Strony

czwartek, 1 października 2015

5

Pięć minut później wychodziliśmy już z Hali Energia. Zimny, przejmujący wiatr plątał moje włosy współpracując ze śniegiem, który ograniczał widoczność, gdy zmierzaliśmy w stronę przystanku autobusowego.
-Kurcze, co to za pogoda- mruknął Bartek naciągając czarną czapkę w stylu beanie na uszy.
-Potrzymasz?- zwróciłam się w jego stronę w wyciągniętej ręce trzymając ciężką torbę.
-Jasne- odpowiedział biorąc ją ode mnie. Ja w tym czasie szczelnie owinęłam szyję szalikiem i poprawiłam grubą czapkę. Pogoda rzeczywiście nie rozpieszczała Bełchatowian.
-Kobieto, jakie to jest ciężkie!- jęknął siatkarz udając, że torba go przeważa.
-A co ty sobie myślałeś? Że rzeźba sama się wyrobi?- prychnęłam- Jak się nie lubi ćwiczyć to jedynym wyjściem jest ciężka torba, która pomaga robić bicki- stanęłam niczym kulturysta ukazując mu jedynie grubość mojego płaszcza opinającego ramiona.
-I wszystko jasne- zaśmiał się głośno- O, autobus!- powiedział, wskazując brodą na nadjeżdżający pojazd. Chwycił moją zimną dłoń jeszcze przed chwilą zaciśniętą w pięść i pociągnął mnie w stronę przystanku.
-Bartek, nie tak szybko!- pisnęłam ślizgając się na oblodzonym chodniku, gdy on pewnym i szybkim krokiem przemierzał odległość dzielącą nas od autobusu.
-Dawaj, bo nam zwieje! Chcesz marznąć pół godziny na tym mrozie?- spojrzał na mnie wymownie wcale nie zwalniając.
Gdy bez tchu wgramoliłam się do autobusu i zajęłam jedno z wolnych miejsc przymknęłam powieki oddychając głęboko.
-Słabą masz kondycję, trzeba nad tym popracować- mruknął Bartek stając przy mnie, zdejmując czapkę i obrzucając siedzącą obok mnie kobietę kokieteryjnym uśmiechem. Nie wiedzieć czemu dostrzegłam w tym zdaniu drugie dno i nieco się speszyłam.
-Chyba cię porąbało, człowieku- burknęłam, wsuwając dłonie do kieszeni i ze smutkiem rejestrując, że zgubiłam jedną z wełnianych rękawiczek- części prezentu świątecznego od babci.
-O nie- jęknęłam, machając przed nosem chłopaka rękawiczką z pięknie wyszydełkowanym płatkiem śniegu.  Przez ciebie zgubiłam drugą- obrzuciłam go oskarżycielskim spojrzeniem.
-Jak ty narzekasz- zaśmiał się cicho i położył ciężką torbę na moich kolanach- Tak swoją drogą, nie musisz dziękować- mruknął, wskazując na nią brodą, po czym wyciągnął z kieszeni płaszcza dwie skórzane rękawiczki- Zakładaj, bo jeszcze ci odmarzną te krótkie paluszki- rzucił z kpiną i podał mi je.
-Dziękuję- chwyciłam jedną, po czym szybko się podniosłam, by zrobić miejsce starszemu panu, który właśnie wsiadł do pojazdu.
-Dziękuję, dziecko- powiedział miłym głosem, a ja posłałam mu uśmiech, po czym założyłam rękawiczkę, która ocalała i jedną Kurkową.
-Człowieku, czym cię karmili, że wyrosły ci takie dłonie?- zaśmiałam się podstawiając mu niemal pod nos dłoń, na której miałam jego rękawiczkę.
-Monte- odpowiedział takim tonem, jakby to było oczywiste, a ja dopiero teraz skojarzyłam, że faktycznie widziałam go kiedyś w takowej reklamie. Zachichotałam i zarzuciłam torbę na ramię dokładnie w tej samej chwili, gdy kierowca ostro zahamował i całym ciałem poleciałam na Bartka, który w ostatniej chwili zdążył złapać się słupka. Gorączkowo chwyciłam się jego płaszcza, a on objął mnie ratując przed upadkiem. Gdy powróciliśmy z tego stanu nieważkości nie ruszyliśmy się nawet o milimetr. Zadzierając głowę patrzyłam w jego oczy, by po chwili zlustrować spojrzeniem całą jego twarz. Zgrabny nos, różowe usta, dwudniowy zarost i odstające uszy, które nie widząc czemu bardzo mu pasowały. Uśmiechnął się lekko ukazując rządek białych zębów, a ja poczułam przyjemny dreszcz na plecach.
-Ma pan naprawdę piękną dziewczynę- powiedział starszy pan (ten, któremu ustąpiłam miejsca) w stronę siatkarza.
-Ja nie...- zaczęłam, puszczając klapy płaszcza Kurka, ale ten natychmiast mi przerwał.
-Bardzo dziękuję- powiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.
-Przepraszam bardzo, ale czy można prosić o autograf?- usłyszałam damski głos za moimi plecami.
-I ja również?- dodał kolejny.
-Ee, no niestety, właśnie wysiadam- odpowiedział szybko, zsunął rękę z moich pleców, chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę wyjścia z autobusu.
-Co to miało być?- prychnęłam, gdy staliśmy na przystanku.
-Nie wiem o co ci chodzi- uniósł brwi demonstrując zaskoczenie.
-Doskonale wiesz o co mi chodzi, Kurek!- warknęłam- Nie jestem twoją dziewczyną, więc nie kłam ludziom prosto w twarz- obróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu Karola, który był widoczny z przystanku.
-Oj, przestań- usłyszałam jego głos nieco z tyłu- Powiedziałem tak, bo nie chciało mi się tłumaczyć tego wszystkiego, daj spokój... Nie rozumiem dlaczego tak się tym przejmujesz...- szybko zrównał się ze mną krokiem.
-Bo mam chłopaka- syknęłam.
Skłamałam. Sama nie wiedziałam dlaczego. To niekontrolowanie wyleciało z moich ust i w trzy sekundy później patrząc na twarz Bartka już bardzo tego żałowałam.
-Oh...- wyrwało mu się, a kłąb pary uleciał z jego ust zlewając się z bielą nieba- W takim razie wybacz- dodał wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza i resztę drogi pokonując w zupełnej ciszy.

Droga do Łodzi mijała nam wspaniale. Kiedy tylko wsiedliśmy do auta od razu zapomnieliśmy o niemiłym incydencie, który miał miejsce kilka chwil wcześniej. Bartkowi bardzo podobało się moje auto, a w szczególności skórzana tapicerka, którą- szczerze mówiąc- ja również uwielbiałam.
W moim rodzinnym mieście byliśmy po dwóch godzinach jazdy. Kurek był całkiem niezłym GPSem jeśli tylko nie wykłócał się o AC/DC, gdy ja akurat miałam ochotę na słuchanie polskiego Lemona, choć powinno być zupełnie na odwrót, bo przecież to jego bolała głowa.
Najpierw pojechaliśmy do mojego mieszkania, gdzie spędziliśmy prawie trzy godziny. Wypiliśmy herbatę, spakowałam ciuchy i inne potrzebne rzeczy, a następnie godzinę przeglądaliśmy moją kolekcję płyt. Pożyczyłam Bartkowi kilka z tych, którymi się zachwycał. Byłam mile zaskoczona, jak bardzo był normalny. Musiałam przyznać, że drugie wrażenie było jeszcze lepsze niż pierwsze.
-To co? Może teraz skoczymy na obiad?- zaproponował Kurek zauważając mnie wychodzącą z bloku (swoje klucze oddałam sąsiadce, tak jak prosiła mama) i pakując moje walizki do bagażnika. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła czternasta.
-Bardzo chętnie. Jeszcze nic dziś nie jadłam i umieram z głodu- przyznałam- A jak tam twoja główka?- zaciekawiłam się.
-A już lepiej, dziękuję bardzo- uśmiechnął się uroczo i zajął miejsce po stronie pasażera podając mi kluczyki- Wiesz, że mam mieszkanie w Łodzi?- zagadnął, włączając radio.
-Naprawdę?- zaciekawiłam się- W jakiej dzielnicy?
-Retkinia, blisko Atlas Areny- odrzekł, a ja uruchomiłam silnik pokazując mu gestem dłoni, by zapiął pasy- Tylko...- zawahał się, jakby rozważał czy chce mi to powiedzieć- nie zdążyłem go jeszcze urządzić... Znaczy są tam wszystkie meble typu szafki, stoły i krzesła, ale brakuje takich osobistych detali jak obrazy, zdjęcia, dywany... No wiesz, jest takie surowe. I nie mam łóżka, jest tylko sofa w salonie.
-Ty w ogóle bywasz w tym mieszkaniu?- uśmiechnęłam się włączając kierunkowskaz.
-Zdarza się, ale naprawdę rzadko. Wiesz, ostatni rok przesiedziałem w Rosji...
Pojechaliśmy do Manufaktury, gdzie wstąpiliśmy do włoskiej restauracji Bellanapoli. Spędziliśmy tam prawie półtorej godziny, a ja z dziwnym uczuciem w żołądku zauważyłam, że z Kurka jest naprawdę równy gość. Dowiedziałam się, że grał we Włoskim klubie, a później przeniósł się do rosyjskiego i że w Rosji mu się podoba, ale jest za zimno, a Rosjanki mimo że ładne, są zdecydowanie za chude.
-Natka, dwa słowa- pokazał palce prawej dłoni- Ruskie. Gimnastyczki.- mruknął, po czym zamknął się w swoim świecie marzeń, z którego musiałam go wyciągnąć znaczącym chrząknięciem.
Po wyjściu z restauracji chodziliśmy po sklepach. Trochę przeszkadzały mi nachalne spojrzenia ludzi, którzy stale wgapiali się w Bartka lub prosili go o autografy i wydawało mi się, że jego również zaczęło to irytować, dlatego kiedy wybiła dziewiętnasta, a na dworze zrobiło się zupełnie ciemno zdecydowaliśmy się opuścić centrum handlowe. Pogoda w Łodzi była jeszcze gorsza niż w Bełchatowie. Znalezienie auta na zaśnieżonym parkingu zajęło nam dobry kwadrans, podczas którego zaliczyłam solidną glebę na tyłek.
-Przestań się śmiać tylko mnie podnieś- jęknęłam wyciągając rękę w stronę siatkatrza. Bartek potrzebował kilku chwil, by się uspokoić i dopiero wtedy pomógł mi wstać.
-Już się wyśmiałeś?- rzuciłam- Fajnie, bo do Bełchatowa wracasz na pieszo- wytknęłam mu język i wrzuciłam nowo zakupiony sweter i tshirt na tylne siedzenie samochodu.
-Oj, no już się tak nie denerwuj- zachichotał jeszcze i wpakował się do auta, rzucając swoje nowe buty, a raczej kajaki do tyłu. Zdążyliśmy zapiąć pasy, gdy śnieg przerodził się w potężny grad.
-O kurna- przeklęłam.
-Wiesz, Natalia, wydaje mi się, że powrót do Bełchatowa w taką pogodę jest głupotą- stwierdził Kurek, a ja musiałam przyznać mu rację. Zdecydowaliśmy się pojechać do jego mieszkania, gdzie byliśmy po dwudziestu minutach jazdy. Wybiegliśmy z auta szybko chowając się pod dachem klatki. Bartek wbił kod i już po chwili znaleźliśmy się w windzie jadąc na siódme piętro.
-Dobrze, że zawsze mam je przy sobie- mruknął zadowolony, wyciągając z wewnętrznej kieszeni płaszcza klucze do mieszkania.
W środku było na prawdę ładnie, ale rzeczywiście brakowało kilku elementów, by było tam przytulnie. W przedpokoju zostawiliśmy ubrania wierzchnie i udaliśmy się do kuchni połączonej poprzez jadalnię z dużym salonem.
-Chyba musimy tu przenocować- stwierdził Kurek przystawiając twarz do okna- Wcale się nie zapowiada na szybką zmianę pogody.
Westchnęłam cicho rzucając się na sofę, na której leżała tylko jedna poduszka i paczka papierosów.
-Ty palisz?- zapytałam zaciekawiona.
-Co?- zapytał nieprzytomnie- A, nie. To mojej byłej dziewczyny- burknął, po czym wziął ode mnie pudełeczko i wyrzucił do kosza mieszczącego się w szafce pod zlewem. Domyśliłam się, że to temat tabu i postanowiłam go nie drążyć.
-To może pójdę pod prysznic?- bardziej stwierdziłam niż zapytałam przerywając niezręczną ciszę.
-Dobrze, jasne- mruknął, wyrwany z własnego świata- Ręczniki są w szafce w łazience i czekaj, zaraz dam ci jakąś koszulkę i spodenki, bo nie będziesz w taką pogodę schodziła do auta - ruszył korytarzem o białych pustych ścianach, a ja w ciszy podążyłam za nim. W końcu rozsunął drzwi na jego końcu i włączył światło w sporym pomieszczeniu, w którym znajdowała się tylko biała komoda i dwa kartony i gustowna szafa. Wyjął z niej białą złożoną w kostkę koszulkę i czarne spodenki.
-Tylko takie ciuchy tu mam- powiedział przepraszającym tonem.
-Dzięki za cokolwiek, zaraz wracam- uśmiechnęłam się pokrzepiająco i udałam się w stronę wskazanego przez niego pomieszczenia.
W łazience znalazłam kilka damskich kosmetyków, co trochę mnie zdziwiło. Pewnie należały do jego byłej dziewczyny i jeszcze nie zdążył ich wyrzucić. A może nie chciał?
Wzięłam szybki prysznic i bosymi stopami stanęłam na przyjemnie ciepłej podłodze, która musiała być podgrzewana. Rozwinęłam koszulkę, która jednak nie była biała, lecz biało- czerwona z wielką szóstką z tyłu, nad którą widniał czerwony napis KUREK. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i uznałam, że pasuje mi ten t-shirt. Spodenki okazały się być czarnymi bokserkami, które nawet nie wystawały zza sięgającej kolan koszulki. Czułam się w nich nieco niekomfortowo, ale w końcu lepszy rydz niż nic, czy jakoś tak.
Gdy wyszłam z zaparowanej łazienki Bartek ścielił rozłożoną kanapę.
-Łołoł, świetnie wyglądasz w tej koszulce- powiedział puszczając mi oczko, a ja poczułam jak pieką mnie policzki.
-Dziękuję- odparłam zawstydzona i nerwowo ją wygładziłam.
-Przygotowałem ci łóżko- powiedział, wskazując na kanapę- Może nie jest to szczyt wygody, ale...
-Daj spokój, dziękuję- podeszłam bliżej i stanęłam na sofie równając się wzrostem z siatkarzem- Dlaczego tylko jedna poduszka?- wskazałam na część kanapy zwróconą w stronę okna.
-Tylko jedną mam- zaśmiał się, a do mnie dotarło, że moje słowa zabrzmiały co najmniej niewdzięcznie.
-Chodziło mi o to, gdzie ty będziesz spał- szybko się poprawiłam.
-Poradzę sobie, spokojnie- uśmiechnął się, a ja wiedziałam, że przecież nie pozwolę mu spać na ziemi, bo jak potem będzie narzekał na korzonki to ojciec mnie wydziedziczy. W głębi duszy wiedziałam jednak, że to nie jedyny powód.
-Nie ma mowy, sofa wcale nie jest taka mała, zmieścimy się- uśmiechnęłam się lekko i nie wiedząc dlaczego delikatnie musnęłam ustami jego czoło. Bartek również się uśmiechnął, położył dłonie na moich biodrach, a jego spojrzenie utkwiło w moim i nagle zrobiło się naprawdę gorąco...



*
TADAM!
Muszę przyznać, że ten rozdział w miarę mi się podoba :)
Pisałam go dwie godziny i jest chyba najdłuższym na tym blogu. Był gotowy już w niedzielę, ale chciałam Was trochę przetrzymać...
Tak wiem, jestem okropna, znajdziecie mnie i utłuczecie, ale zanim, to zadajcie sobie pytanie: czy warto było czekać?

10 komentarzy:

  1. Bartek jaki troskliwy :) Teraz będzie im ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :) nie mogę się doczekać następnego :))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, końcówka mi się bardzo podoba i tak-warto było czekać! :) :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nonono jednak Natka przekonała się do Bartka...fajnie spędzili wspólnie czas, a do tego mogli się poznać lepiej. Jednak Karolowi zapewne nie spodoba się Ich znajomość i wyczuwam że między chłopakami w przeszłości musiało się coś wydarzyć że nie pałają do siebie przyjaźnią...może chodzi o jakąś dziewczynę?... Wyczuwam, że Natka i Bartek nie przejdą obok siebie obojętnie ;P
    Pozderki ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na kolejne losy Wojtka i Zuzy ;)
      http://dla-kazdego-zawsze-jest-jakis-ratunek.blogspot.com/2015/10/rozdzia-50-ps-pamietaj-zemszcze-sie.html
      Pozdrawiam ;**

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Mam dużo nauki, więc pewnie jakoś pod koniec tygodnia :c

      Jesli chcecie być informowani dodajcie sie do zakladki "informowani" c:

      Usuń
  6. Matko, dałabym sobie rękę uciąć, że skomentowałam rozdział...
    Bartek taki ludzki, taki mało gwiazdorski, taki normalny? A do tego wszystkiego taki urokliwy w tym, co robi. Gdybym była Natalią to wcale nie obraziłabym się, gdyby Bartek powiedział temu satrszemu panu, że jestem jego dziewczyną. Czuję między nimi chemię, a wspólna sofa jedynie może ich do siebie przybliżyć. Tylko jeden problem, Te kosmetyki! One muszą coś znaczyć i nie mam co do tego wątpliwości. I boję się, że zwiastuje kłopoty.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  7. Polubiłam tutaj Bartka, on wydaje się sympatyczny. Ogólnie widać, ze wyjazd do Łodzi był udany, ciekawe co wyniknie z tej nocy na jednej kanapie. Ogólnie to powiedziałabym, że nic, ale ta końcówka rozdziału wprowadziła trochę pikanterii i zastanawiam się czy będzie jej więcej :D
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że jednak do mnie wpadniesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bartek tu jest normalny,dlaczego przerwałaś w takim momencie ?? jestem ciekawa co będzie dalej. pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń