sobota, 26 września 2015

4

Zanim siatkarze skończyli skakać naokoło chłopaka musiało minąć kilka naprawdę długich minut, podczas których ja, trenerzy i mój ojciec przyglądaliśmy się tej dość komicznej scenie.
-Wystarczy, wystarczy- usłyszałam wesoły głos mojego ojca, który przerwał tę sielankę- Tak jak mówiłem, panowie, nie napalajcie się, bo jeszcze nic nie jest pewne, tak?- spojrzał wyczekująco na siatkarzy, którzy gorliwie pokiwali głowami. Chłopak, który stał po środku tego zacnego grona mierzył na oko trochę więcej niż dwa metry, a ja zastanawiałam się czy tak jak Karol przechodząc przez drzwi o standardowej wysokości musiał schylać głowę.
-Bartek, to jest Natalia, moja...- tutaj na chwilę zawiesił głos jakby coś mu się przypomniało- nasza nowa tłumaczka- posłał mi przepraszający uśmiech.
Sensacja wieczoru przecisnęła się w moją stronę i wyciągnęła rękę.
-Cześć, Bartek Kurek- powiedział, a ja podałam mu dłoń, którą ten delikatnie uścisnął.
 -Cześć, Natalia, miło mi- uśmiechnęłam się lekko czując jak zaczynając piec mnie policzki. Chłopak spojrzał na mnie dziwnie, a na jego twarzy pojawiło się zmieszanie połączone ze zdziwieniem. Wydało mi się, że wiedziałam o czym myśli: ''Dlaczego ona nie piszczy z zachwytu? Przecież to ja! Bartek Kurek! Żadnego wiem, znam cię? Po prostu miło mi?'', a z drugiej strony chciał, bym dokończyła swoje przedstawianie się czego wymaga kultura. Ja jednak nie zamierzałam zmięknąć i twardo udawałam, że nie wiem o co mu chodzi.
-Bartek, jeśli chodzi o mieszkanie to na teraz udało mi się załatwić tylko dwupokojowe mieszkanie...- powiedział przepraszającym tonem mój ojciec.
-No niech będzie...- westchnął ciężko, jakby była to nie wiadomo jak wielka udręka. Ja piałabym z zachwytu i całowała ojca po stopach, gdyby załatwił mi chociaż jeden pokój, żebym nie musiała oglądać Kaśki dzień w dzień.
-Prezesie, ja mam pytanie... A w zasadzie propozycję- odezwał się Karol, który jako jedyny chyba nie cieszył się z powrotu Bartka, bo do tej pory siedział samotnie na ławce pod oknem.
-Jaką?- zaciekawił się Piechocki.
-Bo ja mieszkam sam, a mam duży dom, więc może Natalia mogłaby zamieszkać ze mną zamiast gnieździć się w... hotelu?- przed ostatnim słowem zrobił króciutką pauzę, by nie palnąć gafy.
-Nie, nie, Karol, to nie jest dobry pomysł- odpowiedziałam stanowczo nawet nie dając dojść do głosu mojemu ojcu- To jest twój prywatny dom i nie możesz czegoś takiego...
-Owszem, mogę i chcę- odparł z jeszcze większym naciskiem i stanął przy mnie- Jak doskonale zauważyłaś to mój dom i mogę o nim decydować. Ale jeśli wolisz mieszkać w hotelu...- w jego oczach dostrzegłam wesołe ogniki, które dawały znać, że doskonale się bawił udając, że muszę tułać się po hotelach, bo prezes nie uważa mnie za osobę tak ważną jak Bartek i nie był łaskaw dość szybko załatwić mi klubowego mieszkania- Choć nie ukrywam, że mieszkanie z tobą sprawiłoby mi ogromną przyjemność...
Po hali rozległ się cichy pomruk wydany przez chłopaków.
-Oczywiście tylko dlatego, że Natalia jest moją bratnią duszą i absolutnie jej uroda oraz nienaganna aparycja nie mają nic do tego- powiedział dyplomatycznie Kłos.
-Karol, a co z Olą?- zapytał nieśmiało Winiar- Ona nie będzie miała nic przeciwko?
-Olka nie ma nic do gadania- warknął Karol, ale już po chwili się zreflektował- Rozstałem się z nią, więc...
-Stary, tak mi przykro- powiedział Wlazły i poklepał środkowego po ramieniu.
-Zupełnie niepotrzebnie- zapewnił go chłopak- No, ale wróćmy do tematu- odwrócił się w moją stronę- Zgadzasz się?
-Nie jestem przekonana czy to...- zaczęłam, ale jego niski głos bardzo gwałtownie mi przerwał.
-Uważam, że to znakomity pomysł. Dlatego jeszcze dziś się przeprowadzisz- dodał szczerząc zęby.
-Skoro tak to tymczasowo mamy problem z głowy- powiedział prezes i sprawiał wrażenie jakby naprawdę mu ulżyło.
Po kilku minutach w tracie których nastąpiła wymiana zdań między prezesem, trenerami i Bartkiem ( w której oczywiście pośredniczyłam) chłopaki zdecydowali się na wyjście do pubu.
-Nat, Karol, lecicie?- zaproponował Mario stając naprzeciwko nas z rękami opartymi o biodra.
-Lecimy?- rzuciłam. Wydawało mi się, że było to tylko formalnością jednak po zadaniu przeze mnie tego pytania jego min wyraźnie zrzedła.
-Jakoś nie mam ochoty...- mruknął- Ale ty idź i baw się dobrze- położył dłoń na moim ramieniu i posłał mi szczery uśmiech. Nie przewidziałam tego pytania. To zrozumiałe, że nie miał ochoty na wyjście. Tyle dziś wydarzyło się w jego życiu... A poza tym miałam nieodparte wrażenie, że między nim i Bartkiem ewidentnie coś jest nie tak.
-W takim razie dotrzymam ci towarzystwa. Naturalnie jeśli mogę- spojrzałam niepewnie na środkowego, który uśmiechnął się ciepło.
-Jeśli chcesz...- powiedział- A wy bawcie się dobrze- zwrócił się do Wlazłego, który pożegnał się z nami i ruszył za resztą chłopaków ku wyjściu.

Nie przywiozłam ze sobą zbyt wielu rzeczy, dlatego wszystkie zmieściły się do bagażnika Karola. Dopiero, gdy rozpakowywałam się w moim nowym lokum zrozumiałam, że miałam przyjechać tu tylko na parę dni. Cóż- jak w McDonald's- wpadłam na chwilę, zostałam na dłużej. Zachichotałam cicho na tę myśl.
-A z czego tak się cieszysz?- zapytał Karol wchodząc do pokoju, który mi przeznaczył. Pomieszczenie było ładnie urządzone. Miało kremowe ściany, piękne zasłony, duże łóżko, dwa fotele i szklany stolik, telewizor, wieżę i wiele innych bibelotów, które od razu pozwoliły mi poczuć się tam jak u siebie.
-Ah, z tego, że w zasadzie miałam przyjechać tu tylko na tydzień- uśmiechnęłam się do niego.
-Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się ze mną zamieszkać, wiesz?- wszedł dalej i usiadł na skraju łóżka.
-Miałam wrażenie, że gdybym się nie zgodziła to przyniósłbyś mnie tu siłą- zaśmiałam się.
-Tak właśnie by było- zawtórował mi- To pewnie jakoś w tygodniu chciałabyś pojechać do Łodzi po resztę rzeczy, hm?
-Tak, chciałabym, ale nie wiem czy trafię tam samochodem...- skrzywiłam się lekko na tę myśl.
-Zawiozę cię- posłał mi ciepły uśmiech.
Gawędziliśmy tak jeszcze z pół godziny, dopóki nie pokonało nas zmęczenie.

Głośna i szybka pobudka o siódmej. Jęknęłam cicho i niezgrabnie wygramoliłam się z łóżka. To było jak jakaś kara. Kwadrans później siedziałam już w aucie Karola i zapinałam pasy, podczas gdy on wrzucał do bagażnika swoją wielką sportową torbę.
-Przepraszam, to moja wina, że zaspaliśmy- powiedział przecierając oczy- Z tego wszystkiego zapomniałem wczoraj nastawić budzik.
-Nic się nie stało- odpowiedziałam, szeroko ziewając, gdy wyjeżdżaliśmy z podjazdu.
-Świetnie, musimy jeszcze wjechać na stację- mruknął pochylając się nad kierownicą i wlepiając zaspane spojrzenie w migoczącą kontrolkę. Przejechaliśmy może z trzy kilometry, kiedy Karol włączył kierunkowskaz i zjechał z drogi prowadzącej na halę. Przyznam szczerze, że trochę mi się przysnęło, gdy wysiadł z auta, by zatankować i obudził mnie dopiero, gdy mocno uderzył palcami w szybę po mojej stronie. Przerażona podskoczyłam na fotelu, odruchowo łapiąc się za pierś, w której miałam serce i uchyliłam okno.
-Zejdę przez ciebie na zawał- burknęłam.
-Myślę, że tym odkupię swoje winy- podał mi duży papierowy kubek i już po chwili cały samochód wypełnił się pięknym zapachem świeżo mielonej kawy.
-Dobra, wybaczyłam ci już- powiedziałam, gdy obszedł samochód i zasiadł na fotelu kierowcy wpychając swój kubek w specjalnie do tego przeznaczone zagłębienie.
Na halę już w nieco lepszych na strojach dojechaliśmy w ciągu dwudziestu kolejnych minut. Wygramoliłam się z auta zarzucając swoją dużą torbę, w której znajdowało się dosłownie wszystko na ramię i ruszyłam w stronę wejścia, gdy nogi Kłosa sterczały jeszcze z dużego bagażnika, w którym leżała jego torba.
Bezpardonowo wkroczyłam do męskiej szatni rzucając okiem na chłopaków.
-Buenos dias, moi kochani- powiedziałam szeroko się uśmiechając. Nikt nie odpowiedział mi na ten gest. Wszyscy tylko unieśli głowy i nieprzytomnym spojrzeniem wpatrywali się we mnie. Niektórzy unieśli dłonie w geście powitania.
-Eh, panowie, bo pić to trzeba umieć- westchnęłam podchodząc do wiążącego buty Andrzeja i pieszczotliwie gładząc jego włosy. Ten uniósł głowę, chwycił mój kubek i upił duży łyk kawy.
-Wybawicielko...- jęknął, na co ja się głośno się zaśmiałam, a po szatni rozległo się hańbiące ciii.
-Im starsi, tym głupsi, jak Boga kocham- wzniosłam oczy ku niebu- Pospieszcie się, bo już po ósmej, Antiga się wkurzy- dodałam patrząc na wbiegającego do szatni Karola, który po drodze już zdejmował kurtkę, po czym wyszłam z pomieszczenia, a za mną potruchtał Wrona.
-Już się przeniosłaś?- zapytał wesoło, jakby ten łyk kawy dał mu nową energię witalną.
-Tak, nie miałam zbyt wielu rzeczy, więc dość szybko poszło, ale w tygodniu planuję jechać po resztę do Łodzi- powiedziałam.
-W ogóle nie przemyślałaś swoich przenosin tutaj- zauważył, a ja przypomniałam sobie, że on przecież nie wie nic o tym, że miałam tu przyjechać tylko na jakiś czas w odwiedziny do ojca i nic nie wiedziałam o przygotowanej dla mnie pracy. Wzruszyłam więc ramionami i uśmiechnęłam się niewinnie, gdy wchodziliśmy na salę.
-Natalia, zapomniałem ci powiedzieć, że ćwiczenia dziś będą na siłowni, więc w zasadzie masz wolne- powiedział Falasca, gdy tylko mnie zobaczył. Dostrzegłam, że obok niego stoi Kurek, który również wyglądał niemrawo.
-Oh- odpowiedziałam zaskoczona- Na pewno nie będzie mnie pan potrzebował?- dopytałam, oczywiście po hiszpańsku.
-Jedź do domu, pewnie masz ciekawsze rzeczy do robienia niż siedzenie na hali. Zawsze, gdy oni ćwiczą na siłowni ja wypełniam jakieś papierki... Spokojnie- uśmiechnął się po ojcowsku.
 -Bardzo dziękuję, akurat muszę jechać do Łodzi po resztę rzeczy- odpowiedziałam, a on wyszedł z sali. Zostałam sama z Bartkiem i zaległa dość niezręczna cisza.
-Hej- powiedział, uśmiechając się blado.
-Cześć- odpowiedziałam- Jak tam było wczoraj?
-Wczoraj super, dziś trochę gorzej- zaśmiał się cicho- W zasadzie miałem dziś jechać do Łodzi na jakieś zakupy, bo kiedy oni trenują to i tak nie mam, co robić, ale mam takiego kaca, że chyba się nie nadaję...
-Ja właśnie jadę- mruknęłam, odruchowo pokazując kciukiem wyjście- Tyle, że nigdy nie jechałam autem z Bełchatowa do Łodzi i średnio mam pojęcie jak tam dotrzeć, więc jak masz ochotę to możesz wybrać się ze mną i robić za GPS- uśmiechnęłam się szeroko, sama nie wiedząc, dlaczego mu to zaproponowałam.
-Super, bardzo chętnie- wsunął ręce do kieszeni szarego płaszcza.
-To tylko pójdę powiedzieć Karolowi żeby się martwił i musimy jechać do niego do domu po moje auto...
-Jasne- powiedział, a ja wyszłam z hali stukając obcasami kozaków, które były tu nie tyle co niemile widziane, co nawet nielegalne.



CZYTASZ= SKOMENTUJ!
Cokolwiek, bylebym wiedziała ilu Was jest :3


     *
Nie podoba mi się ten rozdział.
    Jest taką zapchajdziurą, którą musiałam stworzyć, by wszystko choć trochę trzymało się kupy.
Oczywiście nie mogło to być jednowątkowe opowiadanie, tylko jak to ja musiałam utrudnić sobie życie wplatając tu milion pięćset innych wątków. Część na pewno szybko wyeliminuję żeby nie robić sobie problemów, choć wiem, że jak powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B.
Obiecuję Was nie zaniedbywać i szybko dokończyć opowiadanie.




poniedziałek, 21 września 2015

3

-Łooo, no niezły jest- mruknął Karol, gdy zaczęłam zwalniać- Swoją drogą- klub stać na taki samochód?
-To w większej mierze prezent na moje dwudzieste piąte urodziny- uśmiechnęłam się lekko- Mogę mieć do ciebie prośbę?
-Jasne- odpowiedział lekko zaskoczony.
-Nie mów chłopakom, że jestem córką prezesa, dobrze?- spojrzałam na niego, a ten lekko skinął głową- Nie chcę żeby wszyscy myśleli, że dostałam tę pracę przez protekcję... Choć taka jest prawda. Nie chcę żeby mnie lubili, bo jestem córką prezesa...
-Rozumiem- kątem oka zauważyłam jak się uśmiecha- Spokojnie, nikomu nic nie powiem. Choć wydaje mi się, że nawet gdyby Piechocki nie był twoim ojcem spokojnie dostałabyś tę pracę... Może zjemy coś?- wskazał na restaurację, która wyglądała dość przyjaźnie.
-Świetny pomysł, umieram z głodu- odpowiedziałam zjeżdżając na niewielki parking na obrzeżach miasta.


-A co na tą całą sytuację Kacper?- zapytał.
-Kto?
-No Kacper Piechocki- wymamrotał Karol, który chyba miał ochotę cofnąć czas o kilkanaście sekund, bo wydawało mu się, że właśnie strzelił ogromną gafę.
-Aa... ten...- mruknęłam spuszczając wzrok.
-Kacper jest graczem Skry, a także synem twojego ojca...- burknął, grzebiąc widelcem w spaghetti.
-Wiem, Karol...- tylko na tyle było mnie stać. Jasne, że wiedziałam, że gdzieś na świecie żyje sobie Kacper Piechocki, ale w życiu nie sądziłam, że już zdążyłam go poznać. Kiedy rodzice się rozwodzili, głównym powodem ku temu był romans mojego ojca i ciąża jego kochanki. Stąd wziął się Kacper, który młodszy był ode mnie o sześć lat. Przez osiemnaście lat mojego życia tata nie zaproponował mi żebym go poznała, a i mnie nieszczególnie się do tego spieszyło.
-Dobrze się czujesz?- zapytał Karol- Przepraszam, to nie moja sprawa, niepotrzebnie tak z tym wypaliłem...
-Daj spokój- uspokoiłam go, odruchowo kładąc swoją dłoń na jego- Wiedziałam, że mam brata, ale nie miałam bladego pojęcia, że już po poznałam...- głośno wypuściłam powietrze ustami- A on mówił coś o mnie?- dopytałam ciekawa.
-Nie- Kłos pokręcił głową- Ale zdaje się, że musicie sobie porozmawiać...
-A... słuchaj... Wiesz może ile mój ojciec jest już z tą swoją... panną..?- zapytałam nieśmiało- Przepraszam, że cię w to mieszam, ale zdaje się, że wiesz więcej o moim życiu niż ja sama...
-Chyba jakieś trzy miesiące...- zamyślił się- Tak, coś koło tego...
-A przed tym cały czas był z matką Kacpra?
-Zgadza się- odpowiedział.
Pokiwałam głową i zabrałam dłoń z przeciwległego końca stołu, gdzie spoczywała już zdecydowanie za długo.
Środkowy na szczęście nie drążył tematu dotyczącego mojej rodziny i rozmowa popłynęła ku studiom i przyszłości. Nagle wzrok Karola utkwił w czymś za moimi plecami, wydawał się rozkojarzony i nieobecny. Ja usłyszałam tylko dźwięczny kobiecy śmiech, który skusił mnie do spojrzenia tam, gdzie mój towarzysz. W wejściu stała para- młoda, na oko dwudziestopięcioletnia, blondynka i średniego wzrostu brunet. Trzymali się za ręce i wydawali być szczęśliwą parą.
-Co jest?- zapytałam widząc, że Karol dalej patrzy w tamtą stronę teraz z malującym się na twarzy niedowierzaniem. Kłos nie odpowiedział, a niedowierzanie zamieniło się we wściekłość. Wstał od stołu i podszedł do pary, która zdążyła już zająć miejsce w kącie sali. Nie słyszałam, co mówił, ale ewidentnie był wściekły. Silnie gestykulował, a w końcu podniósł głos. Po chwili ułożył dłoń na czole, jakby to, co mówiła dziewczyna miało się nijak do rzeczywistości, wybuchnął histerycznym śmiechem i ruszył ku wyjściu.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Sięgnęłam po torbę, z której wyciągnęłam banknot, który zostawiłam na stole i idąc w ślady Karola wyszłam z restauracji po drodze zabierając nasze kurtki.
-Hej, Karol!- zawołałam za chłopakiem, który szybkim krokiem zdążał w kierunku drogi wylotowej. Gdy tylko mnie zobaczył zawrócił i już po kilku chwilach stał naprzeciw.
-Przepraszam- powiedział, bezsilnie rozkładając ramiona.
-Nic się nie stało- powiedziałam zgodnie z prawdą, podeszłam bliżej i podałam mu jego kurtkę- Ale o co w tym wszystkim chodziło?- zapytałam zdumiona.
-To Ola. Moja dziewczyna- westchnął- A raczej była dziewczyna.
-Nie rozumiem- skrzywiłam się.
-Jesteśmy ze sobą osiem lat, od liceum- ukrył twarz w dłoniach- Już od jakiegoś czasu podejrzewałem, że ma kogoś na boku, a teraz mam pewność... Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć...
-Daj spokój- przyjacielskim gestem poklepałam go po ramieniu- Może już wrócimy pod halę?- zaproponowałam, na co on przystał kiwając głową.
Jechaliśmy w ciszy, której żadne z nas nie miało ochoty przerwać. Ja myślałam o Kacprze i o tym, co stało się w restauracji, zaś Karol był zupełnie nieobecny duchem. Kiedy dojechaliśmy, musiałam położyć dłoń na jego ramieniu, by wyrwać go z tej głębokiej zadumy.
-Jesteśmy- powiedziałam cicho.
-Wiesz dlaczego oni akurat tam pojechali?- odwrócił głowę w moją stronę- Bo to obrzeża i ta idiotka miała niemal stuprocentową pewność, że mnie tam nie spotka- powiedział spokojnie- A ja pojechałem tam żeby nie myśleć o tym, gdzie i z kim ona właśnie jest... Ironia...
-To, że się tam spotkaliście może było jakimś znakiem, hm?- zasugerowałam- A zachowała się okropnie, to fakt... Ale ja bardziej zastanowiłabym się nad tym, dlaczego po prostu z tobą nie zerwała, tylko robiła z ciebie... rogacza...- powiedziałam.
-Natka, to jest oczywiste...- westchnął opierając łokieć o szybę- Ona dopiero co kończy studia. Nie ma pracy, nie ma pieniędzy... Przez całe osiem lat to ja za wszystko płaciłem. Kupiłem dom, kupiłem jej samochód, fundowałem zakupy, drogie ciuchy, kosmetyki... Ustawiła się- przetarł oczy.
-Weź się w garść!- powiedziałam dziarsko- Po prostu nie była ciebie warta. A tobie zależało, dlatego tak dałeś się wykorzystać, to wszystko. Jeszcze nie jesteś taki stary ani taki brzydki, więc na pewno kogoś sobie znajdziesz- uśmiechnęłam się pocieszająco.
-Dzięki, mała- wyciągnął swoje długie ramie, którym przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił, co było dość niewygodne biorąc pod uwagę fakt, że między nami znajdował się hamulec ręczny- Mogę mieć do ciebie prośbę?
-Pewnie, dawaj.
-Pojedziesz ze mną do mojego domu i pomożesz spakować jej rzeczy? Trochę się nazbierało tych gratów...
Wypuściłam głośno powietrze.
-Emm, no dobrze, jeśli chcesz- uśmiechnęłam się.

Po około trzech godzinach udało nam się upakować większość rzeczy Oli. Wszystkie zdjęcia- zgodnie z wolą Karola- razem z ramkami wylądowały w koszu na śmieci, cztery olbrzymie worki z ciuchami stały przed domem, a ja kończyłam pakować chyba dwudziestą już parę butów.
-Okej, chyba sprzątnąłem też jej wszystkie mniejsze graty, notatki, książki...- zamyślił się- No, chyba zasłużyliśmy na odpoczynek- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i rzucił się na kanapę. W tym samym momencie zadzwoniły nasze telefony sygnalizując nadejście wiadomości.
-Też dostałeś od mojego ojca?- mruknęłam.
-Mhm...- odpowiedział.

Wiadomość brzmiała:
                           ,,Za pół godziny na hali, bez spóźnień''

-On może wzywać nas tak o każdej porze?- zapytałam zdziwiona.
-To prezes- Karol wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko, chyba pierwszy raz odkąd wyszliśmy z restauracji. Ubraliśmy kurtki i buty i już mieliśmy wychodzić, gdy w przedpokoju pojawiła się owa blondynka z knajpki.
-Co to ma znaczyć? Co moje ciuchy robią przed domem?- zapytała spokojnie.
-Ola, zakończmy to jak cywilizowani ludzie- powiedział cicho Karol- Ja wychodzę, wrócę za jakiś czas, ma cię tutaj nie być, jasne?- dodał bardziej zdecydowanym tonem- Auto możesz sobie wziąć, proszę bardzo. Klucze zostaw pod wycieraczką- położył dłoń na klamce- Aha, i sprawdź czy wszystko spakowaliśmy, bo nie chciałbym żebyś musiała tu wracać, jasne?
-A kim jest ta dziewczyna?- wskazała na mnie- To, że ty robisz mnie w trąbę jest już okej, tak?
-Natalię poznałem wczoraj. Zresztą nie muszę ci się tłumaczyć- skwitował, po czym wyszliśmy z domu.
-Dobra robota- stwierdziłam, lekko klepiąc go po ramieniu.
Wsiedliśmy do swoich samochodów i po dwudziestu minutach rogi byliśmy już pod halą. Weszliśmy do środka, gdzie czekała już reszta drużyny i większość sztabu.
-O co chodzi?- zapytał Karol, ale większość po prostu wzruszyła ramionami.
W końcu pojawił się mój ojciec ze szczerym uśmiechem na twarzy.
-Mam dla was niespodziankę...- powiedział bez ogródek i z uciechy klasnął w dłonie- Jeszcze nic nie jest pewne, nie wiadomo co na to wszystko Moskwa, ale... myślę, że wam się spodoba...- dodał, a z bocznego pomieszczenia wyłonił się wysoki, dobrze zbudowany chłopak o miłej twarzy.
-O ja...- wyrwało się któremuś z chłopaków.
-Kurde, Siurak!- wrzasnął Winiar i wszyscy rzucili się na chłopaka, z którego ja nie mogłam spuścić wzroku. Jego niebieskie oczy również dokładnie mnie lustrowały do momentu, gdy nie mogłam już wytrzymać ich nacisku i odwróciłam spojrzenie. Siatkarze natomiast skakali jak dzicy wokół chłopaka, który jak się później okazało był Bartkiem Kurkiem.



Nie zapomniałam o Was, nic z tych rzeczy!
Po prostu ostatnio miałam sporo pracy.
Pamiętacie jak narzekałam na pierwszą klasę liceum? To była pestka w porównaniu z drugą XD 

Cóż, w każdym bądź razie czekam na motywujące komentarze! :)