszczając jednak wzroku z siatkarza. Ponownie wrócił pod sklep, do którego następnie wszedł wraz z mężczyzną. Posłusznie zapakowałam zakupy i czekałam oparta o bagażnik. Poprawiłam gruby szal, gdyż strasznie wiało i właśnie wtedy ujrzałam Bartka wychodzącego z supermarketu w towarzystwie owego zaniedbanego mężczyzny, który teraz dzierżył w rękach dwie, po brzegi wypełnione jedzeniem, duże reklamówki. Serce zabiło mi jak młotem, gdy dostrzegłam jak wesoło z nim gawędzi, a następnie przyjaźnie żegna. Szczerze mówiąc nie mogłam opanować wzruszenia i ukryłam twarz w szalu, widząc zmierzającego w moją stronę siatkarza.
-Coś się stało?- Kurek położył dłonie na moich ramionach. Lekko pokręciłam głową i wtuliłam twarz w jego kratkowaną koszulę, wystającą spod do połowy rozpiętego płaszcza.
-Natalka, dlaczego płaczesz?- chwycił moją buzię w swoje wielkie dłonie i ze szczerą troską malującą się na twarzy spojrzał w moje oczy tak, jakby chciał przez nie zajrzeć w moje myśli.
-N... Nie wiem- odpowiedziałam zgodnie z prawdą- Po prostu jesteś bardzo dobrym człowiekiem i cieszę się, że cię poznałam- wyszeptałam. Bartek lekko ucałował moje czoło, po czym przyciągnął mnie do siebie, zamykając w niedźwiedzim uścisku.
-Tak mnie wychowano. Mam więcej, więc muszę pomagać tym, którzy mają mniej...- powiedział w moje włosy- A teraz wsiądźmy już do samochodu, bo jest okropnie zimno.

Dwadzieścia minut później wypakowywaliśmy już zakupy w mieszkaniu Bartka.
-Już jestem- oznajmił, wkraczając do kuchni w okularach z czarnymi oprawkami na nosie.
-Od kiedy ty nosisz okulary?- zapytałam zdziwiona.
-Od jakichś dziesięciu lat...- odpowiedział, biorąc ode mnie naręcze warzyw- Zazwyczaj noszę soczewki. Są wygodniejsze, ale bardzo podrażniają oczy...
-Uroczo wyglądasz w tych okularach- wypaliłam i już po chwili poczułam jak się czerwienię- Masz jakiś wazon?- zapytałam wskazując na kwiaty, usilnie próbując zmienić temat- Nie chcę żeby zwiędły.
-Jasne- uśmiechnięty od ucha do ucha siatkarz bez trudu sięgnął flakon stojący na najwyższej kuchennej półce.
-Super- mruknęłam, wstawiając kwiaty do wody. Postawiłam je na stole, bo idealnie tam pasowały- Co jemy?- stanęłam za Bartkiem i wychyliłam głowę zza jego ramienia.
-Lubisz krewetki?- zapytał, obracając się w moją stronę.
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami- Jadłam je tylko raz i w dodatku przygotowała ja moja mama- skrzywiłam się na samą myśl o tym paskudnym posiłku.
-W takim razie mam nadzieję, że cię do nich przekonam- uśmiechnął się szeroko i zajął krojeniem czegoś na drewnianej desce. Usiadłam na blacie tuż obok niego, co chwila podskubując mu coś do przekąszenia. Przyglądałam się uważnie jego ruchom. Był wielki, a mimo to poruszał się po kuchni z niewymuszoną gracją, dokładnie wiedząc, kiedy schylić głowę, by nie uderzyć w okap.
-Powiedz mi coś o sobie. Tak mało wiem...- powiedziałam nagle.
-A co chcesz wiedzieć?- zapytał, podnosząc na mnie wzrok.
-Wszystko- wzruszyłam ramionami.
Bartek przez chwilę zamyślił się, następnie pokiwał głową i zaczął mówić:
-Urodziłem się w Wałbrzychu. Jestem od ciebie dwa lata starszy... Mój tata był siatkarzem i to dzięki niemu jestem tu gdzie jestem, bo to on od najmłodszych lat oswajał mnie z halą... No co tam jeszcze...- wrzucił parę produktów na patelnię, aż wszystko zaskwierczało- Jestem strasznym bałaganiarzem. Poważnie- spojrzał na mnie- Zapytaj Pita ile razy chciał mnie wywalić z pokoju na zgrupowaniu. Zachichotałam. Słuchając go z uwagą, spijałam każde słowo z jego ust- Często krzyczę i przeklinam...
-Co?- zapytałam zdziwiona, zatrzymując szczyptę parmezanu w połowie drogi do ust.
-Ja wiem, że ty tego nie widzisz...- chyba lekko się zarumienił- Ale naprawdę często się wściekam i dość łatwo wyprowadzić mnie z równowagi. Szczególnie, gdy coś mi nie wychodzi...- kilkakrotnie zamrugał powiekami- Uwielbiam czekoladę, lody truskawkowe, colę i frytki.
Przewróciłam oczami.
-Czy wy przypadkiem nie powinniście odżywiać się zdrowo?- zapytałam.
-Kto o to dba- wzruszył ramionami- Ważne żeby za dużo masy nie weszło- pieszczotliwie poklepał się po brzuchu, a ja cicho się zaśmiałam- Jestem strasznym leniem... No i boję się latać samolotami- skwitował- Wystarczy tyle?
-Wystarczy- zapewniłam go, przechylając głowę w prawo i przyglądając mu się z uwagą- Ile ty masz wzrostu?
-Dwieście siedem- oznajmił takim tonem, jakby mówił o pogodzie. Ze zdziwienia aż otworzyłam usta- A ty?
-Metr sześćdziesiąt osiem- z zakłopotaniem wzruszyłam ramionami.
-Liliputek- zaśmiał się, a ja żartobliwie uderzyłam go w ramię- Zgadniesz jaki mam rozmiar buta?
Wychyliłam się lekko, by spojrzeć na ziemię.
-Buta?- zapytałam kpiącym tonem- To są kajaki, a nie buty!- prychnęłam- Pięćdziesiąt- w końcu powiedziałam dumnie.
-Skąd wiesz?- spojrzał na mnie zdziwiony.
-Kupowałeś przy mnie buty w Manufakturze, pamiętasz? Ekspedientka o mało nie padła jak to powiedziałeś- uśmiechnęłam się na wspomnienie tego dnia- Dziwne, że w ogóle mieli takie giganty.
-Generalnie to wychodzę z założenia, że rozmiar nie ma znaczenia- spojrzał znacząco na mój dekolt.
-Kurek, zboku!- pisnęłam, zakrywając się swetrem.
-A było tak miło...- westchnął.
-Generalnie, Bartek, to ja bardzo cię lubię- zapewniłam go.
-Wiem- odpowiedział pewnie i uśmiechnął się szeroko.
-Tak? A skąd?- zapytałam podejrzliwie.
-Bo ja wiem- wzruszył ramionami- Wszyscy mnie lubią.
-Generalnie to ja bardzo cię lubię, ale nie dla psa kiełbasa- dokończyłam, wytykając mu język.

-I jak? Smakowało?- zapytał Bartek, gdy po godzinie siedzieliśmy na kanapie w salonie.
-Pyszne było. Naprawdę potrafisz gotować- uśmiechnęłam się szeroko- I przekonałeś mnie do krewetek.
-Bardzo się cieszę- odwzajemnił mój uśmiech i podał mi kieliszek z czerwonym winem, stojący na szklanym stoliczku przed nami. Upiłam łyk, stale czując piekące spojrzenie Bartka na policzku.
-Stało się coś?- zapytałam, zerkając na niego. Wyglądał na zmartwionego. Pokiwał głową i zagryzł dolną wargę. Wyglądał tak pociągająco, że nieświadomie lekko uchyliłam usta i wpatrywałam się w niego, jak w najpiękniejszy obrazek. Po chwili jednak lekko potrząsnęłam głową, sprowadzając się na ziemię.
-Chciałem porozmawiać o tym, co stało się w sobotę... Na weselu Pita- powiedział nieśmiało.
-Nie ma o czym mówić, serio...- stwierdziłam stanowczo- Byliśmy pijani. Do niczego nie doszło.
-Ale wstyd mi...- powiedział cicho, spuszczając wzrok.
-Nie ma sprawy, daj spokój- położyłam dłoń na jego ramieniu, uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. Bartek kiwnął głową.
-Może coś obejrzymy?- zaproponował.
-O, super!- ucieszyłam się. Podciągnęłam kolana pod brodę i patrzyłam jak wstaje i podchodzi do półki pełnej płyt.
-Hmm... Egzorcyzmy Emily Rose?- zaproponował.
-Nie ma mowy, będę się bała- upiłam kolejny łyk wina.
-Nietykalni?
-Świetnie! Pasuje- uśmiechnęłam się szeroko. Po chwili Bartek ponownie usiadł obok z wielką michą popcornu. Położyłam głowę na jaśku znajdującym się na krańcu sofy, nogi ułożyłam na udach chłopaka, który siedział bardzo blisko i usadowiłam miskę na swoim brzuchu.
-Idealnie- mruknęłam.
-Ta jaka wygodnicka- prychnął, splatając dłonie na piersiach.
-Mogę ci się posunąć- zaproponowałam z ustami pełnymi kukurydzy.
-No to ju- rzucił, wpychając się między mnie, a oparcie kanapy.
-Zaraz spadnę- oznajmiłam, czując jak się rozpycha.
-Wcale nie jestem taki gruby!- pisnął cienkim głosikiem, a ja zaśmiałam się cicho.
Film się zaczął, ale jakoś nie mogliśmy skupić się na oglądaniu. Popcorn ciągle nam gdzieś upadał, kilka razy o mało co nie spadłam z sofy, a Bartek stale narzekał na moje wszechobecne włosy.
Westchnęłam, wrzucając do ust kolejną porcję kukurydzy i wbijając wzrok w sufit.
-Okej, jest niewygodnie- stwierdził Kurek, podpierając się na łokciu.
-Mnej masy, wencej łeźby- stwierdziłam, z trudem przełykając popcorn.
-Coś ty powiedziała?- spojrzał na mnie poważnie i już po chwili jego dłonie błądziły po moim brzuchu niemiłosiernie mnie łaskocząc. Z moich ust stale wypływały salwy głośnego śmiechu, przerywane tylko krótkimi przerwami na zachłanne zaczerpnięcie oddechu.
-Już nie mogę, przestań!- pisnęłam, a miska z popcornem wylądowała na ziemi.
-No pięknie, jeszcze bałagan mi narobiłaś- burknął, udając nadąsanego.
-Przepraszam- szepnęłam z udaną skruchą, stale próbując uspokoić oddech, jednak już po chwili na mojej twarzy wykwitł zdradziecki uśmiech.
-A potrafisz ładniej przepraszać?- zapytał chytrze,a jego twarz powoli zbliżała się do mojej.
-Chyba potrafię- wymruczałam, chwytając jego buzię w swoje dłonie i składając na jego miękkich ustach delikatny pocałunek- Czujesz się ułaskawiony?
Bartek nie odpowiedział, tylko ponownie przywarł do moich ust. Jęknęłam cicho czując jego ciepły język rozchylający moje wargi. Czułam jego okulary wbijające się w moje policzki, więc szybko je zdjęłam i odwzajemniłam namiętny pocałunek jakim mnie obdarzył. Po chwili lekko się odsunął i kilkakrotnie zamrugał.
-Teraz owszem- przyznał, a na moich policzkach wykwitł pąsowy rumieniec.
-Ładnie wyglądam?- zapytałam, zakładając jego szkiełka.
-Nie wiem, bo nie widzę zbyt ostro, ale pewnie tak. Jak we wszystkim- uśmiechnął się, ukazując rządek białych zębów- Chodź, pójdziemy lepiej na spacer- zaproponował, wyciągając dłoń po swoje okulary.
-Trzeba posprzątać- wskazałam na leżący na białym dywanie popcorn.
-Później- machnął ręką, wstając, uważając przy tym, by nie wdepnąć w żadne ziarno.


Wieczór był wyjątkowo zimny i choć byłam naprawdę ciepło ubrana, a pod płaszczem miałam dodatkowo bluzę Kurka, było mi dość chłodno.
W milczeniu szliśmy przez parkową uliczkę. W okolicy było na tyle cicho, że słychać było jedynie szelest naszych kurtek. Chyba nieszczególnie przeszkadzał nam brak rozmowy, bo żadne z nas nie paliło się, by ją rozpocząć. Po prostu upajaliśmy się swoim towarzystwem i miałam wrażenie, że oboje czerpaliśmy z tego przyjemność.
-Natalka, wiesz, że nie zaprosiłem cię na to wesele tylko dlatego, że nie miałem z kim iść?- zapytał w końcu, a ja spojrzałam na niego niepewnie. Zatrzymał się przede mną, torując mi dalszą drogę. Zawahał się i przez chwilę znowu panowała cisza- Zaprosiłem cię, ponieważ uwielbiam spędzać z tobą czas. Wiem jak to brzmi, przecież tak krótko się znamy...- na moment obrócił głowę w drugą stronę i uśmiechnął się pod nosem- Kocham patrzeć jak się śmiejesz, jak się na mnie złościsz i kiedy masz ochotę mnie pobić za moje głupkowate wybryki- mówił cicho i powoli, a ja miałam wrażenie, że z każdym kolejnym słowem rosnę o kilka centymetrów - Uwielbiam twój cięty język, riposty... To, że nie umiesz grać w siatkówkę. To, że jesteś liliputem... Całą cię ubóstwiam- ostatnie zdanie wyszeptał. Zupełnie mnie tym rozbroił. Zabrakło mi słów. Nie wiedziałam co powiedzieć. Ze zdziwienia aż otworzyłam usta, ale nie wypłynęło z nich ani jedno słowo. To, co powiedział, było najpiękniejszym wyznaniem, jakie w życiu usłyszałam. Wyznaniem. Ale właściwie czego? W mojej głowie tłukło się coraz więcej niewiadomych.
-Przepraszam, nie umiem mówić o uczuciach... Pewnie zabrzmiało to jak jakaś słaba hiszpańska telenowela- westchnął, przykładając dłoń do swojego czoła i poprawiając szarą czapkę w stylu beanie, która lekko zsunęła się na oprawki okularów.
-Nie, nieprawda- zaprzeczyłam cicho. Nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Zupełnie mnie zniszczył. Wbiłam wzrok w swoje buty, przez chwilę próbując zebrać myśli.
-Lubię cię, Bartek- wydusiłam w końcu. Starałam się, aby zabrzmiało to wiarygodnie, bo przecież było to prawdą. Zadarłam głowę, by spojrzeć prosto w jego oczy- Jesteś wyjątkowy, naprawdę... Uwielbiam twoje poczucie humoru, twoje odstające uszka, twoje wielkie kajaki, twoje krewetki, to, że jesteś nieprzewidywalny, a nawet to, że tak bardzo mnie denerwujesz...  Ale przede wszystkim jesteś dobrym człowiekiem i tym kupiłeś mnie w stu procentach- powiedziałam niepewnie, po czym zapadła dłuższa chwila milczenia.
-Jesteś cudowna, wiesz?- wyszeptał, zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku. Wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam pragnąc, by ta chwila trwała wiecznie. Chyba pomyślałam o tym w złą godzinę, bo już po chwili została przerwana przez donośny dźwięk telefonu siatkarza.
-Odbierz- powiedziałam, odsuwając się nieco. Bartek wzniósł oczy do nieba, dając do zrozumienia, że ten, kto telefonował nie mógł wybrać bardziej nieodpowiedniego momentu.
-Twój tata- powiedział zdziwiony, patrząc na wyświetlacz- Halo?- rzucił do aparatu i zamilkł. Przez tę długą minutę mojego oczekiwania z jego twarzy zniknęły resztki radości, które zostały zastąpione cieniem przerażenia, a następnie smutkiem i rozgoryczeniem- Rozumiem, dziękuję- powiedział w końcu, a ton miał co najmniej dobijający. Wrzucił telefon do kieszeni kurtki.
-Wszystko w porządku?- zapytałam, ale ten nic nie odpowiedział. Odwrócił twarz w bok, a jego szczęki zacisnęły się tak mocno, że mogłam zobaczyć ich dokładny zarys- Bartek, co się stało?!




Dam dam dam dam dam!
Jest 10!
Zdaje się, że wyszedł mi kolejny grubasek i że po raz kolejny będziecie chciały mnie biczować za zakończenie w takim momencie :D

No cóż, niecierpliwie czekam na wasze opinie.

Buziaki, kochane!