piątek, 30 października 2015

9

Cały czwartek spędziłam na hali. Najpierw chłopaki mieli trening, później pojechałam z Bartkiem na szybki lunch, wróciliśmy i przez dwie godziny graliśmy w siatkówkę. Okej, raczej odbijaliśmy piłkę przez siatkę lub ja z piskiem uciekałam przed ścinami Bartka.
-Znęcasz się nade mną!- krzyknęłam, gdy z głośnym hukiem przewróciłam się na parkiet, boleśnie obijając przy tym kość ogonową.
-Ty niezdaro- zaśmiał się Bartek przechodząc pod siatką i podając mi rękę- Mogę ci pomasować jeśli chcesz- uśmiechnął się szelmowsko.
-W takim razie wolę cierpieć- wstając pokazałam mu język.
Tego samego dnia wieczorem Kurek pojechał autobusem do Rzeszowa na wieczór kawalerski. Ja dołączyłam do niego w sobotę rano. Tak jak Bartek radził przyjechałam autobusem. Na dworcu przesiadłam się w komunikację miejską i około dziewiątej w końcu byłam na miejscu. Przed dużym beżowym domem stał zaparkowany srebrny elegancki samochód marki, której nie potrafiłam rozpoznać. Do maski przyczepiona była biała wstęga i stroik, a tylna tablica rejestracyjna informowała, że jedzie nim para młoda. Zapukałam do drzwi domu i odczekałam dłuższą chwilę, lecz nikt nie otworzył. Z wnętrza dobiegały podniesione głosy. Niepewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Dom był przestronny, a z miejsca, w którym stałam można było dostrzec niemal cały parter. Postawiłam torbę na ziemi i z ramionami skrzyżowanymi na piersiach oparłam się o ciągnący się do samego sufitu słupek.
Mężczyzna mający na sobie czarne skarpetki, bokserki tego samego koloru i białą koszulę rozchyloną niczym Rejtan, biegał po domu trzymając się za głowę i co chwila nerwowo coś wykrzykując.
-Możesz się uspokoić? Ślub masz dopiero za sześć godzin- mruknął rozłożony na dużej sofie Bartek. Wydawał się być zupełnie niezainteresowany tym, co dzieje się wokół i leniwie przesuwał palcem po wyświetlaczu telefonu.
-Rusz to wielkie dupsko i pomóż mi zawiązać tę cholerna muchę!- warknął, rzucając w Kurka poduszką.
-Przecież jeszcze zdążysz się ubrudzić przed tym ślubem- westchnął, leniwie wstając i podchodząc do kolegi- I wcale nie mam wielkiego dupska!- dodał z naburmuszoną miną, a ja nie mogąc się pohamować wybuchnęłam głośnym śmiechem na jej widok. Oboje podskoczyli wystraszeni i przenieśli na mnie spojrzenia.
-Oo, Natka!- zawołał Bartek rzucając muchą w Piotrka i podchodząc do mnie- Dobrze, że jesteś!- przytulił mnie lekko- Może ty przemówisz mu do rozsądku! Prawda, że jest za wcześnie żeby szykować się na ten cały ślub?- położył ręce na moich ramionach.
-Cóż, według mnie to jest już nawet trochę za późno- spojrzałam na niego z wyrzutem- Nigdy nie wiadomo czy coś nie wypadnie po drodze.
-O, mój człowiek!- powiedział Pit podchodząc do mnie- Tak w ogóle to Piotrek jestem- wyciągnął w moją stronę rękę, którą ujęłam.
-Natalia, miło mi- odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. Chłopak wyglądał na bardzo sympatycznego i również był wielkoludem.
-To może ty pomożesz mi z tą muchą? Bo tak trzęsą mi się ręce, że chyba nie dam rady- jęknął zrozpaczony.

Po dwunastej byliśmy już gotowi do wyjścia. Piotrek trząsł się tak, jakby było mu niesamowicie zimno, choć nadal byliśmy w domu. Nagle rozdzwonił się telefon i Pit wybiegł do kuchni, by go odebrać.
-Ślicznie wyglądasz, wiesz?- wymruczał Kurek tuż nad moim uchem.
-Cieszę się, że podoba ci się mój worek- posłałam mu wymuszony uśmiech i sięgnęłam po płaszcz. Nagle do przedpokoju wpadł  przyszły pan młody, który wyglądał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać.
-Co się stało?- zapytałam, patrząc na niego przestraszona.
-Dzwoniła Ola...- jęknął cicho i urwał.
-I co?- ponaglił go Bartek.
-Ania, jej świadkowa, dostała ospy wietrznej i nie przyjedzie...- dodał, uderzając się otwartą dłonią w czoło.
-To nie może poprosić jakiejś innej koleżanki?- zaproponowałam próbując trzeźwo myśleć.
-No właśnie prosiła, by zapytać czy ty nie zechciałabyś zostać jej świadkową...- powiedział nieśmiało.
-Ja?- zdziwiona położyłam dłoń na klatce piersiowej, a Pit nieśmiało pokiwał głową.
-No ja... Ja...- gdy spojrzałam na jego zmartwioną i zbolałą minę wiedziałam, że nie mogę mu odmówić- Byłoby mi bardzo miło...- uśmiechnęłam się szczerze. Piotrek podbiegł do mnie, chwycił mnie w ramiona i uniósł wysoko w powietrze.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- wykrzyczał całując mnie w policzek, po czym pobiegł zadzwonić do Oli.
-Dlaczego ja? Przecież nawet nigdy nie widziała mnie na oczy...- powiedziałam bardziej do siebie niż do siatkarza.
-Bo ja wiem...- Kurek wzruszył ramionami, a w przedpokoju pojawił się Piotrek.
-Już wszystko załatwione- powiedział dziarsko- Musimy już jechać. Ty jesteś jej świadkową, więc już dawno powinnaś u niej być- porwał czarny płaszcz i wybiegł z domu. Bartek westchnął głośno i wzniósł oczy do nieba. Wziął ode mnie mój płaszcz i pomógł go założyć, po czym chwycił swój i wyszliśmy z domu. Kurek zakluczył drzwi otworzył mi te samochodowe od strony pasażera w srebrnym aucie. W środku na tylnym siedzeniu czekał już Pit nerwowo wystukujący jakiś nieokreślony rytm o swoje kolana.
-Czym ty się tak denerwujesz?- zapytał Bartek pakując się do auta- Nie jesteś czegoś pewien?- na jego twarzy zobaczyłam cień uśmiechu.
-Zwariowałeś?!- niemal krzyknął- Jestem pewien na sto procent, Ola to anioł! Dlatego właśnie boję się, że coś pójdzie nie tak...
-Wszystko będzie tak- zapewniłam go obracając się przez lewe ramię. Puściłam mu oczko i uśmiechnęłam się szeroko.
Po dwudziestu minutach byliśmy pod domem Oli. Oczywiście czekała na nas brama.
-No panowie, mam nadzieję, że macie pełen bagażnik- poklepałam Bartka po ramieniu i wyskoczyłam z auta. Drzwi otworzyła mi- jak się później okazało- mama panny młodej i serdecznie zaprosiła mnie do środka. Ola stała pośrodku wielkiego salonu. Była naprawdę piękną dziewczyną.
-Hej- powiedziałam nieśmiało.
-O, hej Natalia!- krzyknęła Ola i podbiegła do mnie- Bardzo miło mi cię w końcu poznać! Bartek tyle dobrego o tobie opowiadał!- uśmiechnęła się szeroko- Pięknie ci dziękuję, że zgodziłaś się zostać moją świadkową tak na ostatnią chwilę- wzniosła oczy do nieba- Mam nadzieję, że nic niespodziewanego już dziś się nie wydarzy.
-Ja również mam taką nadzieję- odwzajemniłam jej uśmiech- Prześlicznie wyglądasz!- powiedziałam szczerze.
-Dziękuję bardzo- odpowiedziała, a na jej policzkach zarysował się lekki rumieniec- Gdzie chłopaki?
-Zaraz powinni być. Znaczy nie wiem ile zajmie im targowanie się o ciebie- zachichotałam, wskazując palcem na okno, przez które widać było bramę. Ola wzniosła oczy do nieba.
-Chciałabym już być w tym kościele- westchnęła z uśmiechem.
-Już niedługo- powiedziałam pokrzepiająco.

Po pół godziny siedzieliśmy już w srebrnym samochodzie i jechaliśmy w stronę kościoła. Oczywiście nie obyło się bez kolejnych bramek. Jedną z nich zorganizowali koledzy z drużyny Piotrka, którzy rozgrywali na drodze mecz siatkówki. Po kilku minutach popisów Igła udał, że został faulowany, a jako lekarstwo na rzekomy ból zażądał dwóch butelek wódki. Było bardzo zabawnie, ale gdy podjechaliśmy pod kościół ujrzałam ulgę na twarzach Oli i Piotrka. Co prawda do uroczystości zostało jeszcze pół godziny, ale musieliśmy załatwić z księdzem kwestię zmiany świadkowej.
-No to zróbmy to- powiedział z szerokim uśmiechem Pit, łapiąc za klamkę u drzwi.
-Ej, chwila- bąknął Bartek gorączkowo grzebiąc po kieszeniach.
-Tylko spróbuj to powiedzieć, a uduszę cię gołymi rękami...- wysyczałam.
-Kiedy ja naprawdę ich...- wyszeptał Kurek.
-Chyba żartujesz...- powiedział ostro Pit.
-Hehe, no żartuję- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i szybko wysiadł z auta widząc, jak zamachuję się na niego małym bukietem.
-Na pewno je masz?- zapytałam, gdy zdążaliśmy w stronę tylnego wejścia do kościoła..
-Mam, mam- wyciągnął z kieszeni zielone pudełeczko i pomachał mi nim przed nosem.
-Twoje parszywe szczęście- syknęłam.

Pięć godzin później wesele rozkręciło się na dobre. Siedziałam przy stole pomiędzy Olą i Bartkiem. Właściwie to dopiero usiedliśmy, bo oczywiście najpierw musieliśmy zatańczyć ze wszystkimi członkami rodziny państwa młodych. Ślub był naprawdę udany i oczywiście podczas przysięgi nie mogłam pohamować wzruszenia. Poznałam większość siatkarskich znajomych Bartka i musiałam przyznać, że naprawdę bardzo ich polubiłam.
Kurek polewał naszej czwórce kolejną kolejkę fałszując mi do ucha fragmenty granej właśnie piosenki, gdy poczułam, że zdecydowanie na razie mi wystarczy.
-Nie lej mi już- poprosiłam wstając od stołu.
-Gdzie idziesz?- zapytał.
-Zaraz wrócę- wymamrotałam i udałam się w stronę wyjścia na dziedziniec pałacyku, w którym odbywało się wesele. Jakiś mężczyzna zaproponował mi papierosa, a ja z chęcią przystałam na jego propozycję. Uśmiechnęłam się lekko, podziękowałam i ruszyłam się w stronę stojącej nieco na uboczu dużej huśtawki. Siadłam na niej czując jak na moich ramionach tworzy się gęsia skórka i natychmiast pożałowałam, że nie wzięłam płaszcza. Chłodny wiatr przyniósł mi ulgę; chyba za dużo wypiłam. Zawsze miałam słabą głowę. Z lubością przyłożyłam papierosa do ust czując jak ostry dym gryzie moje płuca.
-Tutaj jesteś!- usłyszałam za sobą głos Bartka- Wszystko w porządku?- zapytał okrążając huśtawkę.
-Trochę słabo mi się zrobiło- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Przeziębisz się, łosiu- westchnął, ściągając z siebie płaszcz i zarzucając go na moje ramiona.
-Dziękuję- mruknęłam. Siatkarz usiadł obok mnie, zabrał papierosa spomiędzy moich palców i przyjrzał mu się uważnie. Byłam pewna, że go wyrzuci, ale ten przyłożył go do ust i zaciągnął się nim głęboko.
-Można wam?- zapytałam zdziwiona.
-Nie. Ale kogo to obchodzi- wzruszył ramionami i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam gest i położyłam głowę na jego ramieniu- Lepiej ci już?- zapytał troskliwie, a ja lekko pokiwałam głową.
-Tak, ale chciałabym tu jeszcze chwilę zostać- wyszeptałam obserwując kłęby pary wydostające się z moich ust- Tobie pewnie jest zimno, więc może wróć do środka żebyś się nie przeziębił...
-Spokojnie- odrzucił końcówkę papierosa do kosza i objął mnie ramieniem. Położyłam głowę na jego piersi, a dłoń na mostku słuchając, jak miarowo oddycha.
-Masz ładne perfumy- wymruczałam zamykając oczy.
-Chyba się spiłaś...- zachichotał.
-Myślisz, że tylko po pijaku mówię miłe rzeczy?- zapytałam unosząc głowę, by na niego spojrzeć.
-Nie o to mi chodziło. Po prostu jeszcze nie doczekałem się żadnego miłego słowa z twojej strony...
-Dla mnie gesty świadczą lepiej niż słowa...
-Wiem, doświadczyłem tego- uśmiechnął się lekko- A o czym miał świadczyć tamten gest?- wiedziałam, że miał na myśli to, co wydarzyło się przed domem Karola.
Strzepnęłam niewidzialny pyłek z jego koszuli i ponownie spojrzałam w jego oczy.
-O tym, że bardzo cię lubię...- powiedziałam cichutko, uważnie lustrując jego twarz.
 Kilkudniowy zarost dodawał mu co niemiara uroku i musiałam przyznać, że w garniturze wyglądał co najmniej zabójczo. Delikatnie położył swą ogromną dłoń na moim policzku i lekko go pogładził. Uśmiechnęłam się speszona i spuściłam wzrok na guziki jego koszuli, gdy nagle poczułam jego miękkie usta na swoich.
-To fajnie, bo ja też cię lubię- wyszeptał po chwili, a ja poczułam, jak oblewam się rumieńcem.
Nagle dobiegł nas głośny dziecięcy śmiech, a już po chwili ujrzeliśmy Oliwiera uciekającego przed ciężarną żoną Michała. Ta dorwała go dopiero wtedy, gdy dobiegł do nas i rzucił się na kolana Bartka.
-Koniec tego cyrku, mój drogi. Najwyższa pora żebyś poszedł spać- powiedziała stanowczo, chwytając go za ramię.
-Nieee, mamo, proszę- zrobił smutną minkę- Bardzo chciałbym zostać do północy.
-Oli, jest już bardzo późno- westchnęła Dagmara. Obróciła głowę w naszą stronę i spojrzała na nas przepraszająco- Wybaczcie. To chyba taki wiek, nie mogę sobie z nim poradzić...
-Nic się nie stało- odpowiedział szybko Bartek, a następnie zwrócił się do chłopczyka- Nie wolno uciekać mamie. Dobrze wiesz, że nie powinna biegać- spojrzał na niego surowo.
-Wiem...- Oli na chwilę spuścił główkę- Bo ja jeszcze nie tańczyłem z Natalią, mamo, proszę!- pisnął obejmując jej udo. Uśmiechnęłam się szeroko, a Daga uniosła ręce w geście poddania.
-Do środka, bo się przeziębisz- powiedziała stanowczo.
Czas pozostały do północy spędziłam tańcząc na przemian z młodym Winiarskim i Bartkiem.
Kilkanaście minut przed północą Kurek gdzieś zniknął, a przede mną wykwitł Kłos. Karol Kłos dla jasności.
-Zatańczysz?- zapytał puszczając mi oczko. Widać było, że jest lekko podpity.
-Chętnie- uśmiechnęłam się szeroko podając mu dłoń. Sama przecież ni byłam w lepszym stanie. Gdy tylko zaschło mi w gardle przepłukiwałam je kieliszkiem wina. Musiałam przyznać, że tańczył bardzo dobrze, a przy tym ciągle opowiadał mi jakieś anegdoty, z których śmiałam się jak głupia.
-A gdzie masz Bartka?- zapytał, gdy zaczęliśmy poruszać się wolniej, ponieważ z głośników popłynęły pierwsze takty ballady.
-A nie wiem w sumie, gdzieś się ulotnił...- przyznałam szczerze-A ty gdzie masz swoją towarzyszkę?- Karol zaprosił bowiem jakąś koleżankę.
-Pewnie tańczy gdzieś czy coś...- odpowiedział, wzruszając ramionami- Natka, słuchaj, ja wiem jak to wszystko wygląda...- westchnął- Wiem, że coś się dzieje między tobą a Kurkiem i po prostu chcę cię chronić...
-Oj, proszę...- jęknęłam- Nie dziś...
-Ale...
-Przed czym chcesz mnie chronić?- zapytałam nieco za ostro- Możesz mi w końcu powiedzieć co się między wami wydarzyło?
Karol tylko pokręcił głową.
-Nie mogę. Przykro mi. Chciałbym tylko żebyś zachowała dystans w stosunku do niego- wbił stanowcze spojrzenie prosto w moje oczy.
-Dlaczego?- zapytałam bezgłośnie.
-Bo boję się, że może cię skrzywdzić...
-Jestem dużą dziewczynką- powiedziałam stanowczo i odsunęłam się od niego- Poradzę sobie- odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę pustego stolika. Usiadłam na białym krześle i sięgnęłam po kolejny kieliszek czerwonego wina, który dość szybko opróżniłam.
-Drodzy państwo, właśnie wybiła północ, tak więc czas na życzenia dla państwa Nowakowskich i tort, a następnie oczepiny!- usłyszałam głos prowadzącego i przeklęłam pod nosem, leniwie podnosząc się z krzesła. Nogi bolały mnie tak jakbym właśnie przebiegła maraton i szczerze mówiąc- byłam wykończona.
Po nieco bardziej oficjalnej części nadeszła pora na ciąg dalszy zabaw. Udałam się w stronę Oli stojącej pośrodku kółka utworzonego przez panny. Pomogłam jej odpiąć welon i sama (zmuszona stanowczym spojrzeniem młodej pani Nowakowskiej) dołączyłam do tejże wesołej gromadki. Rozejrzałam się po otaczających nas ludziach. Wśród nich stał Bartek, który uśmiechał się do mnie. Odwzajemniłam gest, nieco za długo się w niego wpatrując.
Welon złapała ładna niewysoka blondynka, a ja odetchnęłam z ulgą. Pomogłam jej przypiąć welon Oli i odsunęłam się robiąc miejsce panom, którzy czyhali na muszkę Pita. Złapał ją Bartek, a moje serce zabiło złowrogo.
-O nie...- wyrwało się z moich ust, gdy patrzyłam jak blondynka z szerokim uśmiechem zbliża się do Kurka i zaczyna z nim tańczyć. Ktoś obiektywnie patrzący na tę sytuację pewnie powiedziałby, że ślicznie ze sobą wyglądają, ale ja miałam ochotę wydrapać tej dziewczynie oczy. Uczucie nasiliło się, gdy wszyscy zgromadzeni zaczęli krzyczeć: gorzko! gorzko! Kątem oka zauważyłam, że Piotrek patrzy na mnie z uwagą, jakby próbował odczytać to, co dzieje się w mojej głowie. Ja natomiast wbijałam spojrzenie w Bartka, który wyszeptał coś do blondynki i lekko musnął jej policzek.
-Nie pijemy wódki, nie pijemy wódki, pocałunek był za krótki!- po sali rozległa się przygrywka. Bartek wzruszył ramionami pokazując, że w ogóle go to nie rusza i chwycił dziewczynę w ramiona kontynuując taniec.
Zrobiło mi się niedobrze. Chyba ze strachu, sama nie wiem. Chyba bałam się tego, że Bartek nie był mi już obojętny. Spędzałam z nim bardzo dużo czasu i uwielbiałam to, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że dla niego pewni nic to nie znaczy. Przecież kochał Aśkę. Trudno się dziwić. Ja nie dorastałam jej do pięt.
Dziwna relacja między nami się wytworzyła. Niby coś, a jednak nic.
Ale ten dzisiejszy pocałunek. On coś znaczył. Jestem pewna, że Bartek nie rzuca słów na wiatr.
-Zatańczysz?- podskoczyłam lekko, słysząc głos tuż nad uchem. Uniosłam głowę i ujrzałam Piotrka. Uśmiechnęłam się wymuszenie i pokiwałam głową. Wirowałam na parkiecie czując jego uważne spojrzenie, dlatego też starałam się nie zerkać zbyt często w stronę Bartka, choć bardzo mnie to korciło.
-Nat, nie bądź taka zazdrosna- mruknął siatkarz wyrywając mnie z rozmyślań.
-Słucham? Ja?- udałam zdziwienie.
-Nie, moja babcia- prychnął.
-Nie wiem o czym mówisz...- odpowiedziałam, wbijając wzrok w jego klatkę piersiową.
-On patrzy na ciebie jak na największy skarb- wyszeptał patrząc w moje oczy- Uwierz mi... Dawno go nie widziałem w takim stanie. Takim... dobrym stanie.
Wzruszyłam ramionami demonstrując brak zainteresowania, a Piotrek pokręcił głową i uśmiechnął się pod nosem.
-Słabo udajesz, księżniczko- wyszeptał mi do ucha przesuwając się po parkiecie- Odbijany!- zawołał nagle do jakiejś pary wirującej obok nas i już po chwili znalazłam się w ramionach Bartka. Wbiłam wzrok w guziki jego koszuli i dziękowałam Bogu, że Kurek był tak wysoki, że nie musiałam przymusowo patrzeć mu w oczy.
Usłyszałam jak melodia po raz kolejny tego wieczoru zmienia się w balladę. Bartek przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie i schylił się opierając swoje czoło o moje.
-Jak się bawisz?- zapytał cicho.
-A ty?- odpowiedziałam pytaniem, przesuwając dłonie na jego szyję i poprawiając mu muchę Piotrka.
-Szczerze?- spojrzał na mnie robiąc dzióbek- Wolałbym żebyś to ty była nową panną młodą- mruknął, składając buziaka na moich ustach. Uśmiechnęłam się nieśmiało wtulając głowę w jego klatkę piersiową. Teraz już zupełnie nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, ale najzwyczajniej w świecie po prostu byłam szczęśliwa.
Po kolejnych zabawach razem z Bartkiem udaliśmy się do stolika Dagmary i Michała. Wypiliśmy kolejną butelkę wina bardzo dobrze się przy tym bawiąc. Okazało się, że Daga to naprawdę sympatyczna kobieta i złapałam z nią świetny kontakt.Ona oczywiście nie piła- była w dziewiątym miesiącu ciąży.
Gdy wybiła druga nie wiadomo skąd pojawił się Oli pokładając się na kolanach Winiara.
-Dobra, szkrab, lecimy do łóżka- rzekł stanowczo siatkarz, klepiąc synka po plecach.
-Ty jeszcze tutaj?- syknęła Dagmara- Michał, miałeś go położyć już ponad godzinę temu- spojrzała groźnie na męża, a ten tylko niewinnie wzruszył ramionami i skulił się tak, jakby zaraz miał wpaść pod stół. Kto by pomyślał, że taki potężny mężczyzna może bać się niskiej i drobnej kobiety? Jednak żona to żona. Uśmiechnęłam się pod nosem i powoli wstałam od stołu.
-Chodź, Oli, ja cię położę, okej?- zapytałam bardziej Winiarskich niż jego samego. Chłopczyk lekko pokiwał główką i przetarł oczy małą piąstką. Dagmara spojrzała na mnie z wdzięcznością i podała mi kluczyk do ich pokoju.
-Pomogę ci- zaoferował się Bartek, wstając tuż za mną. Wziął małego na ręce i ruszyliśmy w stronę szerokich krętych schodów, po drodze informując Pita, że na chwilę znikamy.
Wsunęłam klucz w zamek drzwi pokoju z numerem dwieście osiem znajdującego się na trzecim piętrze i powoli weszłam do środka zapalając tylko małą lampkę. Odchyliłam kołdrę i zrobiłam miejsce Bartkowi, który położył na łóżku śpiącego już Oliwiera. Delikatnie zdjęłam mu butki oraz spodenki i okryłam, by nie zmarzł.
-Sama już padam- jęknęłam- A na dodatek jestem pijana jak bela...
-Chcesz iść spać?- zapytał, wyjmując z kieszeni dokładnie taki sam kluczyk jak ten do pokoju numer dwieście osiem.
-Przecież nie możemy zostawić Oli i Piotrka samych- mruknęłam, lekko przecierając oczy.
-Chodź, na pół godzinki- objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę wyjścia.
Gdy tylko weszliśmy do pokoju dwieście siedemnaście rzuciłam się na łóżko, zupełnie nie zwracając uwagi na makijaż czy sukienkę. Po chwili poczułam jak łóżko ugina się jeszcze bardziej pod ciężarem Bartka. Delikatnie zsunął buty z moich stóp i położył się obok.
-Już pewnie nie wstaniemy- jęknęłam- Świadkowie nie powinni się spijać- burknęłam w poduszkę.
-Mhmm- mruknął Kurek, obejmując mnie w pasie i składając na moim karku delikatny pocałunek.
-Jesteśmy nieodpowiedzialni...- dodałam.
-Mhmmmm- powtórzył siatkarz kontynuując obsypywanie pocałunkami mojego karku. Czułam jak jego dłoń sunie w górę moich pleców i zatrzymuje się na suwaku sukienki. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Jego oczy błyszczały. Usta miał zaczerwienione i lekko rozchylone. Zadawały nieme pytanie.




 Jest i dziewiątka. Trochę gruba wyszła.
Nie odpowiada mi coś w tym rozdziale. W sumie to taka papka, zapchajdziura, ale i takowe czasem są potrzebne, choć nudzą.
Dziękuję za wszystkie komentarze, a szczególnie za te, które zawierały krytykę.


Zapraszam do komentowania! :)



wtorek, 20 października 2015

8

-To ma być ta cena, jaką zapłacę za twoje milczenie?- prychnęłam- Dobra, gdzie jest drugie dno,  hmm?
-Nie ma. Po prostu nie chcę iść sam, bo nie wypada i pomyślałem, że mogę cię wykorzystać- zaśmiał się- w jego mniemaniu- złowieszczo.
-Okej, chętnie pójdę. Lubię tańczyć- zgodziłam się wzruszając ramionami.
-To super. Ja też uwielbiam i podobno wychodzi mi to całkiem nieźle- mruknął, luzując uścisk- Już się nie mogę doczekać.
-Powiedziałam, że lubię tańczyć, a nie, że potrafię- tym razem to ja zaśmiałam się złowieszczo.
Szczerze mówiąc- nawet gdyby mnie nie zaszantażował to i tak chętnie wybrałabym się z nim na to wesele. Kurek zaprosił mnie na wesele swojego przyjaciela, na którym będzie świadkiem... Gdzie to napisać?- prychnęłam pod nosem wychodząc z hali. Dzisiejszy trening był wyjątkowo przyjemny, aczkolwiek irytował mnie Bartek, który stale pojawiał się nie wiadomo skąd i szeptał do ucha różne dziwne rzeczy, przez które myliłam się w tłumaczeniu niektórych zwrotów, a prawdziwą salwę śmiechu wywołał frazes ''rozciągamy mięsień piwny''.

            Przed dwunastą zaparkowałam pod domem Karola i zaczęłam zastanawiać się dlaczego właściwie nie jeździmy na trening jednym autem, co byłoby bardziej ekonomiczne i mniej szkodliwe dla środowiska. Uśmiechnęłam się pod nosem zastanawiając się, co nagle wzięło mnie na bycie ekolożką. Zatrzasnęłam drzwi samochodu i zajęłam się poszukiwaniem kluczy w przepastnej torbie, gdy przed bramą pojawiła się taksówka. Zdziwiona zaprzestałam czynności i czekałam na rozwój sytuacji. Po chwili z auta wysiadł nie kto inny jak Kurek i z szerokim uśmiechem na twarzy zmierzał w moim kierunku.
-Już się stęskniłeś?- syknęłam.
-Pomyślałem sobie, że pewnie od razu zajmiesz się wyborem sukienki na wesele Pita i chciałem ci pomóc żebyś nie przyniosła mi wstydu- powiedział, otwierając furtkę i patrząc na mnie zmrużonymi oczami.
-To prawda, miałam chwilę zawahania odnośnie tego jak się ubrać, ale w końcu postawiłam na worek na ziemniaki, bo będzie podkreślał moją karnację- uśmiechnęłam się złośliwie. Bartek wybuchnął głośnym śmiechem, a ja zmierzyłam go sceptycznym spojrzeniem i powróciłam do poszukiwania kluczy.
-A tak poważnie to przyjechałem po moje rękawiczki- powiedział, gdy już się uspokoił.
-Co?- w pierwszej chwili nie zrozumiałam- Musisz dbać o swoje paluszki, tak? Co to by było gdyby odmarzły ci wraz z tym co rzekomo masz na dole- warknęłam.
Sama nie wiedziałam dlaczego byłam tak kąśliwa w stosunku do niego, bo przecież bardzo go lubiłam. Pocieszało mnie jednak to, że on nie był w stosunku do mnie dłuższy i odwdzięczał się pięknym za nadobne.
-Oj, rzekomo mam sporo tam- mruknął puszczając mi oczko i zbliżając się do mnie na niebezpieczną odległość.
-Jesteś pojebany, Kurek- wydusiłam dławiąc się śmiechem i ruszając w stronę schodów- Powinny być gdzieś tu...- powiedziałam po kilku chwilach, stojąc na czubkach butów w korytarzu i z trudem grzebiąc w wysoko zamontowanej półce. Siatkarz stał oparty o drzwi i zdaje się- ani myślał mi pomóc.
-Może łaskawie przestałbyś gapić się na mój tyłek i pomógł mi skoro masz już te parszywe dwa metry?- syknęłam.
-Dlaczego niby miałbym ci pomóc? A tak poza tym to masz całkiem zgrabną pupcię- wymruczał. W końcu wymacałam rękawiczki i rzuciłam je w twarz siatkarza.
-Wynocha- warknęłam- Tylko psujesz mi nerwy ty wypierdku mamuta!
Bartek dostał takiego ataku śmiechu, że osunął się po ścianie kryjąc twarz w dłoniach, a gdy po kilku minutach był łaskaw się podnieść, był cały czerwony, a łzy ściekały ciurkiem po jego policzkach.
-Skąd ty bierzesz te teksty?- wydusił ocierając je wierzchem dłoni
-Chciałeś coś jeszcze?- zapytałam sceptycznie- Jeśli nie, to przepraszam, ale mam sporo pracy...
-Kocham, kiedy jesteś taka ostra- mruknął, zagryzając dolną wargę.
-Próbujesz być seksowny, czy jak?- zachichotałam.
-No, próbuję- wzruszył ramionami również chichocząc.  W tej samej chwili otworzyły się drzwi do domu i stanął w nich Karol.
-O, w końcu jesteś- westchnęłam.
-Co ty tu robisz?- zapytał dość ostro Kłos zwracając się w stronę siatkarza, którego dopiero co zauważył i zupełnie ignorując moje słowa.
-Już wychodzi- wtrąciłam i przecisnęłam się między nimi, chwytając Kurka pod ramię i ciągnąc go ku wyjściu.
-Hmm, Karol, jak ładnie pachniesz...- prychnął Bartek- Czyżbyś był już czysty?- zarechotał podkreślając ostatnie słowo. Nie wiedziałam o co chodzi, ale zdaje się, że Karol doskonale wiedział, bo w jego oczach pojawiła się wściekłość i nienawiść.
-Wynoś się w tej chwili! I zostaw Natalię w spokoju!- ryknął.
-O ile wiem to młoda Piechocka ma swój rozum- mruknął, z lubością obserwując zdziwienie malujące się na twarzy Kłosa, z którego ust wyrwało się nieme "skąd on wie"- I korzystając z niego zgodziła się pójść ze mną na wesele Pita- uśmiechnął się lekko, po czym (czyniąc bardzo rozsądnie i zapewne unikając bójki) wyszedł z domu, ciągnąc mnie za sobą.
-Możesz mi powiedzieć o co chodziło?- krzyknęłam tak głośno, że mężczyzna wychodzący z sąsiedniego budynku spojrzał z niepokojem w naszą stronę.
-Może kiedyś... Teraz lecę, mała- rzucił, zbiegając po schodach.
-Małego masz ty, ja jestem niska- warknęłam za nim i odwróciłam się, by schować się w środku domu, lecz ten był szybszy. Przygwoździł mnie do ściany i z rozbawieniem malującym się na twarzy wyszeptał:
-Kocham ten twój cięty języczek- położył swoje dłonie na moich biodrach okrytych jedynie swetrem w kolorze khaki i oparł swoje czoło o moje. Z uwagą obserwowałam kłęby pary wylatujące z jego ust. Zanotowałam, że złość, którą jeszcze przed chwilą kipiałam zostaje zastąpiona podnieceniem, a moje serce bardzo pragnie wyskoczyć z piersi siąść ma ramieniu Kurka. Bartek delikatnie potarł swoim nosem mój i zaczął zbliżać swoje wargi do mych. Już delikatnie je muskał, a ja czułam się niczym tykająca bomba zegarowa, gdy nagle się odsunął.
-Aha, czyli jestem wredny, okropny i mam małego, ale dasz mi się pocałować, tak?- zaśmiał się krótko.
-Jednak dupek z ciebie, Kurek- syknęłam, mocno uderzając go w klatkę piersiową. Nie zdążyłam nawet odsunąć pięści, gdy siatkarz pewnie, aczkolwiek delikatnie chwycił mój nadgarstek i zbliżając się do mnie przesunął swoją dłoń tak, że była spleciona z moją, a drugą oparł o murek nad moją głową.
-Wcale tak nie uważasz...- wyszeptał, składając na moich ustach delikatny i krótki pocałunek- Ja też nie sądzę, że jesteś jędzą- uśmiechnął się lekko- Do zobaczenia- dodał z uśmiechem i ponownie zbiegł po schodach zostawiając mnie z głową pełną najróżniejszych myśli.
Zamknęłam za sobą drzwi do domu. Oparłam się plecami o ścianę i przymykając powieki uśmiechnęłam się lekko, niemal nieświadomie dotykając swoich ust. Co to miało znaczyć i dlaczego tak bardzo mi się podobało?
Miał rację, wcale nie uważałam go za dupka. Był irytujący, ale przy tym bardzo kochany i na swój sposób bardzo go lubiłam. Tyle, że nie wiedzieć czemu bałam się tego, co powiedział Karol. Tego, że najzwyczajniej w świecie mnie wykorzysta. Przecież byłam naocznym świadkiem tej dziwnej sytuacji z Aśką w roli głównej. On ją nadal kochał, a mimo to pocałował mnie. Kłos miał rację, kim innym byłam dla niego jak nie zabawką?
-Naprawdę idziesz z nim na wesele?- usłyszałam głos siatkarza, który wyrwał mnie z rozmyślań.
-Jeszcze nie wiem, przepraszam- mruknęłam wymijając go i zamykając się w swoim pokoju. Nawet nie miałam siły pytać go o słowa Kurka, ale paradoksalnie chciałam myśleć tylko o nim i nawet o tych jego brzydkich odstających uszach. Szybko zganiłam się za to. Musiałam poważnie przemyśleć sprawę tego wesela. Chyba wolałam, żeby wszyscy dowiedzieli się kto jest moim ojcem niż żebym miała stać się największym pośmiewiskiem siatkarskiego światka.

              O 18 zapukałam do drzwi domu mojego ojca.
Kolacja była nawet miła, gdyby nie Kaśka stale podchlebiająca mojemu ojcu i śliniąca się do niego. Kacper okazał się być naprawdę fajnym chłopakiem, z którym szybko złapałam kontakt i nawet żałowałam, że nie poznałam go wcześniej. Szczerze mówiąc to chyba najbardziej zbliżył nas fakt, że oboje nas bardzo bawiła nowa dziewczyna pana prezesa.
Do domu wróciłam koło północy, gdy Karol już spał. Powiedziałam mu, że jadę do taty, ale stwierdził, że za bardzo się wystroiłam i na pewno jadę na kolację z Bartkiem. Nawet nie miałam siły tego komentować.

                Dnia następnego Bartka nie było na hali. Zdziwiło mnie to, a nawet rozczarowało. Jedynym plusem było, że w stu procentach mogłam skupić się na wykonywaniu swoich obowiązków. Wyszłam z hali z Winiarem. Zginając się wpół zaśmiewałam się z jego żartów ujrzałam Bartka, z założonymi rękami opierającego się o maskę mojego auta. Razem z Michałem podeszliśmy do niego.
-Jak przytrzesz to lecisz do lakiernika- warknęłam na powitanie i wrzuciłam torbę na przednie siedzenie.
-Co za miłe powitanie- zaśmiał się Winiar.
-I tak jest kochana- wysłał mi buziaka w powietrzu, a ja udałam, że odganiam go jak ogromną pszczołę, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
-Dobra, gołąbeczki, ja spadam, żona na mnie czeka- rzucił Michał udając się w stronę auta, w którym siedziała brunetka w średnim wieku. Bartek pomachał jej z uśmiechem i ponownie odwrócił się w moją stronę.
-Co tu robisz?- zapytałam skupiając całą uwagę na swoich paznokciach.
-Jedziemy wybrać ci worek na wesele- odpowiedział, pakując się na siedzenie kierowcy i znacząco odsuwając fotel, by zmieścić nogi.
-Chyba kpisz- syknęłam, nachylając się nad otwartym oknem- Ja mam inne plany, spadaj stąd- zablefowałam.
-Nie ma nic lepszego od zakupów ze mną, wsiadaj mała- mruknął układając dłonie na kierownicy i niczym Don Juan puszczając mi oczko.
-Porąbaniec- mruknęłam okrążając auto. Wiedziałam, że i tak z nim nie wygram.
Nie odezwałam się słowem na temat, że nie jestem przekonana co do tego wesela. Bartek był taki wesoły i mówił o nim z taką ekscytacją, że miałam wrażenie, iż zupełnie zapomniał o owym szantażu, którym nakłonił mnie do towarzyszenia mu.
             Szczerze mówiąc- myślałam, że Bartek będzie umierał z nudów i błagał mnie, byśmy jak najszybciej opuścili ten przybytek szatana, ale on z największą radością wkraczał ze mną do każdego kolejnego sklepu i wskazywał sukienki, które mu się podobały i jednocześnie pasowałyby do jego krawata. Znudzeni mężczyźni stojący przed sklepami patrzyli na niego z podziwem i zdziwieniem, ale ten zdawał się zupełnie nie zwracać na to uwagi i co chwila mówił jak bardzo podobają mu się moje czarne zamszowe buty z odkrytymi palcami na dziesięciocentymetrowym koturnie i mała czarna torebka. Gdy w końcu wybraliśmy krwistoczerwoną sukienkę, za którą uparł się, by zapłacić, udaliśmy się na obiad i parę minut po piętnastej opuściliśmy Olimpię.
Powolnym krokiem szliśmy w stronę samochodu. Bartek posłużył mi swoim ramieniem, gdy o mało co nie wywinęłam orła na oblodzonym chodniku i pospiesznie zabrał ode mnie torbę z sukienką w obawie, że mogłabym ją zniszczyć. Zrobiłam naburmuszoną minę, ale nie odezwałam się ani słowem.
-Bo ci tak zostanie- mruknął siatkarz, a ja zmarszczyłam nos i poprawiłam rękę, która oplatała przedramię Kurka i tym samym była niemal całkowicie podniesiona do góry.
-To może w końcu się odczepisz- wytknęłam mu język.
-Nigdy w życiu- wysłał mi buziaka w powietrzu, a ja jeszcze bardziej się skrzywiłam. Nagle podbiegła do nas mniej więcej piętnastoletnia dziewczyna; stanęła przed Bartkiem i z otwartymi ustami pomachała telefonem.
-Eeee- wyrwało mi się. Puściłam przedramię siatkarza, który był bardzo rozbawiony całą sytuacją.
-Zdjęcie?- zapytał.
-T... tak- odpowiedziała nastolatka. Kurek chwycił jej telefon i wykonał z nią kilka selfie.
-Dzięki- wymamrotała, gdy oddał jej telefon- Koleżanki mi nie uwierzą, gdy im opowiem... Tak się cieszę, że cię spotkałam, naprawdę! Jesteś moim idolem! Oglądałam każdy mecz, w którym grałeś nawet w tym ruskim klubie, ale chodzi pogłoska, że masz przenieść się do Skry! To prawda? Ojeju, byłoby tak świetnie! Mogłabym być na każdym meczu tutaj i kibicować wam i zaw...- nawijała jak potłuczona, gdy nagle przeniosła wzrok na mnie i urwała w pół słowa- To twoja... dziewczyna?- zapytała niepewnie.
Bartek spojrzał na mnie próbując odgadnąć, co powinien powiedzieć, ale ja odwróciłam twarz w drugą stronę.
-Nie- odpowiedział, a ja poczułam przeszywające mnie uczucie zawodu- Przepraszam, ale musimy już lecieć, do zobaczenia- objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę auta- Co za marzycielska gaduła- zachichotał.
Wsiedliśmy do samochodu. Bartek oczywiście uparł się, by prowadzić, a ja byłam tak wykończona zakupami, że nawet nie miałam siły, by się z nim wykłócać.
-A jak tam twoje przejście do Skry? Coś już wiadomo?- powtórzyłam pytanie po gadule, przełączając stacje w poszukiwaniu jakiejś porządnej muzyki, gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu.
-Wiadomo...- mruknął, nawet nie przenosząc na mnie wzroku. Zauważyłam, że zmarszczył brwi, co raczej nie wróżyło nic dobrego.
-No i?- gorliwie wbijałam w niego spojrzenie.
-No i zarząd nie jest zbyt chętny, by mnie przyjąć...- westchnął.
-Co?! Jak to?- niemal krzyknęłam. Kurek tylko wzruszył ramionami.
-Nie dostałem powołania do kadry narodowej na ten sezon, więc... Zresztą, sam nie wiem- burknął. Widziałam, że nie chciał o tym mówić, ale miałam tyle pytań. Co teraz? Przyjmie go jakiś inny polski klub, zostanie w Moskwie czy będzie musiał na rok zawiesić karierę?
Pod dom Karola zajechaliśmy w zupełnej ciszy. Bartek zaparkował, wyłączył silnik, odpiął pas i obrócił się w moją stronę. Próbował się uśmiechnąć, ale nieszczególnie mu to wyszło. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie i naprawdę zrobiło mi się go żal.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze- powiedziałam cicho, uśmiechając się pokrzepiająco. Bartek lekko pokiwał głową i wysiadł z samochodu okrążając go, by otworzyć mi drzwi.
-O, dziękuję- powiedziałam lekko zdziwiona. Siatkarz wyjął z bagażnika torby z zakupami i postawił je na pierwszym stopniu schodów prowadzących do domu.
-Będę już leciał- uśmiechnął się blado, uniósł rękę w pożegnalnym geście i ruszył w stronę furtki. Ta zaskrzypiała zamykając się za nim, a mnie drgnęło serce i poczułam, że jest coś, co natychmiast powinnam zrobić. Ruszyłam śladem siatkarza, którego dogoniłam kilkanaście metrów dalej. Szedł powoli, ewidentnie czekał na taksówkę, ale i tak musiałam truchtać, by zrównać się z nim krokiem.
-Bartek...- powiedziałam niepewnie, będąc dosłownie krok za nim. Ten szybko obrócił się, a na jego twarzy malowało się zaskoczenie pomieszane z zaciekawieniem.
-Co się stało?- zapytał, kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Zapomniałeś czegoś...- wydukałam.
-Co? Czego?- spojrzał na mnie zszokowany i odruchowo włożył dłonie do kieszeni płaszcza. Na chwilę obróciłam głowę w prawo i uśmiechnęłam się do chowającego się za chmurami słońca. Spojrzałam ponownie na Bartka czując, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Bez skrupułów stanęłam na czubkach jego butów, jednocześnie zarzucając ręce na jego szyję. Delikatnie musnęłam jego usta, niemal jednocześnie czując jego ręce na moich plecach. Odsunęłam nieznacznie twarz, ale Kurek nie pozwolił mi stworzyć między nami większego dystansu. Zdecydowanie przycisnął mnie do siebie i pochylił się nieco, by było mi wygodniej. Uśmiechnął się lekko i agresywnie wpił w moje usta, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Ten pocałunek zupełnie nie przypominał wczorajszego. Był namiętny, pełen pożądania i jakiegoś dziwnego wyczuwalnego między nami napięcia. Po dłuższej chwili niechętnie oderwałam się od siatkarza i wyszeptałam:
-Właśnie tego zapomniałeś- ten uśmiechnął się do mnie i lekko musnął ustami moje czoło.
Zeszłam z czubków jego butów, które teraz były całe ubłocone i obrzuciłam je szybkim spojrzeniem.
-Do jutra- dodałam.
-Do jutra- odpowiedział cicho, a ja odwróciłam się powoli ruszając ku domowi Karola wystawiając twarz ku słońcu.



 CZEŚĆ I CZOŁEM KLUSKI Z ROSOŁEM! ALBO BARSZCZ Z USZKAMI :D
Jest i ósemka. Szczerze mówiąc nie wiem, co o niej napisać, po prostu trzeba było ją przeczytać. Cieszę się, bo w końcu wybrnęłam z początku i teraz akcja pięknie będzie się rozkręcać.
Zapraszam do śledzenia kolejnych części i od razu zapowiadam, że DZIEWIĄTKA PRAWDOPODOBNIE POJAWI SIĘ W NIEDZIELĘ. Wszystko zależy od liczby wyświetleń i komentarzy do posta, bo zazwyczaj czekam aż co najmniej zrówna się z poprzednią.

MIŁEGO TYGODNIA!

środa, 14 października 2015

7

Nie wiedzieć czemu bałam się powiedzieć Karolowi gdzie jadę, więc rzuciłam tylko, że wychodzę. Dzięki mapie od ojca byłam na miejscu już po dwudziestu minutach. Wjechałam windą na piąte piętro i zapukałam do drzwi mieszkania Bartka, lecz nikt nie otwierał. Nacisnęłam klamkę, a drzwi bez problemu ustąpiły. Nawet nie zdążyłam przestąpić progu, gdy moich uszu dobiegł płacz dziecka pomieszany ze śmiechem przedszkolaka i krzykiem Bartka. Weszłam do domu zamykając za sobą drzwi na zamek. Szybko zdjęłam buty, powiesiłam kurtkę i udałam się w stronę pomieszczenia, z którego dobiegały głosy. To, co ujrzałam przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Bartek stał pośrodku pokoju z pieluszką przewieszoną przez ramię, dzieckiem na ręku i wymachiwał dłonią, w której trzymał butelkę z mlekiem.
-Oliwier, proszę cię, zostaw te płyty, bo one nie są moje!- mówił niemal błagalnym tonem.
-Taaak? A czyje?- zapytał mały, na oko siedmioletni blondynek.
-A moje- odezwałam się pewnym głosem- Co tu się dzieje?- zwróciłam się w stronę Bartka.
-Ja nie wiem, co dziś jest z nimi nie tak. Zawsze jak ze mną zostawali byli grzeczni jak aniołki, nie wiem co się dzieje- westchnął z miną, jakby miał się rozpłakać.
-Rozumiem, że to jest mały Winiarski, tak?- spojrzałam na blondynka, który pokiwał główką- Jestem Natalia- podeszłam do niego i podałam mu rękę.
-Mogę mówić Nati?- zapytał patrząc na mnie dokładnie takimi samymi oczami, jakie miał jego tata.
-Pewnie- uśmiechnęłam się szeroko- A to jest syn Mariusza?- wskazałam na bobasa trzymanego przez Kurka.
-Nie! To jest mój braciszek Antoś- powiedział Oliwier, a Antek jakby chcąc przytaknąć zaniósł się szlochem. Bartek bezskutecznie próbował go uspokoić.
-Och, daj go- westchnęłam i wzięłam dziecko z jego wielkich dłoni. Przytuliłam je delikatnie do piersi, a ono powoli zaczęło się uspokajać.
-Miód dla uszu- szepnął Bartek zamykając powieki.
-Świetnie, a gdzie w takim razie jest mały Wlazły?- zapytałam wpatrując się w Antosia. On też miał Michałowe oczy.
-Arek poszedł się myć- odpowiedział Oli, nim Bartek zdążył otworzyć usta.
-Okej, to ty idź zobacz co tam się dzieje- spojrzałam na siatkarza- Ja nakarmię Antosia, a Oli posprząta to, co nabałaganił- obrzuciłam dziecko nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniem, a ten tylko delikatnie pokiwał główką i klęknął, by pozbierać porozrzucane po podłodze przedmioty. Bartek spojrzał na mnie z uznaniem i wyszedł do łazienki.
Nakarmiłam Antosia i wsadziłam go do krzesełka stojącego w kuchni, a sama zajęłam się przygotowywaniem kolacji dla chłopaków. Rozstawiałam talerze, gdy przy stole usiadł chłopczyk mniej więcej w wieku Oliego.
-Hej, jestem Arek- powiedział.
-Cześć, Natalia- odpowiedziałam z  uśmiechem, opierając przedramiona o oparcie krzesła.
-Jesteś dziewczyną wujka Bartka?- zapytał bez ogródek.
-Nie- odpowiedziałam szybko, po czym wyprostowałam się i zajęłam się robieniem kanapek.
-Szkoda- westchnął  głęboko- Bo on fajny jest. I ty też wydajesz się być całkiem fajna.
-Chcesz herbatkę?- zapytałam z uśmiechem, a on pokiwał głową.
-A znasz Asię? Ona fajna była i miała brać ślub z wujkiem Bartkiem, tylko, że on wrócił do Polski, bo w Rosji zimno było, a ona tam została. Szkoda...- powiedział cichutko.
-Oh...- wyrwało mi się- Proszę- postawiłam przed nim herbatę i wielki talerz kanapek- Tylko uważaj z tą herbatą, bo jest gorąca.
Malec pokiwał głową i w tej samej chwili do kuchni wszedł Bartek z Oliwierem.
-Pójdę uśpić Antosia, bo on już przysypia w tym krzesełku- mruknęłam, biorąc bobasa na ręce.
-W sypialni jest jego wózek- powiedział podając mi pieluszkę, którą dotychczas cały czas miał przewieszoną przez ramię. Spojrzałam na niego, a on pochwycił moje spojrzenie. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Dziwna była ta sytuacja i pomyślałam nawet, że gdyby ktoś przyglądał nam się teraz przez okno, mógłby uznać, że jesteśmy rodziną.

Leżałam na łóżku Bartka nogą ruszając wózkiem, w którym leżał Antoś. Nie wiem ile to trwało, bo zupełnie straciłam poczucie czasu, ale wydawało mi się, że z cicho grającego radia wyleciało już około dziesięciu ballad. Patrzyłam w sufit, który powoli zaczął się rozmazywać, gdy usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi. Uniosłam się na łokciach i zobaczyłam uśmiechniętego Bartka trzymającego ręce w przednich kieszeniach jeansów i opierającego się o futrynę.
-Śpią?- wyszeptałam, a ten tylko pokiwał głową.
-Dziękuję, że przyjechałaś- odszeptał podchodząc bliżej i zaglądając do wózeczka- Wydaje mi się, że Oli plus Arek to jakaś mieszanka wybuchowa- zrobił dziwną miną, a ja cicho zachichotałam. Bartek usiadł na łóżku i przestał się uśmiechać. Zabrałam nogę z wózka i usiadłam po turecku przodem do chłopaka.
-Co jest?- mruknęłam.
-Słyszałem, co Arek mówił ci o Aśce...- odpowiedział, opierając przedramiona o kolana i splatając dłonie.
-Oh... Daj spokój, to dziecko. Mówi wszystko, co tylko ślina mu na język przyniesie- położyłam dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęłam się pocieszająco.
-Naprawdę miałem zamiar oświadczyć się Aśce. Poznałem ją dzięki siatkówce. Ona jest fotografem... I tak bardzo się cieszyłem, kiedy dostaliśmy propozycję od tego samego klubu i nie musieliśmy się rozstawać. Wydawało mi się, że to jest ta jedyna, rozumiesz? Jedna na milion- spojrzał na mnie wzrokiem pełnym bólu, a ja poczułam, że coś nieprzyjemnie ukłuło mnie w serce. Lekko pokiwałam głową i przysunęłam się bliżej niego.
-To dlaczego wróciłeś do Polski?- zapytałam niepewnie.
-Nie podobał mi się sposób w jaki trener traktował swoich podopiecznych- odpowiedział, obracając twarz w moją stronę- Stale krzyczał, wyzywał... W Polsce, szczególnie w Skrze, jest zupełnie inny klimat. Tutaj wszyscy dobrze się znają, są dla siebie mili i traktują siebie jak rodzina. Dlatego postanowiłem wrócić... Ale Asia nawet nie chciała o tym słyszeć... To też zerwała ze mną...
-Przykro mi- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, choć chyba za szybko.
-Ale jak to mówią- coś się kończy, by zacząć się mogło coś. Jak widać to jednak nie było to wyjątkowe uczucie- uśmiechnął się lekko akcentując dwa ostatnie słowa, a ja odwzajemniłam gest. Było mi bardzo miło, że postanowił mi się zwierzyć, jednak nie wiedziałam dlaczego to robi, przecież ledwo się znaliśmy. Położyłam się na wznak, a już po kilku sekundach Bartek zrobił to samo.
-Pewnie zastanawiasz się, dlaczego ci o tym mówię- jakby czytał w moich myślach. Zmarszczyłam brwi w oczekiwaniu na ciąg dalszy- Chciałbym ci powiedzieć, ale nie wiem- z tonu jego głosu wyczytałam, że się uśmiecha- Po prostu wydajesz mi się bardzo bliska- wyszeptał, a mnie nagle sufit wydał się bardzo interesujący. Nie chciałam obracać głowy w obawie, że mógłby mnie pocałować, a to teraz było nam obojgu najmniej potrzebne. Nie chciałam być jego pocieszeniem. Poza tym jeszcze do końca go nie rozgryzłam i postanowiłam dać temu rozwijać się swoim rytmem.
Z rozmyślań wyrwał mnie dotyk ciepłej dłoni Bartka na mojej. Niepewnie spojrzałam na swoje udo, na której spoczywały nasze splecione dłonie i nie wiedzieć czemu moje serce przyspieszyło.
-Wiesz, ja chyba powinnam już lecieć...- wyszeptałam siadając, tym samym puszczając jego rękę.
-Zostawisz mnie z tym domowym przedszkolem?- spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-Obawiam się, że mina zbitego psiaka na mnie nie zadziała- zachichotałam, poprawiając sweter.
-Ale to mina kota ze Shreka- oburzył się.
-Nie działa- wzruszyłam ramionami- Antek powinien spać już do rana. Ty lepiej też się kładź, bo jutro o dziewiątej widzimy się na hali.
-Odprowadzę cię, dobrze?- zapytał, wstając.
-Dobrze- odpowiedziałam z uśmiechem.
Wyszliśmy z mieszkania, które Bartek zamknął na klucz i zjechaliśmy windą na dół. Nacisnęłam przycisk na pilocie samochodowym, a to zapiszczało, sygnalizując zniknięcie blokady zamków.
-Dziękuję, że mi pomogłaś. Nie poradziłbym sobie bez ciebie- powiedział, gdy otworzyłam już drzwi po stronie kierowcy.
-Nie ma sprawy. Miło, że mogłam pomóc- uśmiechnęłam się lekko- Dobranoc- dodałam zajmując miejsce na fotelu, a Bartek zatrzasnął drzwi. Zapięłam pasy, gdy zapukał w szybę. Włączyłam silnik i odsunęłam ją.
-Co jest?- zapytałam.
-Może kupić ci zielony listek sygnalizujący, że jesteś nowym kierowcą, bo zaparkowałaś na miejscu dla inwalidów- wskazał na wysoki niebieski znak.
-Spieszyłam się- burknęłam, ukrywając speszenie. Nie zauważyłam tego znaku.
-Oferma- skomentował.
-Ty to jednak potrafisz zepsuć każdy miły nastrój, Kurek- warknęłam.
-I tak na mnie lecisz- skwitował ze złośliwym uśmieszkiem.
-W twoich chorych snach- syknęłam, po czym odjechałam ochlapując go błotem. Uśmiechnęłam się pod nosem słysząc, jak głośno klnie.

Kwadrans przed dziewiątą parkowałam już pod halą. Byłam w znakomitym humorze. Mimo że Bartkowi mogło się wydawać, że odjeżdżając spod jego bloku byłam wściekła, było zupełnie przeciwnie. Uśmiechając się od ucha do ucha pomachałam Winiarowi, który właśnie wjechał na parking, po czym weszłam do Energii. W holu stał mój ojciec rozmawiający z jednym z siatkarzy.
-Dzień dobry- powiedziałam wesoło.
-Dzień dobry, kamikadze- wymruczał chłopak, w którym rozpoznałam Bartka, zawadiacko puszczając mi oczko.
-Ooo, witam- odpowiedział mój ojciec, po czym ponownie zwrócił się do Kurka, mało starannie próbując ukryć irytację spowodowaną jego zwrotem w moją stronę- Tak jak mówiłem- wszystko rozegra się na dniach- chyba nieco zbyt mocno klepnął siatkarza w plecy.
-Tato, myślę, że poszukam sobie innego mieszkania- mruknęłam, gdy Kurek nieco się oddalił.
-A to dlaczego? Z Karolem źle ci się mieszka?- wydawał się być bardzo zdziwiony.
-Powiedzmy, że czuję się jakbym nadal mieszkała z ojcem- przewróciłam oczami.
-Hmm- zamyślił się- Wydaje mi się, że wiem o co może chodzić... Słuchaj, a ty z Bartkiem coś ten tego?- zapytał wykonując bliżej nieokreślony ruch dłońmi.
-Zwariowałeś?!- zapytałam nieco za głośno- W życiu nie spotkałam bardziej zadufanego w sobie człowieka- prychnęłam niczym rozjuszona kotka.
-Skoro tak mówisz...- zmrużył oczy, co było ewidentnym dowodem na to, że nie uwierzył- Ale daj Karolowi jeszcze jedną szansę, dobrze?
-Ty wiesz o co chodzi, prawda? Wiesz dlaczego Karol tak bardzo nie lubi Bartka...- spojrzałam na niego przenikliwym spojrzeniem.
-Córa, to nie jest moja sprawa. Może kiedyś oni ci powiedzą- położył dłoń na moim ramieniu- Wpadniesz dziś na kolację? Będzie Kacper...
W odpowiedzi tylko lekko pokiwałam głową. Bałam się.

Kilka chwil przed dziewiątą ruszyłam w stronę szatni chłopaków, gdzie chciałam zostawić rzeczy. Weszłam w ciemny przedsionek, gdy ktoś mocno złapał mnie za dłonie i przyciągnął do siebie. Od razu poznałam charakterystyczny zapach perfum.
-Słuchaj, Kurek, znam samoobronę, więc lepiej zabieraj te łapska, bo cię skrzywdzę- syknęłam.
-Córeczka tatusia, hmm?- wyszeptał do mojego ucha. Zrobiło mi się słabo i czułam jak dobry humor powoli ze mnie ulatuje. -Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałaś?
-Po co? Żeby zionął zawiścią tak jak ty?- burknęłam, bezskutecznie próbując się wyrwać- W zasadzie powiedziałam... Karol wie od samego początku.
Kurek aż syknął.
-Uh, trafiłaś w punkt- mruknął, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
-Słuchaj, ty naprawdę chcesz zarobić, hm?- warknęłam.
-Mam dla ciebie propozycję...- pochylił się i szeptał do mojego ucha- Nikomu nie wygadam jeśli...



*
Jest i kolejny! Przyznam szczerze, że wkręciłam się w tę historię :3

Powiedzcie: nie uważacie, że rozdziały powinny być dłuższe? Bo tak się zastanawiam... Piszę dość rozwlekle (tzn. opisywanie jednej, dość krótkiej sytuacji, czasem zajmuje mi sporo miejsca, a tak naprawdę nie dzieje się nic konkretnego). Pytam, ponieważ kocham pisać, to moja pasja i chciałabym znać zdanie ''czytelników''.
Jak już wiecie nie traktuję tego bloga jak książki i czasami jest trochę kolokwialnie, czasami składnia się nie zgadza, ale szczerze mówiąc- właśnie to najbardziej w nim kocham. Jest czasem niespójny, zaplątany i zupełnie odzwierciedla mnie jako osobę.


Jestem taka zła, że dziś przegraliśmy ze Słoweńcami i tym samym pożegnaliśmy się ze złotym medalem :c Tym bardziej, że chłopaki tak bardzo walczyli i starali się do samego końca. Było tak blisko :c

Słuchajcie, ten rozdział był gotowy już od kilku dni, ale jak to ja przetrzymałam Was żeby poczytać o nim nieco więcej opinii. Dłużej już nie mogłam, więc oddaje go Waszej ocenie.

Buziaki, kochane! <3

sobota, 10 października 2015

6

Patrzyłam w hipnotyzujące oczy Bartka, a jego twarz zaczęła powoli zbliżać się do mojej. Nagle z transu wyrwał nas przeraźliwie głośny dźwięk mojego telefonu sygnalizujący połączenie przychodzące. Klęknęłam na łóżku i chwyciłam telefon.
-Natka, gdzie wy jesteście?- usłyszałam zdenerwowany głos Karola.
-Och- wyrwało mi się. Zupełnie zapomniałam do niego zadzwonić- Przepraszam, miałam dzwonić... Zostajemy w Łodzi na noc, pogoda okropnie się popsuła i nie dalibyśmy rady dziś dojechać.
Bartek gestykulując pokazał, że idzie do łazienki, na co pokiwałam głową i odprowadziłam go wzrokiem. Głos Kłosa niemal do mnie nie docierał, ciągle myślałam o sytuacji sprzed paru chwil.
-Nat, słuchasz mnie?
-Tak, tak, jasne- odpowiedziałam szybko, choć wiedziałam, że go nie przekonałam.
-Jutro trening o dziewiątej, nie spóźnij się- powiedział sucho- Uważaj na siebie, dobranoc- dodał i rozłączył się. Kurczę, chyba się zdenerwował.
Swoją drogą bardzo ciekawiło mnie, co kiedyś musiało się między nimi wydarzyć, że tak bardzo za sobą nie przepadali.
Westchnęłam cicho i ustawiłam budzik, gdy Bartek wyszedł z łazienki.
-Jutro trening o dziewiątej, więc pobudka o szóstej- poinformowałam.
-Okej- odpowiedział, przeczesując dłonią mokre włosy- To co, idziemy spać?- położył dłoń na włączniku światła znajdującym się przy drzwiach. Pokiwałam lekko głową i wsunęłam się pod kołdrę. Już po kilku sekundach wokół zrobiło się zupełnie ciemno i poczułam, że Bartek siada na łóżku i dłońmi szuka wolnej przestrzeni. Po kilku długich minutach jego układania się w wygodnej pozycji leżeliśmy bardzo blisko siebie z głowami na jednej niewielkiej poduszce.
-Jakbym się rozpychał albo chrapał to mnie budź, jasne?- zapytał.
-Pewnie. Muszę być wyspana, bo prowadzę- mruknęłam, a po chwili potężnie ziewnęłam.
-Ja mogę prowadzić, będziemy szybciej- zaoferował.
-Spoko, jeśli chcesz- szepnęłam i obróciłam się na prawy bok, tym samym leżąc tyłem do Bartka.
-Nat...- zagadnął po dłuższej chwili, gdy już prawie byłam w krainie Morfeusza.
-Hmm?- tylko tyle udało mi się wydusić.
-Z tym chłopakiem to była ściema, prawda?- zapytał tonem, który świadczył o tym, że był święcie przekonany o swojej racji.
-Skąd takie wnioski?- po dłuższej chwili milczenia odpowiedziałam pytaniem.
-Tak sądzę...
-Być może...- powiedziałam cicho i niepewnie.
-Wiedziałem- odpowiedział z tryumfem w głosie.
-I tak masz mnie nie obmacywać, jasne?- zapytałam ostro.
-Jasne, jasne- odpowiedział pokornie- Ale przyznajesz, że ci się podobam?
-Chyba coś ci się pomyliło- prychnęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Nie musisz się z tym kryć- mruknął, delikatnie dotykając moich pleców.
-Posrało cię, Kurek?- warknęłam- Łapy przy sobie, albo jednak możesz drzemać na posadzce w łazience- wyrwałam poduszkę spod jego głowy i mocno nią go uderzyłam.
-Prosiak- burknął. Położyłam się, podkładając poduszkę pod  głowę i obracając się tyłem do siatkarza.
-Prostak- odpowiedziałam i szczelnie okryłam się kołdrą.
Zastanawiałam się czy Bartek się zgrywał, czy po prostu przez cały dzień udawał kogoś innego. Dziwnie się czułam, bo dziś naprawdę świetnie się bawiłam i byłabym niepocieszona, gdyby wszystko to okazało się fałszem.

Przebudziłam się, lecz postanowiłam jeszcze nie otwierać oczu. Nie słyszałam budzika, więc mogłam jeszcze spokojnie pospać. Było mi ciepło, przyjemnie i wygodnie. Nagle poczułam coś szorstkiego na złączeniu szyi i ramienia i dopiero wtedy zorientowałam się gdzie i z kim jestem. Szybko otworzyłam oczy i dostrzegłam, że za oknem zaczynało już świtać- musiała więc dochodzić szósta. Leżałam tyłem do Bartka, a on delikatnie drapał moją szyję swoim zarostem i silnie przytulał do siebie obejmując w pasie. Byłam skrępowana, zdziwiona i zła, dlatego jak najszybciej postanowiłam wyjść z łóżka. Przekręciłam się na plecy i lekko uniosłam głowę dostrzegając nogi Kurka, które od połowy łydek dyndały poza kanapą. Zachichotałam cicho spoglądając na jego twarz i tym samym momencie uleciała ze mnie cała złość. Jednocześnie usłyszałam szczęk otwieranego zamka. Przestraszona naciągnęłam kołdrę praktycznie na całą głowę, zostawiając na powierzchni tylko oczy. Bartek lekko wybudzony moimi nagłymi ruchami mruknął coś pod nosem jeszcze silniej się do mnie przytulając i wyciągając jedną nogę spod kołdry.
Usłyszałam stukot obcasów i przez dobrze widoczny z salonu korytarz ujrzałam młodą dziewczynę ubraną w gruby szary płaszcz. Na ramieniu miała dużą sportową torbę, która wydawała się być pusta. Kobieta weszła do sypialni Bartka, gdzie zniknęła. Dopiero wtedy odzyskałam jakiekolwiek funkcje życiowe. Głośno wypuściłam powietrze i obróciłam się w stronę Kurka.
-Bartek- szepnęłam, mocno łapiąc jego ramię i potrząsając nim- Bartek!- powtórzyłam, szarpiąc go nieco nachalniej- Ktoś jest w mieszkaniu- syknęłam.
-Co?- burknął nieprzytomnie, szybko unosząc głowę.
-Jakaś kobieta jest w sypialni- szepnęłam. Teraz to ja przysunęłam się jeszcze bliżej niego.
-Nie musisz nic wymyślać żebym cię przytulił- wymruczał, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Dokładnie w tym samym momencie owa postać wyszła z pomieszczenia na końcu korytarza i grzebiąc w torbie zbliżała się w stronę salonu.
-Aśka?- zapytał cicho Bartek. Przestraszona dziewczyna podskoczyła ze strachu i zakryła usta dłonią, tłumiąc krzyk.
-O Boziu, Bartek, ale mnie przestraszyłeś!- wydusiła, przesuwając dłoń na pierś. Zarejestrowałam, że miała bardzo sympatyczny głos, a przy tym miły wygląd. Przez dłuższą chwilę jej wzrok zatrzymał się na siatkarzu i dopiero później przeniósł na mnie- Przepraszam, nie wiedziałam, że tu jesteście- wymamrotała wbijając wzrok w swoje stopy, a na jej policzkach wykwitł delikatny rumieniec.
-Wróciłaś do Polski?- zapytał Kurek wygrzebując się z pościeli i podchodząc do dziewczyny. Zadziwiona patrzyłam na tę sytuację, nie mogąc pojąć o co właściwie chodzi.
-Nie. To znaczy nie na stałe... Na kilka dni, rodzice bardzo nalegali...- odpowiedziała.
-Czyli zostajesz w Rosji, tak?- spojrzał na nią z wielkim smutkiem.
-Nie. Dostałam propozycję od włoskiego klubu i postanowiłam ją przyjąć...- mruknęła i niepewnie spojrzała na siatkarza, jakby bała się jego reakcji. Ten wypuścił głośno powietrze i przeczesał dłońmi włosy- Ale widzę, że ty już ułożyłeś sobie życie...- spojrzała na mnie ze szczerym uśmiechem.
-Nie- powiedział Bartek nawet nie obracając się w moim kierunku. Ja wygrzebałam się z łóżka i podeszłam do dziewczyny mamrocząc coś o przypadku, jednym łóżku i złej pogodzie, a ta nie przestawała się uśmiechać. Stało się dla mnie jasne, że Bartek już nic dla niej nie znaczy.
-Daj spokój, nic nie musisz mi tłumaczyć- położyła dłoń na moim ramieniu- Miło było was zobaczyć, a teraz muszę już uciekać, przepraszam- weszła jeszcze do łazienki, skąd wzięła swoje rzeczy i po jej opuszczeniu upakowała je w dużej torbie.
-Asia, możemy porozmawiać?- zapytał Bartek, łapiąc ją za przegub.
-Nie, Bartek. Nie będziemy już nic rozgrzebywać, trzymaj się- posłała mu ciepły uśmiech i ruszyła do drzwi.
Gdy wyszła nie wiedziałam, co powiedzieć. Kurek bez słowa zamknął się w łazience, skąd przez dwadzieścia minut słychać było wyłącznie szum wody. Ja w tym czasie ubrałam się i wyszłam do sklepu, ponieważ w mieszkaniu nie było niczego, co nadawałoby się do zjedzenia. Po powrocie zrobiłam kawę oraz śniadanie. Bartek pojawił się, gdy bez celu grzebałam w telefonie, próbując znaleźć coś, bo choć trochę odciągnęłoby moją uwagę od porannego incydentu.
-Jak ci się spało?- zapytał z uśmiechem.
-Dobrze- odpowiedziałam powoli. Bartek zdecydowanie nie chciał rozmawiać o Aśce, a ja postanowiłam nie naciskać. To przecież nie moja sprawa- A tobie?
-Cóż, było mi bardzo ciepło- puścił mi oczko i usiadł przy stole naprzeciwko mnie, sięgając po bułkę- Jesteś aniołem, wiesz?
-A to dlaczego?- zdziwiłam się.
-Bo zrobiłaś mi jedzonko- wyszczerzył się i wgryzł w kanapkę z dżemem.

Przed ósmą zeszliśmy do samochodu. Według wczorajszych ustaleń Bartek zasiadł za kierownicą.
-Słuchaj, Natalia, odnośnie tego, co wydarzyło się rano...- zaczął niepewnie.
-Nie musisz- przerwałam mu- Serio...
Kurek pokiwał głową i włączył silnik. To, co wydarzyło się rano było dziwne i niezrozumiałe, ale to nie była moja sprawa. Postanowiłam więc nie wtrącać się, choć z drugiej strony szalenie intrygowało mnie to, że Bartkowi ewidentnie zależało na tej dziewczynie, a wczoraj przecież o mało mnie nie pocałował.
W Bełchatowie byliśmy kilka minut przed dziewiątą. Karol sprawiał wrażenie śmiertelnie obrażonego, a ja nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Dopiero, gdy przed trzynastą byliśmy w domu wyszło szydło z worka.
-Jak się bawiłaś?- zapytał sucho, rzucając torbę w korytarzu.
-A jak miałam się bawić? Pojechałam tylko po rzeczy, a musiałam zostać na noc w nieogrzewanym mieszkaniu, bo grad padał na przemian ze śniegiem- odpowiedziałam.
-To pewnie Bartek znalazł jakiś sposób, by was ogrzać, hmm?- burknął.
-O co tak właściwie ci chodzi?- stanęłam naprzeciw niego z rękami splecionymi na piersiach.
-O to, że on cię wykorzysta i rzuci!- powiedział wymijając mnie.
-Jestem dużą dziewczynką, potrafię o siebie zadbać!- zawołałam za nim. Przewróciłam oczami i zajęłam się wypakowywaniem przywiezionych ciuchów.

Około osiemnastej rozdzwonił się mój telefon. Numer nieznany.
-Halo?- rzuciłam do słuchawki.
-Natka?- usłyszałam głos Bartka- Musisz mi pomóc- wydusił zdyszany.
-Jasne, tylko powiedz o co chodzi- powiedziałam zdziwiona.
-Winiar i Szampon podrzucili mi swoje dzieci i... nie! Tylko nie w wieżę! I cicho, bo obudzicie Antka!- krzyknął a ja usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła.
-Będę, tylko wyślij mi adres smsem- zaśmiałam się pod nosem.
-Jesteś aniołem!- powtórzył drugi raz tego samego dnia i rozłączył się.


                          
                                                                    *

Pisanie tego rozdziału zupełnie mi nie szło.
A raczej szło, ale jak po grudzie.
Mam nadzieję, że jednak nie jest tak źle i obiecuję, że będzie tylko lepiej.

 
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem (szczególnie te długie, które uwielbiam), które motywują jak nic innego!


czwartek, 1 października 2015

5

Pięć minut później wychodziliśmy już z Hali Energia. Zimny, przejmujący wiatr plątał moje włosy współpracując ze śniegiem, który ograniczał widoczność, gdy zmierzaliśmy w stronę przystanku autobusowego.
-Kurcze, co to za pogoda- mruknął Bartek naciągając czarną czapkę w stylu beanie na uszy.
-Potrzymasz?- zwróciłam się w jego stronę w wyciągniętej ręce trzymając ciężką torbę.
-Jasne- odpowiedział biorąc ją ode mnie. Ja w tym czasie szczelnie owinęłam szyję szalikiem i poprawiłam grubą czapkę. Pogoda rzeczywiście nie rozpieszczała Bełchatowian.
-Kobieto, jakie to jest ciężkie!- jęknął siatkarz udając, że torba go przeważa.
-A co ty sobie myślałeś? Że rzeźba sama się wyrobi?- prychnęłam- Jak się nie lubi ćwiczyć to jedynym wyjściem jest ciężka torba, która pomaga robić bicki- stanęłam niczym kulturysta ukazując mu jedynie grubość mojego płaszcza opinającego ramiona.
-I wszystko jasne- zaśmiał się głośno- O, autobus!- powiedział, wskazując brodą na nadjeżdżający pojazd. Chwycił moją zimną dłoń jeszcze przed chwilą zaciśniętą w pięść i pociągnął mnie w stronę przystanku.
-Bartek, nie tak szybko!- pisnęłam ślizgając się na oblodzonym chodniku, gdy on pewnym i szybkim krokiem przemierzał odległość dzielącą nas od autobusu.
-Dawaj, bo nam zwieje! Chcesz marznąć pół godziny na tym mrozie?- spojrzał na mnie wymownie wcale nie zwalniając.
Gdy bez tchu wgramoliłam się do autobusu i zajęłam jedno z wolnych miejsc przymknęłam powieki oddychając głęboko.
-Słabą masz kondycję, trzeba nad tym popracować- mruknął Bartek stając przy mnie, zdejmując czapkę i obrzucając siedzącą obok mnie kobietę kokieteryjnym uśmiechem. Nie wiedzieć czemu dostrzegłam w tym zdaniu drugie dno i nieco się speszyłam.
-Chyba cię porąbało, człowieku- burknęłam, wsuwając dłonie do kieszeni i ze smutkiem rejestrując, że zgubiłam jedną z wełnianych rękawiczek- części prezentu świątecznego od babci.
-O nie- jęknęłam, machając przed nosem chłopaka rękawiczką z pięknie wyszydełkowanym płatkiem śniegu.  Przez ciebie zgubiłam drugą- obrzuciłam go oskarżycielskim spojrzeniem.
-Jak ty narzekasz- zaśmiał się cicho i położył ciężką torbę na moich kolanach- Tak swoją drogą, nie musisz dziękować- mruknął, wskazując na nią brodą, po czym wyciągnął z kieszeni płaszcza dwie skórzane rękawiczki- Zakładaj, bo jeszcze ci odmarzną te krótkie paluszki- rzucił z kpiną i podał mi je.
-Dziękuję- chwyciłam jedną, po czym szybko się podniosłam, by zrobić miejsce starszemu panu, który właśnie wsiadł do pojazdu.
-Dziękuję, dziecko- powiedział miłym głosem, a ja posłałam mu uśmiech, po czym założyłam rękawiczkę, która ocalała i jedną Kurkową.
-Człowieku, czym cię karmili, że wyrosły ci takie dłonie?- zaśmiałam się podstawiając mu niemal pod nos dłoń, na której miałam jego rękawiczkę.
-Monte- odpowiedział takim tonem, jakby to było oczywiste, a ja dopiero teraz skojarzyłam, że faktycznie widziałam go kiedyś w takowej reklamie. Zachichotałam i zarzuciłam torbę na ramię dokładnie w tej samej chwili, gdy kierowca ostro zahamował i całym ciałem poleciałam na Bartka, który w ostatniej chwili zdążył złapać się słupka. Gorączkowo chwyciłam się jego płaszcza, a on objął mnie ratując przed upadkiem. Gdy powróciliśmy z tego stanu nieważkości nie ruszyliśmy się nawet o milimetr. Zadzierając głowę patrzyłam w jego oczy, by po chwili zlustrować spojrzeniem całą jego twarz. Zgrabny nos, różowe usta, dwudniowy zarost i odstające uszy, które nie widząc czemu bardzo mu pasowały. Uśmiechnął się lekko ukazując rządek białych zębów, a ja poczułam przyjemny dreszcz na plecach.
-Ma pan naprawdę piękną dziewczynę- powiedział starszy pan (ten, któremu ustąpiłam miejsca) w stronę siatkarza.
-Ja nie...- zaczęłam, puszczając klapy płaszcza Kurka, ale ten natychmiast mi przerwał.
-Bardzo dziękuję- powiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.
-Przepraszam bardzo, ale czy można prosić o autograf?- usłyszałam damski głos za moimi plecami.
-I ja również?- dodał kolejny.
-Ee, no niestety, właśnie wysiadam- odpowiedział szybko, zsunął rękę z moich pleców, chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę wyjścia z autobusu.
-Co to miało być?- prychnęłam, gdy staliśmy na przystanku.
-Nie wiem o co ci chodzi- uniósł brwi demonstrując zaskoczenie.
-Doskonale wiesz o co mi chodzi, Kurek!- warknęłam- Nie jestem twoją dziewczyną, więc nie kłam ludziom prosto w twarz- obróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu Karola, który był widoczny z przystanku.
-Oj, przestań- usłyszałam jego głos nieco z tyłu- Powiedziałem tak, bo nie chciało mi się tłumaczyć tego wszystkiego, daj spokój... Nie rozumiem dlaczego tak się tym przejmujesz...- szybko zrównał się ze mną krokiem.
-Bo mam chłopaka- syknęłam.
Skłamałam. Sama nie wiedziałam dlaczego. To niekontrolowanie wyleciało z moich ust i w trzy sekundy później patrząc na twarz Bartka już bardzo tego żałowałam.
-Oh...- wyrwało mu się, a kłąb pary uleciał z jego ust zlewając się z bielą nieba- W takim razie wybacz- dodał wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza i resztę drogi pokonując w zupełnej ciszy.

Droga do Łodzi mijała nam wspaniale. Kiedy tylko wsiedliśmy do auta od razu zapomnieliśmy o niemiłym incydencie, który miał miejsce kilka chwil wcześniej. Bartkowi bardzo podobało się moje auto, a w szczególności skórzana tapicerka, którą- szczerze mówiąc- ja również uwielbiałam.
W moim rodzinnym mieście byliśmy po dwóch godzinach jazdy. Kurek był całkiem niezłym GPSem jeśli tylko nie wykłócał się o AC/DC, gdy ja akurat miałam ochotę na słuchanie polskiego Lemona, choć powinno być zupełnie na odwrót, bo przecież to jego bolała głowa.
Najpierw pojechaliśmy do mojego mieszkania, gdzie spędziliśmy prawie trzy godziny. Wypiliśmy herbatę, spakowałam ciuchy i inne potrzebne rzeczy, a następnie godzinę przeglądaliśmy moją kolekcję płyt. Pożyczyłam Bartkowi kilka z tych, którymi się zachwycał. Byłam mile zaskoczona, jak bardzo był normalny. Musiałam przyznać, że drugie wrażenie było jeszcze lepsze niż pierwsze.
-To co? Może teraz skoczymy na obiad?- zaproponował Kurek zauważając mnie wychodzącą z bloku (swoje klucze oddałam sąsiadce, tak jak prosiła mama) i pakując moje walizki do bagażnika. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła czternasta.
-Bardzo chętnie. Jeszcze nic dziś nie jadłam i umieram z głodu- przyznałam- A jak tam twoja główka?- zaciekawiłam się.
-A już lepiej, dziękuję bardzo- uśmiechnął się uroczo i zajął miejsce po stronie pasażera podając mi kluczyki- Wiesz, że mam mieszkanie w Łodzi?- zagadnął, włączając radio.
-Naprawdę?- zaciekawiłam się- W jakiej dzielnicy?
-Retkinia, blisko Atlas Areny- odrzekł, a ja uruchomiłam silnik pokazując mu gestem dłoni, by zapiął pasy- Tylko...- zawahał się, jakby rozważał czy chce mi to powiedzieć- nie zdążyłem go jeszcze urządzić... Znaczy są tam wszystkie meble typu szafki, stoły i krzesła, ale brakuje takich osobistych detali jak obrazy, zdjęcia, dywany... No wiesz, jest takie surowe. I nie mam łóżka, jest tylko sofa w salonie.
-Ty w ogóle bywasz w tym mieszkaniu?- uśmiechnęłam się włączając kierunkowskaz.
-Zdarza się, ale naprawdę rzadko. Wiesz, ostatni rok przesiedziałem w Rosji...
Pojechaliśmy do Manufaktury, gdzie wstąpiliśmy do włoskiej restauracji Bellanapoli. Spędziliśmy tam prawie półtorej godziny, a ja z dziwnym uczuciem w żołądku zauważyłam, że z Kurka jest naprawdę równy gość. Dowiedziałam się, że grał we Włoskim klubie, a później przeniósł się do rosyjskiego i że w Rosji mu się podoba, ale jest za zimno, a Rosjanki mimo że ładne, są zdecydowanie za chude.
-Natka, dwa słowa- pokazał palce prawej dłoni- Ruskie. Gimnastyczki.- mruknął, po czym zamknął się w swoim świecie marzeń, z którego musiałam go wyciągnąć znaczącym chrząknięciem.
Po wyjściu z restauracji chodziliśmy po sklepach. Trochę przeszkadzały mi nachalne spojrzenia ludzi, którzy stale wgapiali się w Bartka lub prosili go o autografy i wydawało mi się, że jego również zaczęło to irytować, dlatego kiedy wybiła dziewiętnasta, a na dworze zrobiło się zupełnie ciemno zdecydowaliśmy się opuścić centrum handlowe. Pogoda w Łodzi była jeszcze gorsza niż w Bełchatowie. Znalezienie auta na zaśnieżonym parkingu zajęło nam dobry kwadrans, podczas którego zaliczyłam solidną glebę na tyłek.
-Przestań się śmiać tylko mnie podnieś- jęknęłam wyciągając rękę w stronę siatkatrza. Bartek potrzebował kilku chwil, by się uspokoić i dopiero wtedy pomógł mi wstać.
-Już się wyśmiałeś?- rzuciłam- Fajnie, bo do Bełchatowa wracasz na pieszo- wytknęłam mu język i wrzuciłam nowo zakupiony sweter i tshirt na tylne siedzenie samochodu.
-Oj, no już się tak nie denerwuj- zachichotał jeszcze i wpakował się do auta, rzucając swoje nowe buty, a raczej kajaki do tyłu. Zdążyliśmy zapiąć pasy, gdy śnieg przerodził się w potężny grad.
-O kurna- przeklęłam.
-Wiesz, Natalia, wydaje mi się, że powrót do Bełchatowa w taką pogodę jest głupotą- stwierdził Kurek, a ja musiałam przyznać mu rację. Zdecydowaliśmy się pojechać do jego mieszkania, gdzie byliśmy po dwudziestu minutach jazdy. Wybiegliśmy z auta szybko chowając się pod dachem klatki. Bartek wbił kod i już po chwili znaleźliśmy się w windzie jadąc na siódme piętro.
-Dobrze, że zawsze mam je przy sobie- mruknął zadowolony, wyciągając z wewnętrznej kieszeni płaszcza klucze do mieszkania.
W środku było na prawdę ładnie, ale rzeczywiście brakowało kilku elementów, by było tam przytulnie. W przedpokoju zostawiliśmy ubrania wierzchnie i udaliśmy się do kuchni połączonej poprzez jadalnię z dużym salonem.
-Chyba musimy tu przenocować- stwierdził Kurek przystawiając twarz do okna- Wcale się nie zapowiada na szybką zmianę pogody.
Westchnęłam cicho rzucając się na sofę, na której leżała tylko jedna poduszka i paczka papierosów.
-Ty palisz?- zapytałam zaciekawiona.
-Co?- zapytał nieprzytomnie- A, nie. To mojej byłej dziewczyny- burknął, po czym wziął ode mnie pudełeczko i wyrzucił do kosza mieszczącego się w szafce pod zlewem. Domyśliłam się, że to temat tabu i postanowiłam go nie drążyć.
-To może pójdę pod prysznic?- bardziej stwierdziłam niż zapytałam przerywając niezręczną ciszę.
-Dobrze, jasne- mruknął, wyrwany z własnego świata- Ręczniki są w szafce w łazience i czekaj, zaraz dam ci jakąś koszulkę i spodenki, bo nie będziesz w taką pogodę schodziła do auta - ruszył korytarzem o białych pustych ścianach, a ja w ciszy podążyłam za nim. W końcu rozsunął drzwi na jego końcu i włączył światło w sporym pomieszczeniu, w którym znajdowała się tylko biała komoda i dwa kartony i gustowna szafa. Wyjął z niej białą złożoną w kostkę koszulkę i czarne spodenki.
-Tylko takie ciuchy tu mam- powiedział przepraszającym tonem.
-Dzięki za cokolwiek, zaraz wracam- uśmiechnęłam się pokrzepiająco i udałam się w stronę wskazanego przez niego pomieszczenia.
W łazience znalazłam kilka damskich kosmetyków, co trochę mnie zdziwiło. Pewnie należały do jego byłej dziewczyny i jeszcze nie zdążył ich wyrzucić. A może nie chciał?
Wzięłam szybki prysznic i bosymi stopami stanęłam na przyjemnie ciepłej podłodze, która musiała być podgrzewana. Rozwinęłam koszulkę, która jednak nie była biała, lecz biało- czerwona z wielką szóstką z tyłu, nad którą widniał czerwony napis KUREK. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i uznałam, że pasuje mi ten t-shirt. Spodenki okazały się być czarnymi bokserkami, które nawet nie wystawały zza sięgającej kolan koszulki. Czułam się w nich nieco niekomfortowo, ale w końcu lepszy rydz niż nic, czy jakoś tak.
Gdy wyszłam z zaparowanej łazienki Bartek ścielił rozłożoną kanapę.
-Łołoł, świetnie wyglądasz w tej koszulce- powiedział puszczając mi oczko, a ja poczułam jak pieką mnie policzki.
-Dziękuję- odparłam zawstydzona i nerwowo ją wygładziłam.
-Przygotowałem ci łóżko- powiedział, wskazując na kanapę- Może nie jest to szczyt wygody, ale...
-Daj spokój, dziękuję- podeszłam bliżej i stanęłam na sofie równając się wzrostem z siatkarzem- Dlaczego tylko jedna poduszka?- wskazałam na część kanapy zwróconą w stronę okna.
-Tylko jedną mam- zaśmiał się, a do mnie dotarło, że moje słowa zabrzmiały co najmniej niewdzięcznie.
-Chodziło mi o to, gdzie ty będziesz spał- szybko się poprawiłam.
-Poradzę sobie, spokojnie- uśmiechnął się, a ja wiedziałam, że przecież nie pozwolę mu spać na ziemi, bo jak potem będzie narzekał na korzonki to ojciec mnie wydziedziczy. W głębi duszy wiedziałam jednak, że to nie jedyny powód.
-Nie ma mowy, sofa wcale nie jest taka mała, zmieścimy się- uśmiechnęłam się lekko i nie wiedząc dlaczego delikatnie musnęłam ustami jego czoło. Bartek również się uśmiechnął, położył dłonie na moich biodrach, a jego spojrzenie utkwiło w moim i nagle zrobiło się naprawdę gorąco...



*
TADAM!
Muszę przyznać, że ten rozdział w miarę mi się podoba :)
Pisałam go dwie godziny i jest chyba najdłuższym na tym blogu. Był gotowy już w niedzielę, ale chciałam Was trochę przetrzymać...
Tak wiem, jestem okropna, znajdziecie mnie i utłuczecie, ale zanim, to zadajcie sobie pytanie: czy warto było czekać?