sobota, 19 grudnia 2015

14

Minęły już dwa tygodnie odkąd Bartek wyjechał. Codziennie dzwonił do mnie, wymienialiśmy dziesiątki (jeśli nie setki) wiadomości i rozmawialiśmy przez skype'a. Żadna z tych rzeczy nie była jednak w stanie zastąpić mi jego bliskości. Spałam po jego stronie łóżka wtulając twarz w Kurkową koszulkę, którą znalazłam pod poduszką. Mówił, że Włochy są piękne i koniecznie już niedługo muszę go odwiedzić. Ja tylko się uśmiechałam, nie bardzo wiedząc co na to odrzec.
Przez owe dwa tygodnie próbowałam zając myśli wszystkim, co tylko mogłam wymyślić. Stałam się codziennym gościem w domu Winiarskich, gdzie zawsze witana byłam z największą radością. Zbliżyłam się również z chłopakami z zespołu. Teraz już wiedziałam, że w razie potrzeby szczerej rozmowy powinnam udać się do Miśka lub Facu, raczej unikać bliższych spotkań z Wlazłym, który przy bliższym poznaniu zaczął działać mi na nerwy, a gdybym chciała się pośmiać definitywnie dzwonić po Andrzeja lub Karola. Nie łączyć- grozi stratami w mieniu. Co do tego drugiego- po wyjeździe Kurka definitywnie wrócił mu dobry humor. Zaczęłam uczyć się gotować i po kilku nieudanych eksperymentach jak za słona zupa- krem z dyni czy totalnie rozgotowane pierogi, moje potrawy stały się całkiem jadalne, więc ci z chłopaków, którzy nie mieli dziewczyn ani żon często gościli w moich skromnych progach. Zostałam również wolontariuszką w dziecięcym hospicjum.
Pracowałam normalnie i starałam się zachowywać tak, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Często czułam na sobie badawcze spojrzenia chłopaków, którzy pewnie chcieli wiedzieć jak mi biegnie życie. Michał był jedynym z nich, przed którym się uzewnętrzniałam. Poza tym prowadziłam częste i długie rozmowy z Olą Nowakowską, która chyba stała się moją najbliższą przyjaciółką.
Z ojcem na prywatne tematy nie rozmawiałam już od miesiąca. W jego gabinecie gościłam wyłącznie wtedy, gdy musiałam podpisać jakiś dokument lub omówić coś w temacie drużyny. Gdy jednak ten zaczynał pytać mnie o sprawy osobiste, z ostentacyjnie wysoko podniesioną głową szybko wychodziłam z gabinetu. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim i szczerze powątpiewałam, by miało mi to szybko minąć.
Czułam się źle- zarówno psychicznie jak i fizycznie- co tłumaczyłam tęsknotą za Bartkiem, jednak wiedziałam, że coś jest nie tak z moim zdrowiem. Kręciło mi się w głowie, było mi słabo, miałam częste wahania nastroju, a podczas jednego treningu musiałam nawet trzykrotnie wyjść do toalety. Wiedziałam, że powinnam umówić wizytę do lekarza, ale jakoś w głębi siebie nie mogłam się do tego zmusić.

W sobotę z łóżka wygrzebałam się dopiero o dziesiątej. Zawsze miałam skłonność do długiego leżakowania, zresztą dokładnie tak samo jak Bartek, który był wybitnym leniem. Ogarnęłam mieszkanie, które po pracowitym tygodniu wyglądało niczym stajnia Augiasza, ugotowałam sobie mały obiad, upiekłam ciasto i zrobiłam zakupy przygotowując się na popołudniową wizytę wielkoludów- postanowiłam bowiem zorganizować małą imprezę.
Dagmara i Michał stanęli w moich drzwiach punktualnie o szesnastej obdarowując mnie butelką czerwonego wina. Załatwili opiekunkę dla trójki urwisów i tylko dlatego udało im się wyrwać z domu.
-Napijecie się czegoś?- zawołałam przez ramię w stronę korytarza, gdzie ci jeszcze się rozbierali.
-A co masz, kochana?- zapytała Daga, ze śmiechem wbiegając do kuchni.
-Do wyboru, do koloru, moja droga- wskazałam na barek, który wypełniony był trunkami. Michał zerkając na kolekcję alkoholi uniósł wysoko jedną brew.
-No tak, tak, alkoholizuj mi żonę- prychnął. Wysłałam mu buziaka w powietrzu i nalałam trzy kieliszki białego wina.
-Tak w ogóle to przepraszam cię, Nati, za tą głupią sytuację tego dnia, kiedy Daga rodziła...- nerwowo przeczesał dłonią włosy.
-Daj spokój- machnęłam ręką udając, że nie ma o czym mówić, choć zapiekły mnie policzki na samo wspomnienie tamtej chwili.
-O co chodzi?- zapytała zaciekawiona Dagmara.
-O nic takiego, głupota- odparłam szybko i na szczęście usłyszałam wybawiający dźwięk dzwonka do drzwi -Siadajcie i czujcie się jak u siebie- wskazałam na spory biały stół i pobiegłam w stronę korytarza.
-No witam witam- o futrynę stał oparty Cichy Pit ze swoim uśmieszkiem Mona Lisy, a koło niego Ola.
-Aaa!- pisnęłam, rzucając się na szyję młodej Nowakowskiej- Jak dobrze was widzieć!- stanęłam na palcach i obdarowałam Piotrka buziakiem w policzek- Miało was nie być!
-Nie cieszysz się?- zapytał chłopak- Okej, Ola, wracamy- złapał żonę za rękaw i pociągnął w stronę windy.
-Nie wygłupiajcie się, zapraszam- przesunęłam się, by ich wpuścić.
Później przyszedł jeszcze Krzysiek z żoną Iwoną oraz Karol i w taki właśnie sposób całe Kurkowe- moje mieszkanie wypełniło się ludźmi.
-I co? Jak sobie radzisz?- zapytała młoda Nowakowska, gdy stałyśmy pomiędzy kuchnią a salonem opróżniając kolejny kieliszek wina.
Lekko wzruszyłam ramionami.
-Przepraszam, głupio pytam- czule pogłaskała moje ramię- Ja wariuję, gdy Piotrek wyjeżdża na trzy dni, a co dopiero...
-No tęsknię za nim, ale taką ma pracę...-westchnęłam- Chętnie pojechałabym tam z nim, ale wiesz... ojciec...
-Przestań, dasz radę. Minie jak z bicza strzelił- przytuliła mnie do siebie. Wtuliłam twarz w jej włosy i nagle poczułam, że zrobiło mi się przeraźliwie niedobrze. Oddałam Oli kieliszek i wybiegłam do toalety zamykając za sobą drzwi. Klęknęłam na chłodnej posadzce, a moim ciałem targnęły torsje. Zrobiło mi się gorąco i poczułam strużki potu spływające po moich plecach.
Po kilku minutach zrobiło mi się trochę lepiej.  Z trudem wyciągnęłam rękę by spuścić wodę, po czym oparłam się plecami o chłodną ścianę i głośno wypuściłam powietrze. Musiałam zjeść coś nieświeżego, przecież nigdy po alkoholu nie miałam takich rewelacji.
-Natka, żyjesz?- usłyszałam pukanie do drzwi i głos Oli. Nie miałam nawet siły, by jej odpowiedzieć- Natka?!- pukanie nasiliło się- Natalia, do cholery!
-Co się stało?- usłyszałam męski głos i na chwilę zaległa cisza, podczas której Ola musiała coś szeptać- Przesuń się, kochanie- po chwili zamek pyknął, a drzwi się otworzyły. Zakryłam twarz dłońmi, musiałam wyglądać strasznie.
-Jezu, Natalia, co się stało?- Ola podbiegła do mnie i klęknęła na zimnej posadzce.
-Ola, coś...- poznałam głos Piotrka, lecz żona nie dała mu dokończyć.
-Pit, proszę cię, idź tam i zajmij się gośćmi, dobrze?- jej ton brzmiał raczej rozkazująco niż prosząco i po chwili usłyszałam szczęk zamykanych drzwi. Powoli odsunęłam dłonie od twarzy.
-Przepraszam...- wyszeptałam.
-Zwariowałaś? Za co ty mnie przepraszasz?- Ola położyła dłoń na moim policzku- Zatrułaś się czymś?- spojrzałam na nią i głośno przełknęłam ślinę.
-Tak myślałam...- wbiłam wzrok w swoje czerwone paznokcie i mocno zagryzłam wargi.
-Co to znaczy?- dziewczyna patrzyła na mnie wyczekująco.
-Boję się, Ola- wyszeptałam.
-Czego?
-Od dłuższego czasu źle się czuję... Kręci mi się w głowie, ciągle muszę chodzić siku, słabo się czuję i sama nie wiem...- poczułam jak moje oczy napełniają się łzami.
-Myślisz, że to...- Nowakowska nie dokończyła. Patrzyła tylko na mnie swoimi wielkimi niebieskimi oczami i po chwili położyła dłoń na ustach.
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami. Ola usiadła po turecku wbijając wzrok w kafelki nad moją głową.
-Musisz to sprawdzić- powiedziała nagle- Zaraz pójdę do apteki i...
-Nie- powiedziałam stanowczo- Nie chcę wiedzieć...
-Zwariowałaś, Natalia?- Nowakowska chwyciła moją twarz w swoje dłonie i patrzyła na mnie uważnie- Właśnie wypiłaś pół butelki wina! Jeśli jesteś w ciąży to nie wolno ci czegoś takiego robić, rozumiesz?- niemal krzyknęła. Wzięła kilka głębokich uspokajających oddechów- Sorki.
-Daj spokój- machnęłam ręką- Wiem przecież, że masz rację...
-Dobra, czekaj. Musimy pomyśleć- Ola przyłożyła dłonie do skroni i przymknęła oczy- Robiliście to bez zabezpieczenia?- zapytała prosto z mostu. Czułam jak robi mi się gorąco i jest mi po prostu wstyd, że muszę odpowiadać na takie pytania.
-Dwa razy- wyszeptałam, niemal nie ruszając ustami. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo to było nieodpowiedzialne i jakie konsekwencje mogą z tego wyniknąć.
-Nie ma co się zastanawiać, idę do apteki, dobra?- wstała- Poprosić Dagmarę, by tu do ciebie przyszła?
-Nie- odpowiedziałam szybko- Chcę być sama- dodałam już spokojniej. Ola lekko pokiwała głową i wyszła z toalety, szybko i cicho zamykając za sobą drzwi.
-Co teraz?- zapytałam sama siebie, podciągając nogi pod brodę. Co jeśli okaże się, że jestem w ciąży? Bartek będzie wściekły. Pomyśli, że zrobiłam to celowo, by zatrzymać go w Polsce i zakończy naszą relację, którą chyba nawet nie do końca było można nazwać związkiem. Dobrze nam było razem- dogadywaliśmy się, lubiliśmy swoje towarzystwo, sypialiśmy ze sobą... A co jeśli wróci do Polski rzucając pracę we Włoszech, tym samym na jakiś czas rezygnując z siatkówki? Albo pomyśli, że chciałam złapać go na dziecko, by zapewnić sobie jakąś przyszłość?
Myśli tłukły się o ściany mojej głowy, a ja miałam ochotę powyrywać sobie wszystkie włosy. Byłam tak zdenerwowana, że cała się trzęsłam. Nie mogłam nawet podnieść się z podłogi i udawać przed moimi gośćmi, że wszystko jest w porządku.
Po kilku minutach Ola ponownie zjawiła się w toalecie wręczając mi dwa niewielkie pudełka.
-Zaczekam na zewnątrz- powiedziała, pomagając mi wstać.
-Ola?- zapytałam cichutko- A co jeśli okaże się, że jestem w ciąży?
-To myślę, że Bartek będzie nieziemsko z tego faktu zadowolony- przytuliła mnie i wyszła z toalety.

Siedziałam na wannie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Cała dygotałam ze stresu. Nie wyobrażałam sobie siebie jako matki, a co dopiero Bartka jako ojca. Był taki wielki, czasami niezgrabny i często sam zachowywał się jak dziecko. A co jeśli wkrótce uznamy, że jest nam nie po drodze i zostanę samotną matką?
-Nie myśl tyle- Nowakowska usiadła obok i objęła mnie ramieniem.
-Łatwo ci mówić- westchnęłam- Wszyscy poszli?- zapytałam, zauważając, że zrobiło się bardzo cicho.
-Tak. Stwierdzili, że jeśli źle się czujesz to nie będą dodatkowo przeszkadzać ci hałasując. Został tylko Piotrek, sprząta.
-Bez potrzeby...- powiedziałam cicho, wstając, by podejść do zlewu, na którym leżały dwa niewielkie patyczki.
-I co?- Olę zżerała ciekawość. Wbijałam wzrok w dwie czerwone kreseczki widniejące na obu testach nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Nowakowska podeszła do mnie i zajrzała przez ramię. Kątem oka widziałam, że zagryzła wargę, a później mocno mnie przytuliła.
-Wszystko jest dobrze, kochana, będziesz wspaniałą matką- wyszeptała, ale ja wcale nie byłam tego taka pewna.

Rano obudził mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Zaspana spojrzałam na wyświetlacz- Bartuś. Odrzuciłam telefon i wbiłam wzrok w sufit. Miałam za sobą nieprzespaną noc, udało mi się przysnąć dopiero o siódmej. Nie wiedziałam jak mam przekazać Kurkowi, że będzie ojcem, ale wiedziałam, że nie powinien dowiadywać się o tak ważnych sprawach przez telefon. To dziecko przecież miało zmienić całe jego- jak dotąd dość hulaszcze- życie.
Przypomniało mi się to, co wydarzyło się na lodowisku- sytuacja z blondynką, z którą niemal nie umówił się na kawę, choć ja byłam obok. Co jeśli tak samo będzie zachowywał się po urodzeniu dziecka? Jeśli oczywiście nie ucieknie, kiedy się o tym dowie. Wiedziałam, że muszę być przygotowana na każdą ewentualność.
Cholera, nie planowałam tego dziecka, ale w głębi siebie byłam pełna radości i niedowierzania, że właśnie w tej chwili coś we mnie rozkwita. Podniosłam się do pozycji siedzącej, podwinęłam koszulkę i delikatnie gładziłam dłońmi swój brzuch.
-Cześć, maleństwo- wyszeptałam- Cieszę się, że tam jesteś, wiesz?- uśmiechnęłam się sama do siebie i poczułam łzy pod powiekami. Nagle drzwi do sypialni otworzyły się i stanęła w nich Ola, trzymająca w ręce małą karteczkę.
-Dzień dobry, przepraszam, mogłam zapukać- wydawała się zawstydzona.
-Coś ty, chodź- uśmiechnęłam się zachęcająco i szybko opuściłam koszulkę. Dziewczyna usiadła na łóżku i podała mi kartkę.
-Umówiłam cię do ginekologa na dziś. Chyba, że masz już jakiegoś innego upatrzonego to...
-Nie- przerwałam jej- Nie mam. Dziękuję- po raz kolejny się do niej uśmiechnęłam.
-Widzę, że dzisiaj trochę lepiej z humorem. Dobrze spałaś?
-Właściwie w ogóle. Dużo myślałam- przyznałam zgodnie z prawdą.
-I co wymyśliłaś?
-Będzie co ma być- wzruszyłam ramionami- Ale wiesz co? Mimo że to dziecko było nieplanowane, to bardzo się z niego cieszę... Zobacz jaki to dar... Niektóre kobiety tak bardzo pragną dziecka, a nie mogą go mieć... Poza tym mam już te swoje dwadzieścia sześć lat i to już chyba odpowiedni wiek, hmm? Jeszcze by mnie klimakterium dopadło- zachichotałam cicho, nieco wymuszenie.


 Oczami Bartka

Nie miałem pojęcia co się dzieje. Natalia już od tygodnia nie odbierała telefonów ode mnie i nie odpisywała na żadne wiadomości. Bałem się, że stało się coś złego, a moje obawy potwierdził
Piotrek.
-Pit, stary, co się tam dzieje?- zapytałem poważnie. Postanowiłem wykonać do niego telefon, bo wiedziałem, że Ola przyjaźni się z Natalią, więc powinna wiedzieć wszystko.
-Cześć, Bartek, ciebie też miło słyszeć- powiedział radośnie, ale po chwili odchrząknął, co oznaczało zupełną zmianę tonu- Tam? To znaczy gdzie?- zapytał poważnie.
-No w Polsce, w Bełchatowie. Nie wiesz co się dzieje z Natalią? Od tygodnia nie mogę się do nie dodzwonić.
-No to trudne jest, Bartek...- Pit głośno wypuścił powietrze.
-O co chodzi? Ona kogoś ma, tak?- zapytałem dość ostro- Cholera, wiedziałem, że tak będzie! Jak mogłem myśleć, że taka ładna dziewczyna będzie na mnie czekać...- usiadłem w skórzanym fotelu i przesunąłem palcami między włosami.
-Bartek...- Pit zaczął, ale nie dałem mu skończyć.
-Dasz mi Olę? Proszę...- w moim głosie słychać było rozpacz. Jak to było możliwe, że sama myśl o tym, że Natalia mogła bez słowa mnie zostawić wywołała u mnie taki smutek? Kiedyś przebierałem w dziewczynach i to ja zmieniałem je jak rękawiczki, a teraz...
-Oli nie ma- odpowiedział.
-A kiedy będzie?- zapytałem siląc się, by nie wyjść na nadgorliwego.
-Nie wiem, jest w Bełchatowie- wyrzucił z siebie.
-Jak to? Coś się stało? Natalia miała jakiś wypadek?- wstałem i nerwowo zacząłem krążyć po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem.
-Nie wiem jak to określić... Po prostu powinieneś przyjechać.
-Dobrze. Dzięki, Pit, do usłyszenia- rozłączyłem się i natychmiast wybrałem numer do trenera. Co takiego się stało, że Natalia nie odbierała, Piotrek nie chciał mi nic powiedzieć, a Ola została w Bełchatowie? W głowie miałem same najgorsze myśli...
W pracy siatkarza nie ma czegoś takiego jak urlop na żądanie. Musiałem nieźle nakręcić, by wziąć tygodniowy urlop, ale na szczęście udało się i po siedmiu godzinach wylądowałem na lotnisku w Łodzi.
Siedziałem w taksówce prowadzonej przez naburmuszonego kierowcę. Doskonale wiedział kim jestem i zdaje się, że chciał wymieniać poglądy na temat siatkówki, jednak za każdym razem odpowiadała mu głucha cisza. Byłem zupełnie nieobecny duchem i może wyszedłem na nadętego bufona, ale w tamtej chwili zupełnie mnie to nie interesowało. Wgapiając się w zachodzące słońce i myśląc co takiego mogło się wydarzyć, że nikt nie chciał mi nic powiedzieć, co chwila prosiłem kierowcę, by przyspieszył. Po dwóch godzinach byłem już pod moim mieszkaniem w Bełchatowie. Byłem spięty, spociły mi się ręce i bałem się tego, co mogę zastać.
Drzwi otworzyła mi Ola, która nie mogła wydobyć z siebie ani słowa, zaskoczona moim widokiem.
-Cześć- powiedziałem niepewnie- Nikt nie chciał mi powiedzieć, co się dzieje z Natalią, więc przyjechałem...
-Wejdź- przesunęła się, by robić mi przejście- Dobrze, że jesteś. Ona teraz bardzo cię potrzebuje...
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi? Coś się stało?
Nowakowska zacisnęła usta w cienką linię i już wiedziałem, że nie powie nic więcej.
-Natka jest w sypialni, śpi- powiedziała, chwytając swoją kurtkę- Pojadę do Winiara na jakiś czas żebyście mogli sobie pogadać- położyła dłoń na moim przedramieniu, uśmiechnęła się lekko i wyszła.
Bałem się. Tak, ja, Bartek Kurek, bałem się jak małe dziecko, gdy powoli przekraczałem próg sypialni. Natalia leżała tyłem do drzwi, okryta czerwonym kocem i skulona w kłębek. Powoli obszedłem pokój i stanąłem po przeciwnej stronie łóżka. Spała spokojnym snem. Na jej ciele nie zauważyłem żadnych zmian, więc mogłem wnioskować, że chyba nie miała żadnego wypadku. Położyłem się obok niej choć wiedziałem, że po długiej podróży, która szkodziła moim kolanom, które i tak były w nie najlepszym stanie powinienem dużo chodzić. Przyglądałem się jej około dziesięciu minut, gdy zaczęła się ruszać i powoli otwierać oczy. Spojrzała na mnie przez chwilę i uśmiechnęła się lekko.
-Hej- powiedziałem cicho i pogłaskałem ją po policzku.
-Ale mam porąbane sny- mruknęła, po czym obróciła się na drugi bok.
-Natka, to nie sen- szepnąłem do jej ucha- Naprawdę tu jestem.
Usiadła tak szybko, że ledwo zdążyłem zabrać głowę, by mnie nie uderzyła.
-Co ty tu robisz?- zapytała przestraszona.
-Nie cieszysz się?- zapytałem z nutką zawodu w głosie. Jednak coś było nie tak.
-Ja... Nie spodziewałam się- przetarła zaspane oczy.
-Dlaczego nie odbierałaś telefonu?- rzuciłem rzeczowo. Nie było czasu na ceregiele. Jeśli coś było na rzeczy to ponownie mogłem pakować się w samolot. Diewczyna tylko wzruszyła ramionami- O co chodzi?- spojrzałem na nią wyczekująco- Dlaczego nikt mi nie chciał powiedzieć co się dzieje?
Zerwała się z łóżka i zdenerwowana zaczęła przechadzać się po pokoju.
-To nie jest proste...- powiedziała- Nie miałam pojęcia, że przyjedziesz, nie przygotowałam się...
-Na co?- zdziwiłem się.
-Bo ty w ogóle nie powinieneś był tu przyjeżdżać!- wyrzuciła z siebie- Teraz nie będziesz chciał wrócić, zniszczysz sobie karierę i będziesz mnie o to obwiniał!- ukryła twarz w dłoniach.
-Czyś ty zwariowała?- zaśmiałem się gardłowo i stanąłem naprzeciw niej- Mów mi natychmiast co się dzieje- chwyciłem jej nadgarstki i odciągnąłem od twarzy.
-No nie wiem...- wyszeptała.
-Natalia, błagam cię, nie po to leciałem tutaj z Włoch żeby...
-Dobra!- podniosła głos- Dobra, powiem ci- dodała już ciszej i zagryzła dolną wargę. Wyglądała tak seksownie, że nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Miałem ochotę chwycić ją w ramiona i nie wypuszczać przez cały tydzień.
-Więc?- ponagliłem ją.
-Ale nie będziesz zły?- zapytała cicho. Zacisnąłem dłonie w pięści. Już wiedziałem, co usłyszę. ''Przykro mi, mam kogoś innego, to koniec. Było fajnie, ale zostawiłeś mnie tu samą''.
-Nie będę, obiecuję- powiedziałem, choć wcale nie byłem tego taki pewien.
-Bartek, bo... No bo...- zmrużyłem oczy. Drżała jej dolna warga, jakby bała się tego, co miała powiedzieć. Splotła dłonie na wysokości brzucha i wbiła wzrok w dywan- Będziesz tatą- wyszeptała.
-Co? Co takiego?- zrobiło mi się duszno. Cofnąłem się i usiadłem na łóżku ukrywając twarz w dłoniach. O cholera, ale mi ulżyło. Nie chce mnie zostawić i jeszcze będę mieć z nią dziecko. Przez dłuższą chwilę zaległa zupełna cisza. Uśmiechałem się do swoich dłoni, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
-Wiedziałam, że to będzie problem, dlatego nie...- zaczęła, ale nie mogłem tego słuchać.
-Natalia, ja myślałem, że ty chcesz ze mną zerwać!- wstałem i szybkim krokiem ruszyłem w jej stronę- A ty mówisz mi najcudowniejszą rzecz jaką w życiu mogłem usłyszeć!- z szerokim uśmiechem mocno ją objąłem i uniosłem nad ziemię, kilkukrotnie obracając się wokół własnej osi- Kurwa, nie rób mi tak już nigdy więcej rozumiesz?- zapytałem, gdy bezpiecznie stanęła na ziemi- Kurna, teraz będę musiał oduczyć się przeklinania- przyłożyłem dłoń do ust. Natalia uśmiechała się szeroko i chyba z ulgą.
-Cieszysz się?- zapytała.
-Czy się cieszę? Ja jestem wniebowzięty, pękam z radości!- rzuciłem się na kolana i podniosłem do góry jej koszulkę- Halo, tu tatuś- powiedziałem do jej pępka i delikatnie ucałowałem jej brzuch- Czekam na ciebie, kochanie- podniosłem wzrok i zobaczyłem, że Natalia hamuje łzy i śmiech zarazem.
-Jesteś stuknięty- stwierdziła.
-I tak mnie kochasz- wzruszyłem ramionami, wstając.
-Kocham- pokiwała głową, a ja mocno ją pocałowałem.
Nie mogłem uwierzyć, że zostanę ojcem.
Wszystko będę musiał przeorganizować.
Zmienić całe życie dla małej fasolki.




Witam Was, moje drogie!
Pewnie jesteście w szoku, hę? Mam jednak nadzieję, że w pozytywnym tego słowa znaczeniu :)
Bardzo dobrze pisało mi się ten rozdział, szczególnie ostatnią część z perspektywy Bartka. Mam nadzieję, że równie dobrze się go czytało ;) 

Przy okazji też chciałabym życzyć Wam wesołych, spędzonych w gronie najbliższych, pełnych miłości i radości, magicznych świąt Bożego Narodzenia. Liczmy na to, że spadnie trochę śniegu, by święta te nie przypominały Wielkanocy :D

P.S. Proszę o skomentowanie rozdziału po przeczytaniu, niesamowicie to karmi Panią Wenę c:

~Domi







piątek, 11 grudnia 2015

13

-Mam sobie iść?- zapytał Bartek.
Stałam patrząc na niego dość tępym wzrokiem. Zdobyłam się jedynie na lekkie pokręcenie głową, po czym obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę swojego pokoju, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
-Kiedy wyjeżdżasz?- zapytałam cicho czując, że okropnie zaschło mi w gardle.
-Za dwa tygodnie- Kurek rozpiął kurtkę- Dopiero wczoraj się dowiedziałem i nawet nie miałem kiedy ci powiedzieć... Nie chcę żebyś była na mnie zła i myślała, że cię wykorzystałem, bo to nie jest prawdą... I tak wiele złego ostatnio między nami się wydarzyło, bardzo mi...
-Rozumiem- przerwałam mu nagle. Bartek patrzył na mnie pytającym wzrokiem- Rozumiem, że musisz wyjechać. Taką masz pracę...- tak mocno zagryzłam dolną wargę, że poczułam na języku metaliczny posmak krwi. Z całej siły próbowałam się nie rozpłakać- Na długo?
-Mam kontrakt na pół roku. Jeśli dostanę powołanie do reprezentacji to wracam...- powiedział ochrypłym głosem. Pokiwałam głową i usiadłam na parapecie, opierając stopy na ciepłym kaloryferze. Ukryłam twarz w dłoniach. Czułam się tak, jakbym rozpadła się na setki małych kawałeczków, a każdy z nich umiejscowiony był w innym miejscu. Już niedługo kolejny kawałek mnie miał wyjechać do Włoch, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
-Przepraszam...- usłyszałam jego cichy głos tuż nad swoim uchem. Odsunęłam dłonie od twarzy i spojrzałam na niego. Stał centralnie naprzeciw mnie z rękami opartymi o parapet, tym samym zmuszając mnie do patrzenia wprost w jego oczy. Uśmiechnęłam się blado- Kurwa, przepraszam. Po raz kolejny cię rozczarowuję i po raz kolejny nie wiesz na czym stoisz- jęknął, a w jego głosie słychać było prawdziwą żałość. Wyciągnęłam rękę i lekko pogładziłam jego szorstki od kilkudniowego zarostu policzek- Nie zasłużyłem na ciebie...- szepnął, zamykając oczy i wtulając policzek w moją dłoń. Był tak blisko, że z łatwością mogłam dojrzeć kilka zmarszczek wokół jego oczu- Powinnaś mieć kogoś lepszego, kto by cię nie zawodził.
-Przestań się nad sobą użalać- mruknęłam- Chcę ciebie, takiego jaki jesteś, rozumiesz? Nie żadnego innego, lepszego- drugą dłoń ułożyłam po przeciwnej stronie jego twarzy i lekko przesunęłam kciukami w stronę uszu.
-Kocham cię, Natalka- wyszeptał siatkarz, a mnie owionął słodki zapach i ciepło jego oddechu.
-Ja ciebie też, Bartek- odpowiedziałam również szeptem i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.

Leżałam wtulona w ciepłe ciało Bartka. Delikatnie sunęłam paznokciami po jego klatce piersiowej, w górę i w dół, co chwila słysząc jego zadowolone pomrukiwania. Oparłam się na łokciu i nie przerywając wcześniejszej czynności podziwiałam jego oblicze. Kiedyś nie zwróciłabym na niego najmniejszej uwagi, bo denerwowało mnie w nim wszystko- od głupkowatego uśmiechu po te odstające czerwone uszy. Teraz wszystko w nim kochałam i nie zmieniłabym nawet najmniejszego szczegółu. Nawet jego wady przestały być dla mnie widoczne.
-Dlaczego tak na mnie patrzysz?- zapytał.
-Podobasz mi się- wzruszyłam ramionami, a on zaśmiał się cicho.
-Fajnie, bo ty mi też- wymruczał, wciągając mnie na siebie. Pisnęłam, zaskoczona jego siłą- Jedź ze mną- powiedział nagle.
-Co? Gdzie?- zapytałam zaskoczona.
-No do Włoch- zagryzł dolną wargę patrząc na mnie wyczekująco- Chcesz?
Chciałam. Bardzo chciałam.
-Ja...- nie zdążyłam jednak dokończyć, bo usłyszałam pukanie do drzwi i wesoły głos.
-Natka, bo ja mam do ciebie sprawę...- do pokoju bezpardonowo wparował Igła, a za nim Ola, która miała minę jakby chciała go udusić. Przylgnęłam ciałem do Bartka czując, jak moja twarz płonie ze wstydu. Ten chwycił kołdrę i naciągnął tak, że było widać nam same głowy. Przytulił mnie mocno do siebie i pocałował w czubek głowy.
-Przepraszam, nie mogłam go powstrzymać- zaczęła tłumaczenia młoda Nowakowska. Lekko uniosłam rękę na znak, że wszystko jest w porządku, jednak nie patrzyłam na nich. Krzysiek zaczął chichotać, a ja poczułam, że klatka piersiowa Kurka również zaczyna falować. Lekko uniosłam głowę, by wzrokiem zbadać sytuację.
-Piliście?- zapytał Bartek, szczerząc się jak wariat.
-Troszeczkę- Ignaczak chwycił drewniane krzesło, postawił je przy łóżku i usiadł na nim, przedramiona układając na oparciu.
-Słuchajcie, ja to wam powiem, że wy się w sumie dobrze dobraliście- zaczął rzeczowym tonem, jednak w jego oczach iskrzyły wesołe ogniki.
-Krzysiek, wychodzimy- Ola chwyciła go z tyłu za koszulkę i bezskutecznie próbowała ściągnąć z krzesła, patrząc na mnie przepraszająco. Myślałam, że spłonę ze wstydu. Było mi głupio, jak chyba jeszcze nigdy w życiu.
-Poczekaj- Ignaczak uniósł jedną rękę- Ty jesteś Pinky- wskazał na Bartka- A ty Mózg- pokazał na mnie. Kurek dostał takiego ataku śmiechu, że leżąc na nim rytmicznie podskakiwałam.
-Co?- wydusił z siebie i jeszcze mocniej przytulił mnie do siebie.
Krzysiek nie zdążył odpowiedzieć, bo do pokoju wpadł Michał trzymając się za głowę i targając włosy, które i tak zazwyczaj były w nieładzie.
-Daga rodzi!- krzyknął- Musimy po nią jechać! Jezus Maria, jestem nieodpowiedzialny!- uderzył pięścią w ścianę- Moja żona jest w dziewiątym miesiącu ciąży, a mnie zabawy się zachciało...
-Spokojnie, Michał- Ola położyła dłoń na jego ramieniu.
-Ja jestem trzeźwa, zawiozę cię, ale daj mi minutę- powiedziałam- Tylko wyjdźcie stąd- spojrzałam na nich błagalnie. Michał wykonując polecenie Oli chwycił Krzyśka i wyprowadził go z pokoju, po drodze wpadając z nim na szafę. Wydawało mi się, że Winiar był tak przejęty, że nawet nie spostrzegł tego jak głupiej i krępującej sytuacji był świadkiem.
Gdy tylko drzwi pokoju się zamknęły wyskoczyłam z łóżka i w pośpiechu zaczęłam się ubierać. Jak obiecałam minutę później staliśmy już przy samochodzie. Jednak to Bartek zajął miejsce na fotelu kierowcy, bo znał drogę, ja usiadłam obok niego, a Piotrek, Ola (którzy mieli zaopiekować się Antkiem i Olim) i Winiar z tyłu. Na szczęście nie było korków i pod mieszkanie Winiarskich dojechaliśmy w kilka minut. Wszyscy prócz mnie wysiedli z auta. Po dwóch minutach Bartek i Michał wrócili prowadząc czerwoną i spoconą Dagmarę, która ledwo co trzymała się na nogach.
-Chryste- wyrwało mi się. Wysiadłam z auta i otworzyłam tylne drzwi, przez które wepchnęłam się tuż po Dadze, a Michał zajął miejsce z przodu.
-Bartek, błagam cię, jedź już!- pisnęła kobieta mocno ściskają jedną moją dłoń.
-Kurrrrrde, ja zaraz stracę czucie- jęknęłam, próbując rozluźnić jej uścisk.
-Piechocka, świeci ci się rezerwa! Przysięgam ci, że jeśli nie dojedziemy do tego szpitala to cię uduszę- rzucił Bartek, w pośpiechu zapinając pasy. Zamarłam spodziewając się zdziwienia ze strony pozostałych pasażerów na dźwięk mojego nazwiska, ale oni nawet nie zareagowali, jakby w ogóle nie zwrócili uwagi na to, co powiedział Kurek. Cóż, sytuacja była tak kuriozalna, że nikt raczej nie zamierzał przejmować się tym, jak właściwie się nazywam.
-Spokojnie, oddychaj- poradziłam, głaszcząc Dagmarę po włosach w tej sposób próbując ukryć swoje zmieszanie. Kurek, który nie wiadomo jakim cudem zmieścił nogi na fotelu z niedostosowaną do jego wzrostu odległością między siedzeniem a pedałami ruszył z piskiem opon. Daga tak mocno ściskała moją dłoń, że myślałam, że zaraz połamie mi wszystkie kości, jednak stale ją uspokajałam i mówiłam, że do szpitala już coraz bliżej.

Minęła już godzina odkąd Winiarscy zniknęli za drzwiami prowadzącymi na blok operacyjny. Siedziałam wtulona w Bartka na białym niewygodnym krześle. Byłam zupełnie pogrążona we własnych myślach, zresztą tak jak Kurek, który mechanicznie gładził moje włosy. Czułam, że myśli o tym samym, co ja. Jak będzie, kiedy wyjedzie. Co będzie z nami i z tym, co udało nam się stworzyć. Otworzyłam oczy, które do tej pory były zamknięte i spojrzałam na okno. Było już zupełnie ciemno. Nagle zza drzwi wyłonił się Michał. Wyglądał tak jakby właśnie zszedł z boiska po wygranym tie breaku.
-Córka!- krzyknął, a my zerwaliśmy się z krzeseł- Mam córkę!- złapał się za głowę jakby sam nie mógł w to uwierzyć.
-Gratuluję, stary!- Bartek poklepał go po plecach, gdy ja rzuciłam się na jego szyję.
-Świetnie!- pisnęłam- Jak Daga?
-Zmęczona jak nie wiem, ale ogromnie się cieszy- uśmiechnął się szeroko- Bardzo wam dziękuję za to, że ze mną przyjechaliście, ale już nie będę was zatrzymywać. Pewnie jesteście zmęczeni- położył dłoń na moim ramieniu. Lekko skinęłam głową. Rozumiałam, że to był ich rodzinny czas.

Następnego dnia po treningu udałam się do gabinetu ojca, by porozmawiać z nim o sprawie, która od wczoraj nie dawała mi spokoju. Bartek chciał, bym jechała z nim do Włoch. Z jednej strony czułam się cudownie, bo był to dowód na to, że zależy mu na mnie, a z drugiej byłam pełna obaw i niepewności co się stanie, jeśli jednak nie będę mogła z nim jechać. Czy to będzie równoznaczne z końcem naszej znajomości? Nawet nie chciałam o tym myśleć. Lekko zapukałam do drzwi, a słysząc pozwolenie na wejście, niepewnie je uchyliłam.
-O, Natalka! Dobrze cię w końcu widzieć- z rozłożonymi ramionami podszedł do mnie i zamknął w niedźwiedzim uścisku, do którego nie byłam przyzwyczajona. Nigdy nie okazywał mi uczuć. Być może dlatego, że tak naprawdę nigdy dobrze go nie znałam, a nasze relacje można było określić jako poprawne. Stosunki między nami były takie jakie być powinny między ojcem a córką, ale widać było, że są nienaturalne i nieco wymuszone.
-Można wiedzieć dlaczego tak długo unikałaś starego ojca?- zaśmiał się ze swoich słów i zajął miejsce w skórzanym fotelu, wskazując mi miejsce po przeciwnej stronie biurka.
-Miałam parę spraw, które musiałam rozwiązać...- mruknęłam po nosem i usiadłam.
-Ale już wszystko dobrze, tak?- lekko skinęłam głową- Wiesz, że jeśli miałabyś jakiś problem to zawsze możesz do mnie przyjść, prawda? Razem zawsze coś zaradzimy- uśmiechnął się.
-Wiem- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Słyszałem, że Michałowi urodziła się córka- zadowolony klasnął w dłonie- Mam jednak nadzieję, że jednak już niedługo wróci do gry- zamyślił się na chwilę, podczas której coś mi się przypomniało.
-Możesz mi powiedzieć w jaki sposób chłopaki dowiedzieli się, że jestem twoją córką?- zapytałam.
-To są okropnie ciekawskie stworzenia- pokręcił głową- Kiedy byłaś tu już około tygodnia, dorwali się do twoich dokumentów...- uśmiechnął się pod nosem jakby właśnie przypomniało mu się coś bardzo zabawnego- A tak poza tym to zginęło mi gdzieś twoje zdjęcie- gestem brody wskazał na pustą ramkę stojącą na białej szafce. Wzruszyłam ramionami i udałam zdziwienie, choć przecież doskonale widziałam, że owa fotografia spoczywała w portfelu Bartka- Ale chyba nie przyszłaś tu, by o to zapytać, prawda?- spojrzał na mnie wyczekująco.
-Nie- przyznałam i na chwilę zapadła martwa cisza.
Ojciec spojrzał na mnie z największą ciekawością.
-Słucham więc- łożył palce w piramidkę i patrzył na mnie badawczym wzrokiem.
-Zdaję sobie sprawę, że mam umowę na rok, ale zastanawiam się czy...- zawiesiłam głos.
-Czy co?- ponaglił mnie ojciec.
-Czy nie moglibyśmy jej wcześniej rozwiązać- szybko wypaliłam.
-Mhm...- ojciec powoli pokiwał głową- Na jakiej podstawie i w jakim celu?- lekko zmrużył oczy i palcem wskazującym potarł brodę.
-Sprawy osobiste- wyszeptałam nie patrząc na niego.
-Chcesz jechać z Bartkiem do Włoch, zgadza się?- zapytał. Niepewnie podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Wydawał się lekko zdenerwowany, choć próbował to ukryć. Pokiwałam głową- Obawiam się, że rozwiązanie kontraktu jest niemożliwe- oznajmił sucho.
-Ale jesteś prezesem, przecież możesz coś z tym zrobić, prawda?- zapytałam cichutko i pokornie.
-Przede wszystkim jestem twoim ojcem i właśnie dlatego tego nie zrobię- udał, że bardzo interesują go paskudne obrazy zawieszone na ścianach gabinetu- Musisz uczyć się odpowiedzialności i wypełniania do końca tego, czego się podjęłaś.
-Obawiam się, że na gadki umoralniające jest już za późno o co najmniej piętnaście lat- syknęłam, wstając z krzesła.
-Natalia, usiądź- powiedział surowo Piechocki i wskazał na fotel. Widząc jednak, że nie mam zamiaru tego uczynić również wstał- Bartek nie jest towarzystwem dla ciebie. Nie wiem ile o nim wiesz, ale chyba niedostatecznie dużo... Potrafi solidnie namieszać... Dziecko, ja się po prostu o ciebie martwię...
-Martwisz się o mnie?- zaśmiałam się rozpaczliwie- Nie. Ty po prostu chcesz by było tak, jak sobie życzysz. Chcesz mojego szczęścia? To pozwól mi z nim wyjechać- spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie, Natalia. Nie mogę.
Po krótkiej chwili już wychodziłam z gabinetu mocno trzaskając za sobą drzwiami.

Szczerze mówiąc Bartek nawet nie wydawał się szczególnie zdziwiony, gdy powiedziałam mu, że ojciec nie pozwolił mi zerwać kontraktu ze Skrą. Uśmiechnął się ironicznie i rzucił tylko: ''wiedziałem''.
 Czas, który nam pozostał postanowiliśmy wykorzystać w jak najlepszy sposób. Przez owe dwa tygodnie praktycznie zamieszkałam w mieszkaniu Bartka. Codziennie jeździł ze mną na treningi, popołudniami odwiedzaliśmy wszystkie miejsca w Bełchatowie i w Łodzi, gdzie można było zażyć nieco rozrywki, a późnymi wieczorami udawałam, że śpię, by ten mógł w spokoju dopakowywać swoje walizki. Kręciłam się po łóżku odwracając się tyłem, by ukryć łzy niekontrolowanie spływające po moich policzkach.
Dwa dni przed wyjazdem Kurka zorganizowaliśmy małą imprezę pożegnalną, na którą przyszedł nawet Karol. Nie słyszałam, by z ust któregokolwiek z nich padło słowo przepraszam, ale starali się normalnie rozmawiać, co bardzo mnie cieszyło. Stałam oparta o szafę z lampką wina w dłoni i po prostu się uśmiechałam. Wierzyłam, że jednak nie będzie tak źle.

W końcu nadszedł poniedziałek. Od tego momentu miałam jeszcze jeden powód, by nie cierpieć tego dnia. Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Powoli wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam za roznoszącym się po całym mieszkaniu zapachem. Na początku, jeszcze nie do końca rozbudzona, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to już dziś będę musiała rozstać się z Bartkiem. Przypomniały mi o tym dopiero czekające w przedpokoju walizki.
-Dzień dobry- powiedziałam zaspanym głosem, wchodząc do kuchni- Co ty tak hałasujesz od rana?- mimo wszystko starałam się brzmieć pozytywnie, by jak najlepiej wykorzystać te ostatnie chwile, które nam pozostały.
-Przepraszam, że cię obudziłem, skarbie- siatkarz ubrany jedynie w jeansy podszedł do mnie i delikatnie pocałował w czoło, jak miał w zwyczaju robić każdego poranka- Miałem zrobić ci śniadanie do łóżka, ale oczywiście musiałem cię z niego wygonić- wzniósł oczy do nieba.
-Nic się nie stało- uśmiechnęłam się lekko i przetarłam oczy. Wychyliłam się i zobaczyłam szczątki talerza porozrzucane po całej posadzce. Sięgnęłam po szufelkę i zaczęłam zbierać co większe kawałki.
-Natalka, proszę cię, zostaw to. Później posprzątam- Bartek chwycił nadgarstek ręki, w której trzymałam resztki talerza. Spojrzałam na niego i poczułam jak szkło wysuwa się z moich palców i boleśnie przesuwa wzdłuż dłoni.
-Ałć- syknęłam, puszczając je.
-Oj, prosiłem, tak?- westchnął Kurek i przysunął dłoń blisko swojej twarzy. Bez okularów czy soczewek był niemalże ślepy. Uśmiechnęłam się lekko widząc skupienie na jego twarzy, gdy sprawdzał, czy w ranie nie ma okruchów szkła- Chodź, opatrzymy to- pociągnął mnie za sobą uważając na to, bym bosą stopą nie nadepnęła na żaden odłamek. Założył okulary po czym wyciągnął z apteczki wodę utlenioną i sporą jej ilością polał ranę oraz nakleił duży plaster.
-Boli?- zapytał troskliwie. Lekko pokiwałam głową robiąc minę zbitego psa- Moja mała oferma- zaśmiał się pod nosem, po czym delikatnie pocałował mą dłoń. Czując Kurkowy zarost na ręce uśmiechnęłam się lekko.
-Mam coś dla ciebie- powiedział nagle, wstając. Uniosłam brwi w geście zdziwienia i patrzyłam jak z kieszeni jeansów wyciąga małe zielone pudełeczko. Wstrzymałam oddech zaniepokojona jego zawartością- Spokojnie, jeszcze nie chcę ci się oświadczyć- zaśmiał się i podał mi je. Otworzyłam pudełko i na znajdującej się w środku białej poduszeczce, ujrzałam złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie dwóch splecionych serc wysadzanych kryształkami.
-Jest przepiękny- powiedziałam, zakrywając usta dłonią.
-Chciałbym żeby przypominał ci o mnie, gdy nie będzie mnie przy tobie- mruknął wyciągając go i zapinając na mojej szyi.
-Będzie, na pewno będzie- zapewniłam go i zarzuciłam ręce na jego szyję, wtulając się w niego całym ciałem. Zamknął mnie w mocnym uścisku i delikatnie pocałował moją głowę- Też mam coś dla ciebie- wyszeptałam i wybiegłam do jego sypialni, skąd już po chwili wróciłam- Może nie jest wartościowe, ale będziesz mógł mieć to przy sobie aż będziesz miał mnie dosyć- uśmiechnęłam się szeroko i wyjęłam zza pleców ramkę. Ze zdjęcia śmiała się do mnie brunetka w biało czerwonej koszulce z numerem sześć i napisem Kurek. Stała tyłem, kciukami wskazując na napis na swoich plecach. Tylko jej roześmiana twarz była zwrócona w stronę fotografa. Wyszłam tak dobrze, że niemal nie byłam w stanie sama siebie rozpoznać. Ola była prawdziwą cudotwórczynią.
Spojrzałam na Bartka. Stał wpatrzony w zdjęcie jakby właśnie dostał prezent, o którym zawsze marzył.
-Dziękuję ci- wyszeptał i mocno mnie pocałował.
-A tutaj masz pomniejszone, żebyś mógł wsadzić je do portfela- podałam mu nieco mniejszą, lecz przedstawiającą dokładnie to samo, fotografię- Pe es, mój ojciec zorientował się, że zdjęcie uleciało z jego gabinetu.
Kurek uniósł ręce w obronnym geście.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz- uśmiechnął się szelmowsko.

Kilka godzin później siedziałam już za kierownicą swego auta, w lusterku wstecznym obserwując jak Bartek kończy pakować swoje rzeczy do bagażnika. Nie zaprzestając podglądania go rozpięłam płaszcz i drżącymi rękami delikatnie chwyciłam przywieszkę od łańcuszka wiszącego na mojej szyi. Było mi zimno i trzęsłam się, choć ogrzewanie w samochodzie było podkręcone na maksa. Oparłam głowę o kierownicę, a łzy niekontrolowanie zaczęły spływać po moich policzkach.
-Oesu, jak tu gorąco- usłyszałam głos Bartka i trzask drzwiczek. Szybko uniosłam głowę i obróciłam ją w drugą stronę, by nie zobaczył mych łez- Jedziemy?
Pokiwałam głową i nie patrząc na niego skierowałam drżące ręce ku stacyjce. Samochód nie odpalił. Spróbowałam jeszcze raz. Nic. I jeszcze raz. Znowu nic. Wiedziałam, że to nie wina samochodu, lecz moja.
-Kochanie, co się dzieje?- zapytał Kurek, kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Nic- wyszeptałam i wzięłam głęboki oddech- Już jedziemy, przepraszam- po raz wtóry przekręciłam kluczyk- tym razem samochód odpalił.
Dwie godziny później byliśmy już na lotnisku Reymonta w Łodzi. Bartek wysiadł, by wypakować walizki, a ja nadal tkwiłam na siedzeniu kierowcy. Byłam tak roztrzęsiona, że cudem było, że po drodze nie spowodowałam żadnego wypadku. Słysząc pukanie w szybę lekko podskoczyłam. Kurek uśmiechał się zachęcająco i otworzył mi drzwi.
-No chyba się ze mną pożegnasz, co?- położył dłoń na moim policzku. Za nim stał wózek pełen walizek.
-Nie chcę żebyś jechał- wyrzuciłam z siebie, nie patrząc na niego.
-Ja też wolałbym zostać tu z tobą. Naprawdę, Natalko...- siatkarz zamknął mnie w mocnym uścisku- Ale za dwa miesiące przyjadę tutaj, a jeśli ty będziesz chciała to wcześniej możesz mnie odwiedzić- odsunął mnie od siebie i oparł dłonie na moich ramionach- Włochy to nie jest koniec świata. Wsiadasz w samolot i po kilku godzinach już jesteś przy mnie- uśmiechnął się pocieszająco i mocno mnie pocałował. Uwielbiałam kiedy to robił, a przez te dwa tygodnie spędzaliśmy na tym godziny. Wtuliłam twarz w jego szyję po raz ostatni upajając się zapachem jego perfum. Łzy wielkie jak grochy płynęły po moich policzkach i nie mogłam ich powstrzymać. Bartek nawet nie próbował i zdawało mi się, że kilka razy również słyszałam, jak pociągał nosem. Nie wiem ile tak staliśmy. Kilkanaście sekund, a może minut.
-Muszę już iść- powiedział w końcu- Wywołują mój lot do odprawy.
Odsunęłam się od niego dynamicznie kiwając głową.
-Tutaj są klucze od mojego mieszkania- podał mi ciężkawy pęk- Gadałem z twoim tatą, na razie możesz w nim mieszkać- uśmiechnął się lekko.
-Dobrze- wsunęłam klucze do kieszeni płaszcza- Wziąłeś wszystko? Masz paszport?- spojrzałam na niego z troską.
-Mam, kochanie- spojrzał na swój plecak.
-Ładowarkę do telefonu?
-Też.
-Moje zdjęcie?
-Oczywiście.
-A szczoteczkę do zębów?
-Natka... Nie przedłużajmy tego w nieskończoność, bo będzie jeszcze ciężej...- pogładził moje włosy.
-Zadzwoń do mnie jak już dolecisz- poleciłam,zagryzając wargę- W ogóle dzwoń do mnie często i pisz.
-Obiecuję, że będę- pochylił się i po raz kolejny tego dnia ucałował moje czoło- Nie daj się zwariować, maleńka. Niedługo się widzimy- po raz ostatni mocno go przytuliłam i już po chwili patrzyłam przez szklane drzwi jak oddala się w stronę terminala.
Faktem było, że miał przyjechać już za dwa miesiące na chrzciny córki Winiarskich, ale w tamtej chwili było to dla mnie wiecznością.





No. W końcu jest. Miał być na tygodniu, ale jakoś nie mogłam się zmotywować do napisania go, poza tym chyba też nie miałam dostatecznie dużo czasu. Ale ważne, że w ogóle jest, prawda? :D

No zrobiło się troszkę smutno... :c
Aż nie wiem, co napisać. W zasadzie to często nie wiem, co tu napisać, bo najlepsze, co mogłam przelać z siebie jest powyżej.

Tak, wymyśliłam sobie inny czas trwania rozgrywek ligowych, wiem, wiem, ale who cares? :D 

Kochana Annie!
Wiem jak bardzo ostatnio zaniedbałam Twojego wspaniałego bloga i obiecuję jak najszybciej nadrobić zaległości, ale jak już wiesz mam tyle pracy, że nawet nie mogę w pełni skupić się na własnym :c Nie gniewaj się, poprawię się! :*