Strony

piątek, 11 grudnia 2015

13

-Mam sobie iść?- zapytał Bartek.
Stałam patrząc na niego dość tępym wzrokiem. Zdobyłam się jedynie na lekkie pokręcenie głową, po czym obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę swojego pokoju, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
-Kiedy wyjeżdżasz?- zapytałam cicho czując, że okropnie zaschło mi w gardle.
-Za dwa tygodnie- Kurek rozpiął kurtkę- Dopiero wczoraj się dowiedziałem i nawet nie miałem kiedy ci powiedzieć... Nie chcę żebyś była na mnie zła i myślała, że cię wykorzystałem, bo to nie jest prawdą... I tak wiele złego ostatnio między nami się wydarzyło, bardzo mi...
-Rozumiem- przerwałam mu nagle. Bartek patrzył na mnie pytającym wzrokiem- Rozumiem, że musisz wyjechać. Taką masz pracę...- tak mocno zagryzłam dolną wargę, że poczułam na języku metaliczny posmak krwi. Z całej siły próbowałam się nie rozpłakać- Na długo?
-Mam kontrakt na pół roku. Jeśli dostanę powołanie do reprezentacji to wracam...- powiedział ochrypłym głosem. Pokiwałam głową i usiadłam na parapecie, opierając stopy na ciepłym kaloryferze. Ukryłam twarz w dłoniach. Czułam się tak, jakbym rozpadła się na setki małych kawałeczków, a każdy z nich umiejscowiony był w innym miejscu. Już niedługo kolejny kawałek mnie miał wyjechać do Włoch, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
-Przepraszam...- usłyszałam jego cichy głos tuż nad swoim uchem. Odsunęłam dłonie od twarzy i spojrzałam na niego. Stał centralnie naprzeciw mnie z rękami opartymi o parapet, tym samym zmuszając mnie do patrzenia wprost w jego oczy. Uśmiechnęłam się blado- Kurwa, przepraszam. Po raz kolejny cię rozczarowuję i po raz kolejny nie wiesz na czym stoisz- jęknął, a w jego głosie słychać było prawdziwą żałość. Wyciągnęłam rękę i lekko pogładziłam jego szorstki od kilkudniowego zarostu policzek- Nie zasłużyłem na ciebie...- szepnął, zamykając oczy i wtulając policzek w moją dłoń. Był tak blisko, że z łatwością mogłam dojrzeć kilka zmarszczek wokół jego oczu- Powinnaś mieć kogoś lepszego, kto by cię nie zawodził.
-Przestań się nad sobą użalać- mruknęłam- Chcę ciebie, takiego jaki jesteś, rozumiesz? Nie żadnego innego, lepszego- drugą dłoń ułożyłam po przeciwnej stronie jego twarzy i lekko przesunęłam kciukami w stronę uszu.
-Kocham cię, Natalka- wyszeptał siatkarz, a mnie owionął słodki zapach i ciepło jego oddechu.
-Ja ciebie też, Bartek- odpowiedziałam również szeptem i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.

Leżałam wtulona w ciepłe ciało Bartka. Delikatnie sunęłam paznokciami po jego klatce piersiowej, w górę i w dół, co chwila słysząc jego zadowolone pomrukiwania. Oparłam się na łokciu i nie przerywając wcześniejszej czynności podziwiałam jego oblicze. Kiedyś nie zwróciłabym na niego najmniejszej uwagi, bo denerwowało mnie w nim wszystko- od głupkowatego uśmiechu po te odstające czerwone uszy. Teraz wszystko w nim kochałam i nie zmieniłabym nawet najmniejszego szczegółu. Nawet jego wady przestały być dla mnie widoczne.
-Dlaczego tak na mnie patrzysz?- zapytał.
-Podobasz mi się- wzruszyłam ramionami, a on zaśmiał się cicho.
-Fajnie, bo ty mi też- wymruczał, wciągając mnie na siebie. Pisnęłam, zaskoczona jego siłą- Jedź ze mną- powiedział nagle.
-Co? Gdzie?- zapytałam zaskoczona.
-No do Włoch- zagryzł dolną wargę patrząc na mnie wyczekująco- Chcesz?
Chciałam. Bardzo chciałam.
-Ja...- nie zdążyłam jednak dokończyć, bo usłyszałam pukanie do drzwi i wesoły głos.
-Natka, bo ja mam do ciebie sprawę...- do pokoju bezpardonowo wparował Igła, a za nim Ola, która miała minę jakby chciała go udusić. Przylgnęłam ciałem do Bartka czując, jak moja twarz płonie ze wstydu. Ten chwycił kołdrę i naciągnął tak, że było widać nam same głowy. Przytulił mnie mocno do siebie i pocałował w czubek głowy.
-Przepraszam, nie mogłam go powstrzymać- zaczęła tłumaczenia młoda Nowakowska. Lekko uniosłam rękę na znak, że wszystko jest w porządku, jednak nie patrzyłam na nich. Krzysiek zaczął chichotać, a ja poczułam, że klatka piersiowa Kurka również zaczyna falować. Lekko uniosłam głowę, by wzrokiem zbadać sytuację.
-Piliście?- zapytał Bartek, szczerząc się jak wariat.
-Troszeczkę- Ignaczak chwycił drewniane krzesło, postawił je przy łóżku i usiadł na nim, przedramiona układając na oparciu.
-Słuchajcie, ja to wam powiem, że wy się w sumie dobrze dobraliście- zaczął rzeczowym tonem, jednak w jego oczach iskrzyły wesołe ogniki.
-Krzysiek, wychodzimy- Ola chwyciła go z tyłu za koszulkę i bezskutecznie próbowała ściągnąć z krzesła, patrząc na mnie przepraszająco. Myślałam, że spłonę ze wstydu. Było mi głupio, jak chyba jeszcze nigdy w życiu.
-Poczekaj- Ignaczak uniósł jedną rękę- Ty jesteś Pinky- wskazał na Bartka- A ty Mózg- pokazał na mnie. Kurek dostał takiego ataku śmiechu, że leżąc na nim rytmicznie podskakiwałam.
-Co?- wydusił z siebie i jeszcze mocniej przytulił mnie do siebie.
Krzysiek nie zdążył odpowiedzieć, bo do pokoju wpadł Michał trzymając się za głowę i targając włosy, które i tak zazwyczaj były w nieładzie.
-Daga rodzi!- krzyknął- Musimy po nią jechać! Jezus Maria, jestem nieodpowiedzialny!- uderzył pięścią w ścianę- Moja żona jest w dziewiątym miesiącu ciąży, a mnie zabawy się zachciało...
-Spokojnie, Michał- Ola położyła dłoń na jego ramieniu.
-Ja jestem trzeźwa, zawiozę cię, ale daj mi minutę- powiedziałam- Tylko wyjdźcie stąd- spojrzałam na nich błagalnie. Michał wykonując polecenie Oli chwycił Krzyśka i wyprowadził go z pokoju, po drodze wpadając z nim na szafę. Wydawało mi się, że Winiar był tak przejęty, że nawet nie spostrzegł tego jak głupiej i krępującej sytuacji był świadkiem.
Gdy tylko drzwi pokoju się zamknęły wyskoczyłam z łóżka i w pośpiechu zaczęłam się ubierać. Jak obiecałam minutę później staliśmy już przy samochodzie. Jednak to Bartek zajął miejsce na fotelu kierowcy, bo znał drogę, ja usiadłam obok niego, a Piotrek, Ola (którzy mieli zaopiekować się Antkiem i Olim) i Winiar z tyłu. Na szczęście nie było korków i pod mieszkanie Winiarskich dojechaliśmy w kilka minut. Wszyscy prócz mnie wysiedli z auta. Po dwóch minutach Bartek i Michał wrócili prowadząc czerwoną i spoconą Dagmarę, która ledwo co trzymała się na nogach.
-Chryste- wyrwało mi się. Wysiadłam z auta i otworzyłam tylne drzwi, przez które wepchnęłam się tuż po Dadze, a Michał zajął miejsce z przodu.
-Bartek, błagam cię, jedź już!- pisnęła kobieta mocno ściskają jedną moją dłoń.
-Kurrrrrde, ja zaraz stracę czucie- jęknęłam, próbując rozluźnić jej uścisk.
-Piechocka, świeci ci się rezerwa! Przysięgam ci, że jeśli nie dojedziemy do tego szpitala to cię uduszę- rzucił Bartek, w pośpiechu zapinając pasy. Zamarłam spodziewając się zdziwienia ze strony pozostałych pasażerów na dźwięk mojego nazwiska, ale oni nawet nie zareagowali, jakby w ogóle nie zwrócili uwagi na to, co powiedział Kurek. Cóż, sytuacja była tak kuriozalna, że nikt raczej nie zamierzał przejmować się tym, jak właściwie się nazywam.
-Spokojnie, oddychaj- poradziłam, głaszcząc Dagmarę po włosach w tej sposób próbując ukryć swoje zmieszanie. Kurek, który nie wiadomo jakim cudem zmieścił nogi na fotelu z niedostosowaną do jego wzrostu odległością między siedzeniem a pedałami ruszył z piskiem opon. Daga tak mocno ściskała moją dłoń, że myślałam, że zaraz połamie mi wszystkie kości, jednak stale ją uspokajałam i mówiłam, że do szpitala już coraz bliżej.

Minęła już godzina odkąd Winiarscy zniknęli za drzwiami prowadzącymi na blok operacyjny. Siedziałam wtulona w Bartka na białym niewygodnym krześle. Byłam zupełnie pogrążona we własnych myślach, zresztą tak jak Kurek, który mechanicznie gładził moje włosy. Czułam, że myśli o tym samym, co ja. Jak będzie, kiedy wyjedzie. Co będzie z nami i z tym, co udało nam się stworzyć. Otworzyłam oczy, które do tej pory były zamknięte i spojrzałam na okno. Było już zupełnie ciemno. Nagle zza drzwi wyłonił się Michał. Wyglądał tak jakby właśnie zszedł z boiska po wygranym tie breaku.
-Córka!- krzyknął, a my zerwaliśmy się z krzeseł- Mam córkę!- złapał się za głowę jakby sam nie mógł w to uwierzyć.
-Gratuluję, stary!- Bartek poklepał go po plecach, gdy ja rzuciłam się na jego szyję.
-Świetnie!- pisnęłam- Jak Daga?
-Zmęczona jak nie wiem, ale ogromnie się cieszy- uśmiechnął się szeroko- Bardzo wam dziękuję za to, że ze mną przyjechaliście, ale już nie będę was zatrzymywać. Pewnie jesteście zmęczeni- położył dłoń na moim ramieniu. Lekko skinęłam głową. Rozumiałam, że to był ich rodzinny czas.

Następnego dnia po treningu udałam się do gabinetu ojca, by porozmawiać z nim o sprawie, która od wczoraj nie dawała mi spokoju. Bartek chciał, bym jechała z nim do Włoch. Z jednej strony czułam się cudownie, bo był to dowód na to, że zależy mu na mnie, a z drugiej byłam pełna obaw i niepewności co się stanie, jeśli jednak nie będę mogła z nim jechać. Czy to będzie równoznaczne z końcem naszej znajomości? Nawet nie chciałam o tym myśleć. Lekko zapukałam do drzwi, a słysząc pozwolenie na wejście, niepewnie je uchyliłam.
-O, Natalka! Dobrze cię w końcu widzieć- z rozłożonymi ramionami podszedł do mnie i zamknął w niedźwiedzim uścisku, do którego nie byłam przyzwyczajona. Nigdy nie okazywał mi uczuć. Być może dlatego, że tak naprawdę nigdy dobrze go nie znałam, a nasze relacje można było określić jako poprawne. Stosunki między nami były takie jakie być powinny między ojcem a córką, ale widać było, że są nienaturalne i nieco wymuszone.
-Można wiedzieć dlaczego tak długo unikałaś starego ojca?- zaśmiał się ze swoich słów i zajął miejsce w skórzanym fotelu, wskazując mi miejsce po przeciwnej stronie biurka.
-Miałam parę spraw, które musiałam rozwiązać...- mruknęłam po nosem i usiadłam.
-Ale już wszystko dobrze, tak?- lekko skinęłam głową- Wiesz, że jeśli miałabyś jakiś problem to zawsze możesz do mnie przyjść, prawda? Razem zawsze coś zaradzimy- uśmiechnął się.
-Wiem- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Słyszałem, że Michałowi urodziła się córka- zadowolony klasnął w dłonie- Mam jednak nadzieję, że jednak już niedługo wróci do gry- zamyślił się na chwilę, podczas której coś mi się przypomniało.
-Możesz mi powiedzieć w jaki sposób chłopaki dowiedzieli się, że jestem twoją córką?- zapytałam.
-To są okropnie ciekawskie stworzenia- pokręcił głową- Kiedy byłaś tu już około tygodnia, dorwali się do twoich dokumentów...- uśmiechnął się pod nosem jakby właśnie przypomniało mu się coś bardzo zabawnego- A tak poza tym to zginęło mi gdzieś twoje zdjęcie- gestem brody wskazał na pustą ramkę stojącą na białej szafce. Wzruszyłam ramionami i udałam zdziwienie, choć przecież doskonale widziałam, że owa fotografia spoczywała w portfelu Bartka- Ale chyba nie przyszłaś tu, by o to zapytać, prawda?- spojrzał na mnie wyczekująco.
-Nie- przyznałam i na chwilę zapadła martwa cisza.
Ojciec spojrzał na mnie z największą ciekawością.
-Słucham więc- łożył palce w piramidkę i patrzył na mnie badawczym wzrokiem.
-Zdaję sobie sprawę, że mam umowę na rok, ale zastanawiam się czy...- zawiesiłam głos.
-Czy co?- ponaglił mnie ojciec.
-Czy nie moglibyśmy jej wcześniej rozwiązać- szybko wypaliłam.
-Mhm...- ojciec powoli pokiwał głową- Na jakiej podstawie i w jakim celu?- lekko zmrużył oczy i palcem wskazującym potarł brodę.
-Sprawy osobiste- wyszeptałam nie patrząc na niego.
-Chcesz jechać z Bartkiem do Włoch, zgadza się?- zapytał. Niepewnie podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Wydawał się lekko zdenerwowany, choć próbował to ukryć. Pokiwałam głową- Obawiam się, że rozwiązanie kontraktu jest niemożliwe- oznajmił sucho.
-Ale jesteś prezesem, przecież możesz coś z tym zrobić, prawda?- zapytałam cichutko i pokornie.
-Przede wszystkim jestem twoim ojcem i właśnie dlatego tego nie zrobię- udał, że bardzo interesują go paskudne obrazy zawieszone na ścianach gabinetu- Musisz uczyć się odpowiedzialności i wypełniania do końca tego, czego się podjęłaś.
-Obawiam się, że na gadki umoralniające jest już za późno o co najmniej piętnaście lat- syknęłam, wstając z krzesła.
-Natalia, usiądź- powiedział surowo Piechocki i wskazał na fotel. Widząc jednak, że nie mam zamiaru tego uczynić również wstał- Bartek nie jest towarzystwem dla ciebie. Nie wiem ile o nim wiesz, ale chyba niedostatecznie dużo... Potrafi solidnie namieszać... Dziecko, ja się po prostu o ciebie martwię...
-Martwisz się o mnie?- zaśmiałam się rozpaczliwie- Nie. Ty po prostu chcesz by było tak, jak sobie życzysz. Chcesz mojego szczęścia? To pozwól mi z nim wyjechać- spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie, Natalia. Nie mogę.
Po krótkiej chwili już wychodziłam z gabinetu mocno trzaskając za sobą drzwiami.

Szczerze mówiąc Bartek nawet nie wydawał się szczególnie zdziwiony, gdy powiedziałam mu, że ojciec nie pozwolił mi zerwać kontraktu ze Skrą. Uśmiechnął się ironicznie i rzucił tylko: ''wiedziałem''.
 Czas, który nam pozostał postanowiliśmy wykorzystać w jak najlepszy sposób. Przez owe dwa tygodnie praktycznie zamieszkałam w mieszkaniu Bartka. Codziennie jeździł ze mną na treningi, popołudniami odwiedzaliśmy wszystkie miejsca w Bełchatowie i w Łodzi, gdzie można było zażyć nieco rozrywki, a późnymi wieczorami udawałam, że śpię, by ten mógł w spokoju dopakowywać swoje walizki. Kręciłam się po łóżku odwracając się tyłem, by ukryć łzy niekontrolowanie spływające po moich policzkach.
Dwa dni przed wyjazdem Kurka zorganizowaliśmy małą imprezę pożegnalną, na którą przyszedł nawet Karol. Nie słyszałam, by z ust któregokolwiek z nich padło słowo przepraszam, ale starali się normalnie rozmawiać, co bardzo mnie cieszyło. Stałam oparta o szafę z lampką wina w dłoni i po prostu się uśmiechałam. Wierzyłam, że jednak nie będzie tak źle.

W końcu nadszedł poniedziałek. Od tego momentu miałam jeszcze jeden powód, by nie cierpieć tego dnia. Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Powoli wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam za roznoszącym się po całym mieszkaniu zapachem. Na początku, jeszcze nie do końca rozbudzona, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to już dziś będę musiała rozstać się z Bartkiem. Przypomniały mi o tym dopiero czekające w przedpokoju walizki.
-Dzień dobry- powiedziałam zaspanym głosem, wchodząc do kuchni- Co ty tak hałasujesz od rana?- mimo wszystko starałam się brzmieć pozytywnie, by jak najlepiej wykorzystać te ostatnie chwile, które nam pozostały.
-Przepraszam, że cię obudziłem, skarbie- siatkarz ubrany jedynie w jeansy podszedł do mnie i delikatnie pocałował w czoło, jak miał w zwyczaju robić każdego poranka- Miałem zrobić ci śniadanie do łóżka, ale oczywiście musiałem cię z niego wygonić- wzniósł oczy do nieba.
-Nic się nie stało- uśmiechnęłam się lekko i przetarłam oczy. Wychyliłam się i zobaczyłam szczątki talerza porozrzucane po całej posadzce. Sięgnęłam po szufelkę i zaczęłam zbierać co większe kawałki.
-Natalka, proszę cię, zostaw to. Później posprzątam- Bartek chwycił nadgarstek ręki, w której trzymałam resztki talerza. Spojrzałam na niego i poczułam jak szkło wysuwa się z moich palców i boleśnie przesuwa wzdłuż dłoni.
-Ałć- syknęłam, puszczając je.
-Oj, prosiłem, tak?- westchnął Kurek i przysunął dłoń blisko swojej twarzy. Bez okularów czy soczewek był niemalże ślepy. Uśmiechnęłam się lekko widząc skupienie na jego twarzy, gdy sprawdzał, czy w ranie nie ma okruchów szkła- Chodź, opatrzymy to- pociągnął mnie za sobą uważając na to, bym bosą stopą nie nadepnęła na żaden odłamek. Założył okulary po czym wyciągnął z apteczki wodę utlenioną i sporą jej ilością polał ranę oraz nakleił duży plaster.
-Boli?- zapytał troskliwie. Lekko pokiwałam głową robiąc minę zbitego psa- Moja mała oferma- zaśmiał się pod nosem, po czym delikatnie pocałował mą dłoń. Czując Kurkowy zarost na ręce uśmiechnęłam się lekko.
-Mam coś dla ciebie- powiedział nagle, wstając. Uniosłam brwi w geście zdziwienia i patrzyłam jak z kieszeni jeansów wyciąga małe zielone pudełeczko. Wstrzymałam oddech zaniepokojona jego zawartością- Spokojnie, jeszcze nie chcę ci się oświadczyć- zaśmiał się i podał mi je. Otworzyłam pudełko i na znajdującej się w środku białej poduszeczce, ujrzałam złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie dwóch splecionych serc wysadzanych kryształkami.
-Jest przepiękny- powiedziałam, zakrywając usta dłonią.
-Chciałbym żeby przypominał ci o mnie, gdy nie będzie mnie przy tobie- mruknął wyciągając go i zapinając na mojej szyi.
-Będzie, na pewno będzie- zapewniłam go i zarzuciłam ręce na jego szyję, wtulając się w niego całym ciałem. Zamknął mnie w mocnym uścisku i delikatnie pocałował moją głowę- Też mam coś dla ciebie- wyszeptałam i wybiegłam do jego sypialni, skąd już po chwili wróciłam- Może nie jest wartościowe, ale będziesz mógł mieć to przy sobie aż będziesz miał mnie dosyć- uśmiechnęłam się szeroko i wyjęłam zza pleców ramkę. Ze zdjęcia śmiała się do mnie brunetka w biało czerwonej koszulce z numerem sześć i napisem Kurek. Stała tyłem, kciukami wskazując na napis na swoich plecach. Tylko jej roześmiana twarz była zwrócona w stronę fotografa. Wyszłam tak dobrze, że niemal nie byłam w stanie sama siebie rozpoznać. Ola była prawdziwą cudotwórczynią.
Spojrzałam na Bartka. Stał wpatrzony w zdjęcie jakby właśnie dostał prezent, o którym zawsze marzył.
-Dziękuję ci- wyszeptał i mocno mnie pocałował.
-A tutaj masz pomniejszone, żebyś mógł wsadzić je do portfela- podałam mu nieco mniejszą, lecz przedstawiającą dokładnie to samo, fotografię- Pe es, mój ojciec zorientował się, że zdjęcie uleciało z jego gabinetu.
Kurek uniósł ręce w obronnym geście.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz- uśmiechnął się szelmowsko.

Kilka godzin później siedziałam już za kierownicą swego auta, w lusterku wstecznym obserwując jak Bartek kończy pakować swoje rzeczy do bagażnika. Nie zaprzestając podglądania go rozpięłam płaszcz i drżącymi rękami delikatnie chwyciłam przywieszkę od łańcuszka wiszącego na mojej szyi. Było mi zimno i trzęsłam się, choć ogrzewanie w samochodzie było podkręcone na maksa. Oparłam głowę o kierownicę, a łzy niekontrolowanie zaczęły spływać po moich policzkach.
-Oesu, jak tu gorąco- usłyszałam głos Bartka i trzask drzwiczek. Szybko uniosłam głowę i obróciłam ją w drugą stronę, by nie zobaczył mych łez- Jedziemy?
Pokiwałam głową i nie patrząc na niego skierowałam drżące ręce ku stacyjce. Samochód nie odpalił. Spróbowałam jeszcze raz. Nic. I jeszcze raz. Znowu nic. Wiedziałam, że to nie wina samochodu, lecz moja.
-Kochanie, co się dzieje?- zapytał Kurek, kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Nic- wyszeptałam i wzięłam głęboki oddech- Już jedziemy, przepraszam- po raz wtóry przekręciłam kluczyk- tym razem samochód odpalił.
Dwie godziny później byliśmy już na lotnisku Reymonta w Łodzi. Bartek wysiadł, by wypakować walizki, a ja nadal tkwiłam na siedzeniu kierowcy. Byłam tak roztrzęsiona, że cudem było, że po drodze nie spowodowałam żadnego wypadku. Słysząc pukanie w szybę lekko podskoczyłam. Kurek uśmiechał się zachęcająco i otworzył mi drzwi.
-No chyba się ze mną pożegnasz, co?- położył dłoń na moim policzku. Za nim stał wózek pełen walizek.
-Nie chcę żebyś jechał- wyrzuciłam z siebie, nie patrząc na niego.
-Ja też wolałbym zostać tu z tobą. Naprawdę, Natalko...- siatkarz zamknął mnie w mocnym uścisku- Ale za dwa miesiące przyjadę tutaj, a jeśli ty będziesz chciała to wcześniej możesz mnie odwiedzić- odsunął mnie od siebie i oparł dłonie na moich ramionach- Włochy to nie jest koniec świata. Wsiadasz w samolot i po kilku godzinach już jesteś przy mnie- uśmiechnął się pocieszająco i mocno mnie pocałował. Uwielbiałam kiedy to robił, a przez te dwa tygodnie spędzaliśmy na tym godziny. Wtuliłam twarz w jego szyję po raz ostatni upajając się zapachem jego perfum. Łzy wielkie jak grochy płynęły po moich policzkach i nie mogłam ich powstrzymać. Bartek nawet nie próbował i zdawało mi się, że kilka razy również słyszałam, jak pociągał nosem. Nie wiem ile tak staliśmy. Kilkanaście sekund, a może minut.
-Muszę już iść- powiedział w końcu- Wywołują mój lot do odprawy.
Odsunęłam się od niego dynamicznie kiwając głową.
-Tutaj są klucze od mojego mieszkania- podał mi ciężkawy pęk- Gadałem z twoim tatą, na razie możesz w nim mieszkać- uśmiechnął się lekko.
-Dobrze- wsunęłam klucze do kieszeni płaszcza- Wziąłeś wszystko? Masz paszport?- spojrzałam na niego z troską.
-Mam, kochanie- spojrzał na swój plecak.
-Ładowarkę do telefonu?
-Też.
-Moje zdjęcie?
-Oczywiście.
-A szczoteczkę do zębów?
-Natka... Nie przedłużajmy tego w nieskończoność, bo będzie jeszcze ciężej...- pogładził moje włosy.
-Zadzwoń do mnie jak już dolecisz- poleciłam,zagryzając wargę- W ogóle dzwoń do mnie często i pisz.
-Obiecuję, że będę- pochylił się i po raz kolejny tego dnia ucałował moje czoło- Nie daj się zwariować, maleńka. Niedługo się widzimy- po raz ostatni mocno go przytuliłam i już po chwili patrzyłam przez szklane drzwi jak oddala się w stronę terminala.
Faktem było, że miał przyjechać już za dwa miesiące na chrzciny córki Winiarskich, ale w tamtej chwili było to dla mnie wiecznością.





No. W końcu jest. Miał być na tygodniu, ale jakoś nie mogłam się zmotywować do napisania go, poza tym chyba też nie miałam dostatecznie dużo czasu. Ale ważne, że w ogóle jest, prawda? :D

No zrobiło się troszkę smutno... :c
Aż nie wiem, co napisać. W zasadzie to często nie wiem, co tu napisać, bo najlepsze, co mogłam przelać z siebie jest powyżej.

Tak, wymyśliłam sobie inny czas trwania rozgrywek ligowych, wiem, wiem, ale who cares? :D 

Kochana Annie!
Wiem jak bardzo ostatnio zaniedbałam Twojego wspaniałego bloga i obiecuję jak najszybciej nadrobić zaległości, ale jak już wiesz mam tyle pracy, że nawet nie mogę w pełni skupić się na własnym :c Nie gniewaj się, poprawię się! :*



7 komentarzy:

  1. Hoho!
    Bartek wyjechał, co jest smutne, więc stalker Karol będzie walczył! Oj jak on będzie walczył, podrywał (jak Barney Stinson), on mam pokaże swój potencjał. Zobaczymy!
    Ogólnie to nie jest dobrze, rozdział jej smutny. Rozdziera moje serce. Jednak wyjechał. Myślałam, że to się inaczej ułoży, ona wyjedzie. Ale czy naprawdę ona musiała słuchać ojca? Mogła wziąć urlop na żądania czy coś...
    Ja jestem ciekawa jak to wszystko wyjdzie. Związek na odległość? Ciężko, ciężko.. A do tego, coś tak czuję, to Bartek ma jeszcze sporo za uszami..

    Czekam na następny,
    Trzymaj się.
    Buziaki,

    Zuzek, my--niepokonani.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, choć smutny. Coś czuję, że Natalia poleci za Bartkiem do Włoch. Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam i dużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. :( liczyłam na inne rozwiązanie tej sytuacji.
    Fajnie, że Bartek zaproponował jej ten wyjazd, szkoda, że Piechocki się nie zgodził. myślę, że dojdzie do jakiejś kłótni ojciec-córka po której Natalka wyjeździe do Włoch. Ale czy tak będzie?
    Haha Igła mistrz :D Rodzinka Winiarskich się powiększyła :)
    Pozderki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz, jak ten rozdział poprawił mi humor :D Mimowolnie się uśmiechałam, kiedy go czytałam. No.. pomijając końcówkę, która była smutna :// Chyba nie ma osoby, która lubiłaby pożegnania. Fajnie, że Bartek zaproponował Natalii, żeby z nim wyleciała. Tylko szkoda, że Piechocki nie wyraził na to zgody. -.-
    Igła najlepszy! :D Jeszcze się rozsiadł na tym krześle xD Ahh ten Krzysiu.. :D
    Mam nadzieję, że ten wyjazd Bartka nie zmieni zbyt wiele.. Ja już chcę, żeby wrócił! <3
    Pisz szybciutko następny! ^.^
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszałaś, więc jestem. :) Z niemałym opóźnieniem, ale niestety nie mogłam wcześniej... :/
    Co do rozdziału,to jest genialny. :D
    Troszkę irytuje mnie Bartek, bo Natalia nie może przy nim zaznać takiego... spokoju i stabilności. Zawsze, gdy wydaje się, że jest dobrze, to wszystko zmienia się o 180 stopni. Jednakże widać, że łączące ich uczucie jest bardzo silne. :)
    Jestem zła, że ojciec Natalii nie chce pozwolić jej na wyjazd z Bartkiem. Po części ma rację. Związała się z klubem umową i musi jej dotrzymać. Musi być konsekwentna i odpowiedzialna. Ale z drugiej strony, jako jej ojciec powinien chcieć, by była szczęśliwa. A będąc w Polsce na pewno taka nie będzie...
    Konflikt interesów.. :/
    A co do Michała i jego córki... Chce mi się śmiać, ale jestem też mega zadowolona. ^^
    Podsumowując? Rozdział cudny!
    Buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam :)
    Bardzo rozdział mi się podoba :) Jest super napisany. Zachwanie pana prezesa mnie zdenerwowalo !
    Chociaz z drugiej strony może odkryjemy kolejna z " pięćdziesieciu twarzy "^^ Kurka i będzie kręcił w tej Rosji z jakąś kobitka ???
    Oj już się nie mogę doczekać kolejnych rozdziałów :* Pozdrawiam Dooma :)

    OdpowiedzUsuń